Przemysław Mroczkowski,
Wielka baśń o prawdach (1961)
Z wielką przyjemnością prezentujemy Wam prawdopodobnie pierwszy, najwcześniejszy tekst o Tolkienie i jego książkach, jaki ukazał się w polskiej prasie. Dzięki uprzejmości naszej Znajomej, Joanny Tarasiewicz, otrzymaliśmy skany dwóch artykułów prof. Przemysława Mroczkowskiego, polskiego Inklinga (patrz tutaj i tutaj) z Przeglądu Kulturalnego z 1961 i 1962, gdy w PRL-u ukazywało się pierwsze wydanie Władcy Pierścieni w tłumaczeniu Marii Skibniewskiej. Dziś prezentujemy pierwszy z tekstów: „Wielka baśń o prawdach” (Przegląd Kulturalny nr 49 (484), str. 4 (nie numer 46, jak błędnie podają niektóre bibliografie). Czytajcie! Niech ten tekst wywoła dyskusję tutaj i na naszym profilu na Facebooku. Zauważmy, że prof. Mroczkowski nie pisze o „trylogii”, a o epopei w trzytomowej księdze, że używa pięknych porównań, korzysta z bogactwa polszczyzny pisząc np. o „pozaświatowości elfa”. Prezentowane zdjęcie przedstawia pierwsze wydanie Władcy Pierścieni w Polsce z osobistej kolekcji Profesora Tolkiena (znamy te egzemplarze z niektórych zdjeć J. R. R. Tolkiena na tle jego półki z książkami). O tym, jak te książki znalazły się w Polsce przeczytacie na Tolkniętym i w przygotowywanym na Boże Narodzenie numerze Simbelmynë.
[poprawki redaktorskie podajemy w nawiasie kwadratowym]
WIELKA BAŚŃ O PRAWDACH
Przemysław Mroczkowski
Czy można pozwolić sobie na porcję entuzjazmu? Wydaje się, że są po temu powody z okazji ukazania się po polsku pierwszego tomu wielkiej księgi przygód, feerii i mądrości J. R. R. Tolkiena, której podano u nas tytuł Wyprawa [dziś Drużyna Pierścienia].
Piszący te słowa uważa to trochę za osobiste święto, ponieważ tę książkę podawał jeszcze w oryginale rodzinie i przyjaciołom, i podsunął myśl jej przekładu.
Jakiś czas temu wydano u nas krótszą powieść Tolkiena, Hobbit, autor nie jest więc naszym czytelnikom nie znany. Hobbit odgrywa w stosunku do Wyprawy rolę preludium, wprowadza postać dzielnego, a przy tym wielce osobistego ludzika, któremu „nagle wypadło być bohaterem” mimo zamiłowania do wygodnego, spokojnego życia i który przeklinając to zrządzenie losu, dokonuje jednak wielkiego czynu. Już ta książka zaznajamiała tych, którzy potrafili się na tym poznać, z niektórymi najlepszymi cechami angielskiej psychiki i charakteru, a także kultury pisarskiej. Wyprawa będzie to czynić na o wiele większą skalę.
J. R. R. Tolkien przez długie lata profesor filologii angielskiej w Oxfordzie [pisownia oryginalna], jest jednym więcej przykładem łączenia w tradycji tego uniwersytetu pasji badawczej z zamiłowaniem literackim. W najgłośniejszym przypadku Lewis Carrolla twórczość zwyciężyła nawyki matematycznego myślenia pisarza: każdy zauważył, że „Alicja w Krainie Czarów” prowadzi pewne logiczne konstrukcje, chociaż doprowadza do absurdalnego zakończenia.
Tolkien jest znawcą starej literatury i języków. Jego wykłady wprost oszałamiały orientacją w spuściźnie rękopiśmiennej, w bogactwie form dialektycznych, rodzajach pisma. Ale ktoś dobrze umiejący czytać w twarzach byłby może dostrzegł pod skupieniem badacza coś z oczarowania dziwnością wykładanych spraw, coś z zaświatowości elfa. W każdym razie jest w tej chwili jasne, że oprócz władz analitycznych pracowała tam wyobraźnia, gromadząca przez lata wizje minionych ludzkich społeczności, ich wierzeń, walk, nabywanych doświadczeń; że na przykład rękopis jawił się nie tylko jako przekaz danych do naukowego wykorzystania, ale jako to, czym ongiś bywał, jako układ znaków, w których ludzie „zaklęli” swoje doświadczenie. Aż przyszedł dzień, w którym te podskórne prądy wydostały się na powierzchnię: wydawcy Allen i Unwin wypuścili w r. 1954 pierwsze z licznych wydań trzytomowej baśniowej epopei: Pan Pierścieni (The Lord of the Rings). (W tej chwili Amerykanie kręcą już z tego film).
Główną wątpliwością, z którą trzeba próbować się uporać w chwili, gdy jawi się taka pozycja na rynku wydawniczym, szczególnie u nas, jest sprawa baśni. Olbrzymi nurt realizmu i naturalizmu w nowoczesnej literaturze, technokratyzacja i idące z nią w parze pewne „uprozaicznienie” życia stworzyły sytuację, w której nie tylko dorośli, ale młodzież „wstydzą się” swobodnej gry wyobraźni u pisarza. Powtarzam: nie tylko dorośli, ale i młodzież.
