Aktualności ze świata miłośników twórczości Tolkiena

Przemysław Mroczkowski
Powrót Króla (1964)

Przepisaliśmy dla Was ostatnią z recenzji Władcy Pierścieni, które napisał „polski Inkling”, profesor Przemysław Mroczkowski. Serdecznie dziękujemy redakcji Więzi za przekazanie nam do „druku” tego ważnego tekstu, chyba najciekawszej z serii recenzji „baśni o prawdach”. Dobrej lektury!

Wieź, nr 2 (70)/1964, str. 97:

POWRÓT KRÓLA
Przemysław Mroczkowski

wiez1964Co może nas obchodzić powrót króla, którego nigdy nie było? Teraz, w wieku prozaicznych demokracji, maszyn prawie wszechwładnych i bardziej jeszcze prozaicznych? A jednak ludzie rozkupują trzeci tom baśniowej trylogii J. R. R. Tolkiena „Władca Pierścieni”, pt. „Powrót Króla”, tak jak rozkupywali poprzednie.

Chcą się jednak dowiedzieć, czy dzielny Frodo, niosący z krainy „ludzików” przedziwny pierścień, którym zawładnięcie ma rozstrzygnąć o losach świata, zdołał go ostatecznie uchronić przed wpadnięciem w ręce Czarnego Pana Przekleństwa, chcą się dowiedzieć, jak zakończyła się olbrzymia wojna między niewolnikami Czarnego Pana a koalicją ludzi, elfów, karłów itd., broniącą życia zgodnego z naturą, rozsądku, obyczaju, uśmiechu, pieśni. I oksfordzki profesor opowiada im o tym, prowadząc ich jeszcze raz przez krajobrazy piękna i grozy, sceny przyjaźni, napięcia, triumfu ku ostatecznemu spełnieniu oczekiwań wielu znękanych ludów. Jak czytelnicy wiedzieli z poprzednich tomów, jedynym wyjściem z prawie beznadziejnej sytuacji dla sług Dobra było zniszczenie pierścienia (dającego władzę!) upragnionego przez Władców śmierci, i to w ogniu płonącym w samym sercu ich krainy. W trzecim tomie Frodo, w śmiertelnych zmaganiach ostatniej minuty dokonuje tego dzieła; kraina zniszczenia zapada się w otchłań, a rycerze dobrej sprawy wracają wśród rosnącego śpiewu do zagród pokoju i Wielki Król może objąć na nowo dziedzictwo świata godnego ludzi (czy choćby ludzików – „hobbitów”).

Z ukazaniem się po polsku ostatniego tomu niezwykłej trylogii Tolkiena czas na spojrzenie perspektywiczne na to zjawisko literackie i na jakiś bilans, choćby cząstkowy. Co otrzymaliśmy od przedstawiciela angielskiej literatury w tym dziele? Czy jest to jakiś cenny element wymiany między narodami „w dziedzinie tworów ducha ludzkiego”?

Jak już działo się to wyraźnie w poprzednich tomach, Tolkien wywołał swoim twórczym zaklęciem wizję pięknego i dzielnego świata. Zrobił to z ogromną siłą sugestii, skoro przełamuje ona u tak wielu opory w stosunku do tego rodzaju twórczości. Urzekł ich akcją pełną przygód, barwą, poezją. Dzięki temu uniósł czytelnika w świat własny, w swoim rodzaju jedyny. Z drugiej strony świat ten osnuty jest na wiedzy uczonego, wiedzy na temat mitologii germańskiej i celtyckiej; stanowi indywidualne wprawdzie przetworzenie, ale przetworzenie jakiejś wspólnej spuścizny, skarbca pojęć i obrazów, którymi żyła ongiś połowa Europy, ba skarbca pojęć i obrazów całych minionych kultur żyjących naturą, rytuałem, układem określonych norm etycznych. Jest to rodzaj daru dla ludzi epoki, w której te wszystkie sprawy w najlepszym zbladły i przemieszały się. Innymi słowy księga jest ważna nie tylko jako utwór literacki, ale jako dokument pewnych postaw, charakterystycznych dla starszych faz angielskiej czy wszelkiej tradycji.

