Aktualności ze świata miłośników twórczości Tolkiena

Shire Calendar 2019 (download!)

As this year’s Christmas present we present our Shire Calendar for 2019 (1396 S.R.) in which the Gregorian dates are translated into the dates of the Shire Reckoning according to the Reform of Our Calendar which is based upon Tolkien?s calculations published in Ch. Scull and W. G. Hammond’s A Reader’s Companion, p.p. xlv-l (note that our 25 December is the equivalent of 2 Yule or New Year’s Day like it was in the Catholic reckoning in mediaeval England). Our calendar?s order is borrowed from the publication of Steve Pillinger from 1981 to 1982 about which you can read on Tolkien Gateway.

The Calendar with illustrations by Ryszard „Galadhorn” Derdziński can be downloaded in the PDF format. Note the use of the Elvish letters and numerals (in the decimal system) according to Tengwar mode for Westron (English).

cal2019a

Shire Calendar 2019 (PDF – DOWNLOAD!)

Very best wishes for Yule!

Przemysław Mroczkowski
Powrót Króla (1964)

Przepisaliśmy dla Was ostatnią z recenzji Władcy Pierścieni, które napisał „polski Inkling”, profesor Przemysław Mroczkowski. Serdecznie dziękujemy redakcji Więzi za przekazanie nam do „druku” tego ważnego tekstu, chyba najciekawszej z serii recenzji „baśni o prawdach”. Dobrej lektury!

Wieź, nr 2 (70)/1964, str. 97:

POWRÓT KRÓLA
Przemysław Mroczkowski

wiez1964Co może nas obchodzić powrót króla, którego nigdy nie było? Teraz, w wieku prozaicznych demokracji, maszyn prawie wszechwładnych i bardziej jeszcze prozaicznych? A jednak ludzie rozkupują trzeci tom baśniowej trylogii J. R. R. Tolkiena „Władca Pierścieni”, pt. „Powrót Króla”, tak jak rozkupywali poprzednie.

Chcą się jednak dowiedzieć, czy dzielny Frodo, niosący z krainy „ludzików” przedziwny pierścień, którym zawładnięcie ma rozstrzygnąć o losach świata, zdołał go ostatecznie uchronić przed wpadnięciem w ręce Czarnego Pana Przekleństwa, chcą się dowiedzieć, jak zakończyła się olbrzymia wojna między niewolnikami Czarnego Pana a koalicją ludzi, elfów, karłów itd., broniącą życia zgodnego z naturą, rozsądku, obyczaju, uśmiechu, pieśni. I oksfordzki profesor opowiada im o tym, prowadząc ich jeszcze raz przez krajobrazy piękna i grozy, sceny przyjaźni, napięcia, triumfu ku ostatecznemu spełnieniu oczekiwań wielu znękanych ludów. Jak czytelnicy wiedzieli z poprzednich tomów, jedynym wyjściem z prawie beznadziejnej sytuacji dla sług Dobra było zniszczenie pierścienia (dającego władzę!) upragnionego przez Władców śmierci, i to w ogniu płonącym w samym sercu ich krainy. W trzecim tomie Frodo, w śmiertelnych zmaganiach ostatniej minuty dokonuje tego dzieła; kraina zniszczenia zapada się w otchłań, a rycerze dobrej sprawy wracają wśród rosnącego śpiewu do zagród pokoju i Wielki Król może objąć na nowo dziedzictwo świata godnego ludzi (czy choćby ludzików – „hobbitów”).

Z ukazaniem się po polsku ostatniego tomu niezwykłej trylogii Tolkiena czas na spojrzenie perspektywiczne na to zjawisko literackie i na jakiś bilans, choćby cząstkowy. Co otrzymaliśmy od przedstawiciela angielskiej literatury w tym dziele? Czy jest to jakiś cenny element wymiany między narodami „w dziedzinie tworów ducha ludzkiego”?

Jak już działo się to wyraźnie w poprzednich tomach, Tolkien wywołał swoim twórczym zaklęciem wizję pięknego i dzielnego świata. Zrobił to z ogromną siłą sugestii, skoro przełamuje ona u tak wielu opory w stosunku do tego rodzaju twórczości. Urzekł ich akcją pełną przygód, barwą, poezją. Dzięki temu uniósł czytelnika w świat własny, w swoim rodzaju jedyny. Z drugiej strony świat ten osnuty jest na wiedzy uczonego, wiedzy na temat mitologii germańskiej i celtyckiej; stanowi indywidualne wprawdzie przetworzenie, ale przetworzenie jakiejś wspólnej spuścizny, skarbca pojęć i obrazów, którymi żyła ongiś połowa Europy, ba skarbca pojęć i obrazów całych minionych kultur żyjących naturą, rytuałem, układem określonych norm etycznych. Jest to rodzaj daru dla ludzi epoki, w której te wszystkie sprawy w najlepszym zbladły i przemieszały się. Innymi słowy księga jest ważna nie tylko jako utwór literacki, ale jako dokument pewnych postaw, charakterystycznych dla starszych faz angielskiej czy wszelkiej tradycji.