– A jednak obok tego pozostaje równie niewątpliwy fakt ogromnego powodzenia trzytomowej księgi Tolkiena: nie tylko dzieci, ale i studenci uniwersytetów angielskich chodzą z jej grubymi tomiskami pod pachą.
Trzeba być bowiem odpowiednio dorosłym, aby wiedzieć, że nie wszystko, cośmy nabyli z upływem lat, miało wartość i że nie wszystko, co się odbijało w okrągłych oczach dziecka, było nonsensem i winno być odrzucone.
Literatura wielu stuleci ludzkości powstawała w przekonaniu, że można liczyć na to minimum inteligencji u słuchacza, że oddzieli on fantazję mitu od ciekawej, często ważkiej lekcji, którą on komunikuje. Może byśmy nie upierali się przy tym, by koniecznie sobie odmawiać umiejętności tego prostego rozróżnienia, na które umiał się zdobyć indyjski czytelnik Ramajany, grecki czy średniowieczny słuchacz opowieści o Jazonie.
Zajmują się tym dzisiaj badacze zarówno folkloru jak literatury. Jednym ze świetniejszych jest sam Tolkien, który jest między innymi autorem eseju On Fairy-Stories. Stwierdza on w nim, że „baśnie nie powinny być specjalnie kojarzone z dziećmi”, że zawierają pewien zasadniczy ładunek dojrzałej obserwacji życia, a ich swobodna wyobraźniowo szata tylko ułatwia przekazywanie rozumowych wniosków: „Im rozum jaśniej pracuje, ostrzej chwyta zjawiska, tym lepszą stworzy fantazję”.
Trudno zresztą przy tej okazji nie przypomnieć, jak wyraźnie wraca się do swoistej alegorii w literaturze – przykładem Kafka.
Tolkien uparcie odrzeka się od zamysłów ściśle alegorycznych. Ale z pewnością z przebiegu przygód i krajobrazów, gościny bohaterów u bardzo różnych przyjaciół, z wizji wspólnot żyjących pewnymi wartościami wyłania się jakaś afirmacja ludzkiej wytrwałości i solidarności obok i mimo mocnego uświadomienia niepewności losu, co więcej jego osaczania przez moce moralnie ujemne, jakaś bardzo dramatyczna wizja rzeczywistości. Jest to także jej wizja wieloraka. Przecinające się ze sobą światy wyobraźni tolkienowskiej, świat ludzi, elfów, karłów, „ludzików” – hobbitów bytują obok siebie, w „osobnych” sferach, nie sięgając z jednej do drugiej, co podsuwa myśl o nieprzenikliwości przygód dzielących rzeczywistość.
To co można odważyć się podsunąć z bardziej szczegółowych sugestii, to przypuszczenie, że na przykład hobbity, z ich początkową niechęcią do działania i ostateczną w nim wytrwałością, mają się kojarzyć z Anglikami, elfy zaś z ludźmi sztuki (to ostatnie zawdzięczam wzmiance samego autora). Jeżeli książka nas „chwyci”, będzie warto powiedzieć i o innych „podtekstowych” sprawach, ale na to trzeba doczekać się ukazania dalszych tomów.
O to wszystko się pokusił w tej jedynej w swoim rodzaju książce badacz-baśniopis. Korzystając ze swojego znawstwa starych form literatury i mitologii, wskrzesił świat opowiadań celtyckich i germańskich, którymi się karmiło angielskie średniowiecze, a jednak nadał mu własną formę i wprowadził weń własny wątek. Podobnie nie wahał się położyć akcentu na takich tradycyjnych formach tworzenia literackiego (mówionego lub śpiewanego), jak ostro zarysowane postacie i przykuwająca fabuła (w której zresztą obok napięcia coraz powraca uśmiech). Wspaniałe panowanie Tolkiena nad jędrną, bogatą, dojrzałą angielszczyzną, obdarzyło jego księgę pysznym, a przy tym pełnym prostoty stylem, znów: czerpiącym ze starych złóż, a wykutym w sposób osobisty.
*
Trzeba umieć w tej książce szukać tego, co dać zamierza: pogodzić się z wezwaniem do przeżycia młodości w niekonwencjonalny sposób, dziwny. Można oczywiście głównie go rozpatrywać w kategoriach gwiazdkowego prezentu dla młodszej części rodziny – co również zasługuje na uwagę. Ale można w nim widzieć zaproszenia do odnowy wrażliwości literacko-kulturalnej, do odkrycia zapomnianego a starego jak ludzkość sposobu bawienia się, uczenia, który nosi nazwę opowieści.
Kategorie wpisu: Biografia Tolkiena, Eseje tolkienowskie, Informacje medialne, Listy Tolkiena, Simbelmynë
Brak komentarzy do wpisu "Przemysław Mroczkowski,
Wielka baśń o prawdach (1961)"
Zostaw komentarz