Niemniej trzeba jak najpełniej zrozumieć i uwzględnić opory, jakie wywołuje baśniowy kształt opowieści Tolkiena. Księgi te zyskują sobie równie entuzjastycznych czytelników-wielbicieli, co zaciętych wrogów. Graham Greene, standardowy naturalista dzisiejszej literatury powiedział mi kiedyś, że nie chce wręcz brać do ręki tego rodzaju „akademickiej fantazji”. Trzeba uznać, że kwestia gustów nie da się rozstrzygać przez dyskusję. Można natomiast podyskutować nie na temat gustów, a postaw, których przedstawiciele posługują się argumentacją racjonalną.

Dlaczego miałoby się odmawiać praw wyobraźni w twórczości literackiej, która cała na wyobraźni się wspiera? I dlaczego realizm, którego psychika ludzka istotnie w jakimś sensie się domaga, miałby polegać tylko na odkalkowaniu najbardziej potocznych i zewnętrznych doświadczeń? Zapewne, Arystoteles miał chyba rację, że wszelka sztuka jest naśladownictwem, mimesis, ale czy nie może to także być „naśladowanie” sytuacji, w których autor się nie znalazł, a nawet nie mógł znaleźć, zwłaszcza jeżeli przy tej okazji zakomunikuje coś prawdziwego wewnętrznie?

Szczególnie chciałbym odrzucić argument, ujmowany w słowach, że „to się wydaje takie dalekie”. Proszę sobie przypomnieć jakieś spotkanie w górach, wśród słońca, żywą dyskusję czy bardzo osobistą rozmowę o „wielkich sprawach w życiu” i jakie to się nam wydawało potem odległe wśród codziennej szarzyzny stołów konferencyjnych, dymu z papierosów, prozaicznych kłopotów z dziś na jutro. Czy przez to przeżycie – tamto było koniecznie mniej prawdziwe lub mniej ważne? Czy nie jawiło się jak jakaś kąpiel psychiczna, choćby w pamięci nieco zatarta?

Osobiście głosuję za taką odnową poczucia przygody, zwłaszcza przygody podjętej w imię wartości jakichś spraw w życiu i świadomości spojrzenia na świat odmiennego od spojrzeń dla nas najłatwiejszych. Czyż nie powiedziano, że kultura zaczyna się od zrozumienia czasu innego niż nasz własny?

Udany przekład Marii Skibniewskiej umożliwia to doświadczenie, ożywcze dla dorosłych i mniej dorosłych.

Przemysław Mroczkowski

Przemysław Mroczkowski
Dalsza baśń o prawdach (1962)

wyd

Okładki pierwszych wydań Tolkiena z lat 1960-1985

Przedstawiamy Wam kolejną część recenzji „baśni o prawdach”, którą dla Przeglądu Kulturalnego napisał polski Inkling, człowiek, dzięki któremu książki Tolkiena pojawiły się w Polsce, prof. Przemysław Mroczkowski.

Przegląd Kulturalny, nr 52-53 (538-539) 1962, str. 9:

DALSZA BAŚŃ O PRAWDACH
Przemysław Mroczkowski

Nie wolno przeoczyć ukazania się drugiego porywającego tomu baśniowego eposu J. R. R. Tolkiena Pan Pierścieni [ciekawi ta wersja tytułu, bo w Polsce wydano książkę jednak jako Władcę Pierścieni! – przyp. LNDL]. Tom pierwszy, pt. Wyprawa polecałem rok temu (Wielka baśń o prawdach, grudzień 1961). Jako przysięgły herold tego dzieła rozgłaszam dobrą wieść, że już się ukazał jego następny pokaźny tom: Dwie wieże.