Niemniej trzeba jak najpełniej zrozumieć i uwzględnić opory, jakie wywołuje baśniowy kształt opowieści Tolkiena. Księgi te zyskują sobie równie entuzjastycznych czytelników-wielbicieli, co zaciętych wrogów. Graham Greene, standardowy naturalista dzisiejszej literatury powiedział mi kiedyś, że nie chce wręcz brać do ręki tego rodzaju „akademickiej fantazji”. Trzeba uznać, że kwestia gustów nie da się rozstrzygać przez dyskusję. Można natomiast podyskutować nie na temat gustów, a postaw, których przedstawiciele posługują się argumentacją racjonalną.

Dlaczego miałoby się odmawiać praw wyobraźni w twórczości literackiej, która cała na wyobraźni się wspiera? I dlaczego realizm, którego psychika ludzka istotnie w jakimś sensie się domaga, miałby polegać tylko na odkalkowaniu najbardziej potocznych i zewnętrznych doświadczeń? Zapewne, Arystoteles miał chyba rację, że wszelka sztuka jest naśladownictwem, mimesis, ale czy nie może to także być „naśladowanie” sytuacji, w których autor się nie znalazł, a nawet nie mógł znaleźć, zwłaszcza jeżeli przy tej okazji zakomunikuje coś prawdziwego wewnętrznie?

Szczególnie chciałbym odrzucić argument, ujmowany w słowach, że „to się wydaje takie dalekie”. Proszę sobie przypomnieć jakieś spotkanie w górach, wśród słońca, żywą dyskusję czy bardzo osobistą rozmowę o „wielkich sprawach w życiu” i jakie to się nam wydawało potem odległe wśród codziennej szarzyzny stołów konferencyjnych, dymu z papierosów, prozaicznych kłopotów z dziś na jutro. Czy przez to przeżycie – tamto było koniecznie mniej prawdziwe lub mniej ważne? Czy nie jawiło się jak jakaś kąpiel psychiczna, choćby w pamięci nieco zatarta?

Osobiście głosuję za taką odnową poczucia przygody, zwłaszcza przygody podjętej w imię wartości jakichś spraw w życiu i świadomości spojrzenia na świat odmiennego od spojrzeń dla nas najłatwiejszych. Czyż nie powiedziano, że kultura zaczyna się od zrozumienia czasu innego niż nasz własny?

Udany przekład Marii Skibniewskiej umożliwia to doświadczenie, ożywcze dla dorosłych i mniej dorosłych.

Przemysław Mroczkowski

Przemysław Mroczkowski
Dalsza baśń o prawdach (1962)

wyd

Okładki pierwszych wydań Tolkiena z lat 1960-1985

Przedstawiamy Wam kolejną część recenzji „baśni o prawdach”, którą dla Przeglądu Kulturalnego napisał polski Inkling, człowiek, dzięki któremu książki Tolkiena pojawiły się w Polsce, prof. Przemysław Mroczkowski.

Przegląd Kulturalny, nr 52-53 (538-539) 1962, str. 9:

DALSZA BAŚŃ O PRAWDACH
Przemysław Mroczkowski

Nie wolno przeoczyć ukazania się drugiego porywającego tomu baśniowego eposu J. R. R. Tolkiena Pan Pierścieni [ciekawi ta wersja tytułu, bo w Polsce wydano książkę jednak jako Władcę Pierścieni! – przyp. LNDL]. Tom pierwszy, pt. Wyprawa polecałem rok temu (Wielka baśń o prawdach, grudzień 1961). Jako przysięgły herold tego dzieła rozgłaszam dobrą wieść, że już się ukazał jego następny pokaźny tom: Dwie wieże.

Pod koniec pierwszego tomu było tak, że wśród wielkich przygód kompania niosąca tajemniczy pierścień do groźnej krainy Mordoru (by tam go zniszczyć i w ten jedyny sposób uratować świat dobra przed zagładą) rozproszyła się. Niosący pierścień Frondo [oczywiście Frodo! – przyp. LNDL] został tylko w towarzystwie swego sługi i przyjaciela.

Mimo to zagłębia się, wśród rosnących niebezpieczeństw, w krainę Czarnego Władcy, by spróbować dopełnić zadania.

Jak to się dzieje, że zaczytujemy się w tym wszystkim, mimo tylu szczegółów fantastycznych? Pytanie zastanawiające, ale nie bardziej, niż pytanie o siłę czy sekret działania Tristana i Izoldy, Makbeta czy Don Kichota.

Niemało w tym wszystkim podobieństwa do Sienkiewicza, tylko dochodzi pewne „udziwnienie” i pogłębienie. Ale jest i porywająca akcja, i uśmiech, i „pokrzepienie serc” człowieczych (pod niebem pełnym mroku i grzmotów). A „o czym nam mówi autor” na tych kartach pełnych humoru, grozy, bohaterstwa i barwy? O podobnych sprawach jak w tomie pierwszym – w ogóle o sprawach starych: że ludzie lubią życie spokojne i przyjemne (Frondo [Frodo!] się nie śpieszył na wyprawę), ale że jednak musi się znaleźć ktoś, kto za wszystkich podejmie wielkie i trudne zadanie ratowania ich z nędzy czy ucisku, czy niewoli: że przeto nie przedawniła się dzielność; że w życiu nie ma gwarancji powodzenia (choć trwa nadzieja). I trwa poezja, której „opowiadaną apologią” są poniekąd wszystkie trzy tomy.