Pod koniec pierwszego tomu było tak, że wśród wielkich przygód kompania niosąca tajemniczy pierścień do groźnej krainy Mordoru (by tam go zniszczyć i w ten jedyny sposób uratować świat dobra przed zagładą) rozproszyła się. Niosący pierścień Frondo [oczywiście Frodo! – przyp. LNDL] został tylko w towarzystwie swego sługi i przyjaciela.

Mimo to zagłębia się, wśród rosnących niebezpieczeństw, w krainę Czarnego Władcy, by spróbować dopełnić zadania.

Jak to się dzieje, że zaczytujemy się w tym wszystkim, mimo tylu szczegółów fantastycznych? Pytanie zastanawiające, ale nie bardziej, niż pytanie o siłę czy sekret działania Tristana i Izoldy, Makbeta czy Don Kichota.

Niemało w tym wszystkim podobieństwa do Sienkiewicza, tylko dochodzi pewne „udziwnienie” i pogłębienie. Ale jest i porywająca akcja, i uśmiech, i „pokrzepienie serc” człowieczych (pod niebem pełnym mroku i grzmotów). A „o czym nam mówi autor” na tych kartach pełnych humoru, grozy, bohaterstwa i barwy? O podobnych sprawach jak w tomie pierwszym – w ogóle o sprawach starych: że ludzie lubią życie spokojne i przyjemne (Frondo [Frodo!] się nie śpieszył na wyprawę), ale że jednak musi się znaleźć ktoś, kto za wszystkich podejmie wielkie i trudne zadanie ratowania ich z nędzy czy ucisku, czy niewoli: że przeto nie przedawniła się dzielność; że w życiu nie ma gwarancji powodzenia (choć trwa nadzieja). I trwa poezja, której „opowiadaną apologią” są poniekąd wszystkie trzy tomy.

Przeczytaj resztę wpisu »

Creatio Fantastica nr 2 (57) 2017
i fantastyczny numer tolkienowski!

creatio_oklCzasopismo do ściągnięcia – kliknij na obrazek!

To naprawdę wielkie wydarzenie tolkienowskie w Polsce! Żyjemy w jakiejś niezwykłej erze nowego ożywienia mitopeicznego. Świadczy o tym najnowszy numer Creatio Fantastica, wydawnictwo Ośrodka Badawczego Ficta Facta w Krakowie. Czasopismo jest do ściągnięcia całkowicie za darmo (TUTAJ). A oferuje ponad 200 stron samych tolkienowskich rarytasów! Sami zobaczcie na tolkienowską część spisu treści:

Artykuły naukowe

„Tolkien w oczach mediewisty”
Thomas Honegger

„Tolkien i wikingowie. Czyli o związkach J. R. R. Tolkiena
z wiktoriańską literaturą na temat Północy”
Michał Leśniewski

„Z Prus do Anglii. Saga rodziny J. R. R. Tolkiena (XIV-XIX wiek)”
Ryszard Derdziński

„Silmarillion – allotopia J. R. R. Tolkiena w perspektywie ardologicznej”
Krzysztof M. Maj

„Nomadyczność w cieniu Mordoru”
Jakub Alejski

„Inspiracja radykalna, czyli wątki tolkienowskie w twórczości Varga Vikernesa
Adam Podlewski

Rozmowa numeru

„Między Oksfordem a Mordorem”
Rozmowa z Katarzyną Mroczkowską-Brand

„Tolkien nadal inspiruje badaczy”
Rozmowa z Andrzejem Szyjewskim

Zapraszamy do lektury, a Redakcji Creatio Fantastica serdecznie dziękujemy za tak piękny numer pisma!

J.R.R. Tolkien, A Secret Vice – recenzja

[Rozszerzony tekst recenzji, która ukazała się pierwotnie
na blogu TOLKNIĘTY]

Tajony nałóg (A Secret Vice) traktujemy jak manifest sztuki tworzenia języków artystycznych. W eseju tym J.R.R. Tolkien opisał swoje pierwsze próby linguopoetyczne w dzieciństwie i drogę, która doprowadziła jego języki ku ich dojrzałej formie. Czytamy tam, jak to się stało, że quenya i sindarin stały się sercem całej tolkienowskiej mitologii. Teraz możemy poznać esej Tolkiena w szerszym kontekście. Możemy lepiej zrozumieć poglądy Tolkiena na związki języka i sztuki.

Secret_viceKsiążka, o której już zawsze będę myślał jako o pamiątce z naszej Tolkienowskiej Wyprawy do Anglii i Szkocji Śladami Tolkiena (maj 2016). Kupiłem ją w ogromnej księgarni Waterstone’s w królewskim Yorku. Pochłonąłem z zainteresowaniem w dwa popołudnia. To nie jest praca całkiem w Polsce nieznana. Esej o sztuce tworzenia własnych języków artystycznych pod tytułem „Tajony nałóg” znalazł się wśród tekstów Tolkiena, które dla wydawnictwa Zysk i S-ka przełożył w tomiku Potwory i krytycy Tadeusz Andrzej Olszański. A jednak w tym roku dzięki redaktorskiej pracy kolejnego już pokolenia badaczy dzieła Tolkiena – Dimitry Fimi i Andrew Higginsa – otrzymujemy krytyczne wydanie znanego manifestu językotwórstwa z dołączonymi innymi bardzo ciekawymi tekstami. Oto A Secret Vice. Tolkien on Invented Languages wydawnictwa HarperCollins. Książka jest w sprzedaży od kwietnia tego roku. Kosztuje około 17,- funtów sterlingów i wydana jest w twardej oprawie.

„Tajony nałóg” wraz z „O baśniach” to dwa najważniejsze teksty, które odsłaniają nam motywy i metody Tolkienowej twórczości subkreacyjnej (wtórstwórczej – chodzi o człowieka-artystę jako drugorzędnego stwórcę w stosunku do Pierwotnego Stwórcy – Boga). Tekst eseju pochodzi z lat 30. XX w. W listopadzie 1931 Tolkien doniósł „Tajony nałóg” do stowarzyszenia literackiego Kolegium Pembroke w Oksfordzie. Po poprawkach i sporych zmianach tekst ten został opublikowany przez Christophera Tolkiena we wzmiankowanym już zbiorze Potwory i krytycy z 1983 (polskie wydanie – 2000 r.).

W obecnym wydaniu dwoje badaczy tolkienowskich – Dimitra Fimi i Andrew Higgins – przedstawiają nam tekst „Tajonego nałogu” w jego pierwotnej formie, a do tego dołączają szereg nieznanych wcześniej szkiców i uwag wraz ze sporych rozmiarów wprowadzeniem na temat inwencji lingwistycznej Tolkiena (Część I). To właśnie tutaj znajdziemy ciekawostkę tego wydania – opis nieznanego wcześniej języka, wymyślonego przez Tolkiena, który nazywa się fonwegiański (ang. Fonwegian). Mają się nim posługiwać mieszkańcy fikcyjnej wyspy Fonwegii, a cały passus na temat tego języka i wyspy nawiązuje do Podróży Guliwera Jonathana Swifta, a całość być może zainspirował język francuski. Przykłady słów fonwegiańskich? Na przykład momor to ‚śmierć’, regensie ‚królowa’, pullfuga ‚pług’, wegoland ‚dobry’. Niestety Tolkien nie podaje ani jednego zdania w języku fonwegiańskim. Rozważania Tolkiena uzupełnione się przeciekawymi przykładami utworów we wczesnej formie języków quenya i sindarin. A więc mamy tu wersje wiersza Oilima Markirya („Ostatnia Arka”), Nieninque i Earendel, a także ośmiowersowy wiersz w noldorinie (wczesnej formie języka sindarińskiego). Mnóstwo materiału, który od lat 80. XX – od pierwszego wydania Potworów i krytyków – przyciąga uwagę lingwistów tolkienowskich. Całość uzupełniają liczne bardzo ciekawe przypisy.