Przeczytaj resztę wpisu »

Przemysław Mroczkowski,
Wielka baśń o prawdach (1961)

col4Z wielką przyjemnością prezentujemy Wam prawdopodobnie pierwszy, najwcześniejszy tekst o Tolkienie i jego książkach, jaki ukazał się w polskiej prasie. Dzięki uprzejmości naszej Znajomej, Joanny Tarasiewicz, otrzymaliśmy skany dwóch artykułów prof. Przemysława Mroczkowskiego, polskiego Inklinga (patrz tutaj i tutaj) z Przeglądu Kulturalnego z 1961 i 1962, gdy w PRL-u ukazywało się pierwsze wydanie Władcy Pierścieni w tłumaczeniu Marii Skibniewskiej. Dziś prezentujemy pierwszy z tekstów: „Wielka baśń o prawdach” (Przegląd Kulturalny nr 49 (484), str. 4 (nie numer 46, jak błędnie podają niektóre bibliografie). Czytajcie! Niech ten tekst wywoła dyskusję tutaj i na naszym profilu na Facebooku. Zauważmy, że prof. Mroczkowski nie pisze o „trylogii”, a o epopei w trzytomowej księdze, że używa pięknych porównań, korzysta z bogactwa polszczyzny pisząc np. o „pozaświatowości elfa”. Prezentowane zdjęcie przedstawia pierwsze wydanie Władcy Pierścieni w Polsce z osobistej kolekcji Profesora Tolkiena (znamy te egzemplarze z niektórych zdjeć J. R. R. Tolkiena na tle jego półki z książkami). O tym, jak te książki znalazły się w Polsce przeczytacie na Tolkniętym i w przygotowywanym na Boże Narodzenie numerze Simbelmynë.

[poprawki redaktorskie podajemy w nawiasie kwadratowym]

WIELKA BAŚŃ O PRAWDACH
Przemysław Mroczkowski

Czy można pozwolić sobie na porcję entuzjazmu? Wydaje się, że są po temu powody z okazji ukazania się po polsku pierwszego tomu wielkiej księgi przygód, feerii i mądrości J. R. R. Tolkiena, której podano u nas tytuł Wyprawa [dziś Drużyna Pierścienia].

Piszący te słowa uważa to trochę za osobiste święto, ponieważ tę książkę podawał jeszcze w oryginale rodzinie i przyjaciołom, i podsunął myśl jej przekładu.

Jakiś czas temu wydano u nas krótszą powieść Tolkiena, Hobbit, autor nie jest więc naszym czytelnikom nie znany. Hobbit odgrywa w stosunku do Wyprawy rolę preludium, wprowadza postać dzielnego, a przy tym wielce osobistego ludzika, któremu „nagle wypadło być bohaterem” mimo zamiłowania do wygodnego, spokojnego życia i który przeklinając to zrządzenie losu, dokonuje jednak wielkiego czynu. Już ta książka zaznajamiała tych, którzy potrafili się na tym poznać, z niektórymi najlepszymi cechami angielskiej psychiki i charakteru, a także kultury pisarskiej. Wyprawa będzie to czynić na o wiele większą skalę.

J. R. R. Tolkien przez długie lata profesor filologii angielskiej w Oxfordzie [pisownia oryginalna], jest jednym więcej przykładem łączenia w tradycji tego uniwersytetu pasji badawczej z zamiłowaniem literackim. W najgłośniejszym przypadku Lewis Carrolla twórczość zwyciężyła nawyki matematycznego myślenia pisarza: każdy zauważył, że „Alicja w Krainie Czarów” prowadzi pewne logiczne konstrukcje, chociaż doprowadza do absurdalnego zakończenia.

Tolkien jest znawcą starej literatury i języków. Jego wykłady wprost oszałamiały orientacją w spuściźnie rękopiśmiennej, w bogactwie form dialektycznych, rodzajach pisma. Ale ktoś dobrze umiejący czytać w twarzach byłby może dostrzegł pod skupieniem badacza coś z oczarowania dziwnością wykładanych spraw, coś z zaświatowości elfa. W każdym razie jest w tej chwili jasne, że oprócz władz analitycznych pracowała tam wyobraźnia, gromadząca przez lata wizje minionych ludzkich społeczności, ich wierzeń, walk, nabywanych doświadczeń; że na przykład rękopis jawił się nie tylko jako przekaz danych do naukowego wykorzystania, ale jako to, czym ongiś bywał, jako układ znaków, w których ludzie „zaklęli” swoje doświadczenie. Aż przyszedł dzień, w którym te podskórne prądy wydostały się na powierzchnię: wydawcy Allen i Unwin wypuścili w r. 1954 pierwsze z licznych wydań trzytomowej baśniowej epopei: Pan Pierścieni (The Lord of the Rings). (W tej chwili Amerykanie kręcą już z tego film).

Przeczytaj resztę wpisu »