Przeczytaj resztę wpisu »

Mapy wyobraźni – relacja

W Katowicach w dniach 21-23 stycznia 2016 w Centrum Informacji Naukowej i Bibliotece Akademickiej (CINiBA) odbyła się międzynarodowa konferencja Fictional Maps International Conference 2016 poświęcona zagadnieniom map światów fantastycznych. Zapowiadaliśmy ją wcześniej (tutaj). A dziś prezentujemy Wam relację, którą specjalnie dla nas napisał dr Marcin Niemojewski (Uniwersytet Warszawski), uczestnik konferencji.

25501-1-1355124142

Fikcyjna mapa nie jest jedynie przewodnikiem po wyobrażonej przestrzeni, wspierającym jej literacki opis. W istocie jest fundamentem konstrukcji imaginacyjnego uniwersum i nadaje mu realność, a zazwyczaj urasta też do rangi samodzielnej opowieści, współbrzmiącej z towarzyszącą jej narracją, ale oferującej własną wyprawę w głąb nieznanego – taka teza, w różnych wariantach, ilustrowana bogatym materiałem, powracała nieustannie w wystąpieniach, prezentowanych podczas konferencji „Fictional maps”. To niezwykłe sympozjum, zorganizowane Ośrodek Badawczy Facta Ficta, odbyło się w Katowicach, w gościnnych wnętrzach biblioteki Uniwersytetu Śląskiego (bywalcom – i nie tylko – znanej jako CINiBA) od 21 do 23 stycznia. Określenie „niezwykłe” nie pełni tu wcale roli dekoracyjnego epitetu, bo spotkanie to rzeczywiście miało szczególny charakter. Po pierwsze, szeroko rozumiana tematyka fantastyczna wciąż jeszcze w obszarze polskiej refleksji akademickiej traktowana jest z pewnym dystansem i wydarzenia naukowe o skali i założeniach katowickiej konferencji, zwłaszcza te przekraczające granice dyskursu literaturoznawczego, należą do rzadkości. Po drugie, tytuł konferencji nieprzypadkowo podaję w jego oryginalnym, angielskim brzmieniu, bo do Katowic przybyli entuzjaści fikcyjnej topografii reprezentujący uczelnie i instytucje z kilku kontynentów. Wykład inauguracyjny wygłosił dr Stefan Ekman, szwedzki badacz fantastyki naukowej i fantasy. Wśród prelegentów znalazły się: Ana Lucia Beck, związana z uczelniami z Brazylii i Wielkiej Brytanii, Anna de Vaul i Jennifer Marquardt z Wenzhou-Kean University w Chinach (ta akademia miała, co godne odnotowania, bardzo silną reprezentację), Miyuki Yamada z Tokio, Sara Luchetta z Padwy oraz Jessica Miller, przybyła z Australii. Panowie w gronie gości zagranicznych stanowili grupę mniej liczną, co nie znaczy, że mniej barwną: oprócz Stefana Ekmana podzielili się swymi rozważaniami o fikcyjnych mapach Meirion Jordan, kolejny przedstawiciel chińskiej uczelni, Thomas Scott Dixon z Indii oraz Dimitrios Xanthakis z Kanady. Wymieniam te nazwiska nie tylko z kronikarskiego obowiązku, ale by podkreślić, że określenie „międzynarodowa” w nazwie konferencji było w pełni uzasadnione. Nie sposób wymienić tutaj wszystkich polskich uczestników spotkania, co, mam nadzieję, zechcą mi wybaczyć, należy jednak zaznaczyć, że do gościnnych, witających wszystkich mocnymi promieniami słońca i lekkim, ożywczym mrozem Katowic przyjechali z Krakowa, Lublina, Opola, Torunia, Warszawy i Wrocławia; rzecz jasna, nie zabrakło na tej liście samych Katowic.

Przeczytaj resztę wpisu »

Der Hobbit. Hejn an cyryk – recenzja

Tekst: Rysiek „Galadhorn” Derdziński
Fotografie: Elżbieta „Elleth” Musialik

wil_7Hobbit z dwiema Elfkami dojechał do Wilamowic nieco spóźniony. Późnojesienna szaruga, droga przez małe miejscowości pogranicza śląsko-małopolskiego. Ale w końcu znaleźliśmy się pod budynkiem Remizy Strażackiej w Wilamowicach. Przez okna i drzwi zapraszało do środka ciepłe światło. Na progu spotkaliśmy starszą panią w pięknym wilamowskim stroju… Jest późne popołudnie 21 listopada. Przybyliśmy na wydarzenie, któremu nadano tytuł #WilamowiceMówią!

[teraz nastąpi wprowadzenie; jeżeli chcesz przeczytać recenzję Hobbita, zjedź niżej]

#WilamowiceMówią to pokłosie projektu etnograficznego, który realizowany był od sierpnia b.r. przez warszawskie Stowarzyszenie „Pracownia Etnograficzna” we współpracy ze Stowarzyszeniem „Wilamowianie” i władzami lokalnymi. Prawdziwie hobbicka inicjatywa! Z szacunku dla tradycji, dla pewnej kulturowej autonomii miejscowości Wilamowice, dla ratowania ginącego języka… Ale wyjaśnijmy, z jakim fenomenem mamy do czynienia w Wilamowicach, które w lokalnym etnolekcie, nazywają się Wymysoü. Jak czytamy na stronach #WilamowiceMówią:

„Położone w pograniczu małopolsko-śląskim Wilamowice są jedyną miejscowością, w której używany jest jeden z najbardziej zagrożonych języków Europy: wymysiöeryś. Wilamowice założone zostały w XIII wieku przez osadników z Zachodniej Europy. To oni przywieźli w te tereny ten specyficzny język. Od połowy XVII wieku powstawał również strój mieszczan wilamowskich, który charakteryzuje się on bogatym zdobnictwem oraz mnogością odmian w zależności od okazji na jaką był zakładany. Choć do czasu II wojny światowej język wilamowski był podstawowym językiem komunikacji dla większości mieszkańców miasteczka, na skutek represji ze strony władz komunistycznych obecnie sprawnie posługuje się nim zaledwie około trzydziestu osób. Językoznawcy od kilkunastu lat przepowiadali rychłą ?śmierć? języka wilamowskiego. Jednak dzięki zaangażowaniu miejscowej młodzieży oraz uniwersyteckim projektom badawczym sytuacja ta zaczęła ulegać zmianie”.

 wil_1
W Wilamowicach w wymysiöeryś mówi już tylko 30 osób.

Ale są nadzieje na przyszłość… (Fot. Elżbieta Musialik)

Język wymysiöeryś (inaczej wymysiöeryśy śpröh) zafascynowałby Profesora Tolkiena (niestety nie ma żadnych świadectw, że Profesor o tym języku słyszał). Jest to w rzeczywistości jeden z ostatnich śladów niemieckich osadników z rejonów Frankonii (dzisiaj w kraju związkowym Bawaria w Niemczech), swoista skamielina językowa średniowiecznego języka górnoniemieckiego rzucona i trwająca jak wyspa pośród polskiego żywiołu tych ziem. Do II wojny światowej takich miejscowości było więcej, np. w okolicy Bielska (tzw. niemiecka wyspa językowa), w Gościęcinie czy pod Gliwicami (zniszczona przez wydarzenia 1945 społeczność Szywałdu, który w lokalnym etnolekcie nazywał się Šewalde, a przez władze PRL-u został nazwany Bojkowem). Rok 1945 przyniósł kres wielu takim społecznościom… Często w sposób krwawy i niezrozumiały dla naszej dzisiejszej wrażliwości.

wil_0Było dużo etno-gadżetów… (Fot. Elżbieta Musialik)

Przeczytaj resztę wpisu »

Przyczynek do kartografii tolkienowskiej

Autorką poniższego tekstu jest nasza tolkienowska Koleżanka, Magdalena Słaba

baynes_mapW 1970 roku George Allen & Unwin wydaje mapę Śródziemia w formie plakatu (kliknij obraz obok – źródło). Rysunkiem i detalami zajmuje się w 1969 roku, pod czujnym okiem bardzo skrupulatnego w takich sprawach Tolkiena, Pauline Diane Gasch, neé Baynes, wybrana przez Autora Hobbita ilustratorka jego dzieł – Ta, Która Narysowała Narnię, artystka-malująca-mapy pracująca w czasie Wojny dla Ministerstwa Obrony. Współpraca na początku podobno nie przebiega sprawnie, bo Tolkien „nie współpracuje”… Pani Baynes wyrywa ze swojego egzemplarza Władcy Pierścieni kartkę z mapą narysowaną pierwotnie przez Christophera Tolkiena i używa jej do robienia notatek. Tolkien ogląda tę mapę i dopisuje własne uwagi zielonym atramentem, starając się dodać jak najwięcej informacji topograficznych oraz takich, które ułatwiłyby artystce jej pracę.

Plakat oczywiście jest znany publiczności – ale jednak jako „produkt końcowy”. O przebiegu konsultacji Pani Baynes z Tolkienem wiemy co nieco m. in. dzięki materiałom The Guardian wydanym w 2008 roku (roku śmierci Pauline Baynes).

W październiku 2015 roku, z antykwarycznego egzemplarza Władcy Pierścieni, należącego dawniej do Pauline Baynes, wystawionego na sprzedaż przez szacowną księgarnię Blackwell’s Rare Books, wypada przypadkowo, zakreślona odręcznym pismem, uczynionym zielonym i czarnym atramentem, mapa Śródziemia. Można ją jeszcze, bodaj do 15 listopada, oglądać u Blackwella w Oksfordzie. Kosztuje, bagatela, sześćdziesiąt tysięcy funtów.

Informację o „odkryciu” publikuje 23 października The Guardian. Blackwell ogłasza, że jest to największe związane z Tolkienem „znalezisko” (użyto wyrażenia Tolkien ephemera…) co najmniej ostatnich dwudziestu lat. Ten sam Blackwell, zachęcony chyba szerokim odzewem ze strony wielbicieli Śródziemia (i map…), przygotowuje transkrypcję rzeczonej mapy tak, aby można było łatwo odszyfrować zapiski Tolkiena i Pani Baynes (kliknij obrazek niżej).

baynes5

Szczęśliwi Ci, którym dane jest teraz oglądać mapę z bliska i na własne oczy! Mogą bowiem przekonać się, gdzie leżą: Dorwinion (jak się wydaje, pierwotna nazwa to: Mildor, zapisana na zielono, potem przekreślona – Tolkien dopisał pod spodem Wineland, a następnie zaznaczył obszar koło Morza Rhún jako Dorwinion), Eryn Vorn, Edhellond, Andrast, Éothéod, Framsburg, Drúwaith Iaur (podpisane jako Old Pukel-land…) itd.

Eryn Vorn, na przykład, to Czarny Las, porośnięty czarnymi sosnami (sic!) przylądek w zachodnim Eriadorze. Framsburg to stolica Éothéodu, praprzodków Rohirrimów, położona u stóp Góry Gundabad, u źródeł Anduiny.

Tolkien zostawił Pani Baynes cenne wskazówki w rodzaju:

Hobbiton położony jest mniej więcej na szerokości geograficznej Oksfordu (i koniec wątpliwości na ten temat! – dopisek mój…),

Minas Tirith – Rawenny (albo Belgradu), więc można wysnuć z tego wnioski na temat klimatu oraz fauny i flory okolicy; dół mapy (Daleki Harad) to szerokość geograficzna Jerozolimy (1450 mil od Hobbitonu), zaś Umbar miasto Korsarzy to „odpowiednik” Cypru.

Najwięcej tego typu uwag znajduje się po lewej stronie mapy, na falach Belegaeru.

Na obszarze Bliskiego Haradu ręką Tolkiena napisano: wielbłądy, słonie. Pani Baynes zapisała sobie powyżej, by wnętrze Mordoru uczynić w kolorze indygo… Zanotowała też tajemniczo: pomiędzy Mirkwood a Anduiną wpisała w kółku ułożone w pionie litery F I R, natomiast powyżej Dagorlad, także w kółku: black swan. (Ściślej: Blackwell przypisuje te notatki Pauline Baynes, ale nie są zrobione czarnym długopisem, jak inne jej uwagi, tylko ołówkiem, co widać na oryginalnej mapie).

Mamy zatem poruszający wyobraźnię materiał, zarówno dla znawców języków Śródziemia, jak też dla fanów map, kartografii, geografii, a przede wszystkim dla wielbicieli największego Tolkienowego opus.

Tak oto przy okazji, oprócz zapisanej odręcznie mapy Endoru, otrzymujemy po raz kolejny potwierdzenie starej dobrej tezy, że nie ma przypadków w Śródziemiu – i że nic w nim nie ginie na zawsze…

 baynes3baynes2baynes1baynes4

Bilbo Baggins i Latający Cyrk Monty Pythona

Minęły kolejne tygodnie od premiery ostatniej części filmowego Hobbita. Jeszcze chwila i będziemy mogli część III obejrzeć na DVD, a późną jesienią w wersji rozszerzonej na naszych domowych ekranach filmowych. Tymczasem prezentujemy Wam kolejną elendilionową recenzję filmu z nadzieją, że rozpęta się w komentarzach prawdziwa dyskusja. Jednym film się nie podobał, a potem się spodobał, może innym się podobał, a teraz nie podoba. Są pewnie też i tacy z Was, którzy pokochali całym sercem całą hobbicką trylogię. Zapraszamy do komentowania!

Paulina „Thordis” Szymborska-Karcz

Hobbit. Bitwa Pięciu Armii,
czyli Bilbo Baggins i Latający Cyrk Monty Pythona

Do tej pory uważałam filmy w reżyserii Petera Jacksona na podstawie prozy J.R.R. Tolkiena za wspaniałe adaptacje tworzone przez artystę naprawdę kochającego tolkienowskie uniwersum. Ciężka praca włożona w przeniesienie Śródziemia na ekran kinowy oraz dbałość o szczegóły zasługują na ogromy podziw. Od samego początku, czyli od powstania „Drużyny Pierścienia” aż do teraz, oczekiwałam z niecierpliwością na każdy kolejny film. Jednak po obejrzeniu ostatniej części „Hobbita” mój entuzjazm opadł. Tym razem mówię Peterowi Jacksonowi – dość.

Przeczytaj resztę wpisu »

Recenzja planszówki Bitwa Pięciu Armii

Tak zaczęła się ta bitwa, której nikt nie oczekiwał, nazwana później bitwą pięciu armii. Bój był krwawy. Po jednej stronie walczyły gobliny i dzikie wilki, po drugiej – elfy, ludzie i krasnoludy.

J.R.R. Tolkien, Hobbit
Rozdział 17, Chmury pękają

Jak potoczyła się ta bitwa, wszyscy wiemy. Thorin został śmiertelnie ranny i zmarł wkrótce po bitwie, Bolga pokonał Beorn, Bilbo stracił przytomność na Kruczym Wzgórz… A może to Bilbo wspólnie z Thorinem bronili Kruczego Wzgórza, Bolga postrzelił jakiś elf… a czy tam w ogóle był Beorn? A może armia goblinów przedarła się przez góry, przejęła Krucze Wzgórze, potem główne siły uderzeniowe zalały dolinę nim Wolne Ludy zdążyły podjąć jakąkolwiek obronę. Różnie to mogło być, a dzięki dwuosobowej grze planszowej Bitwa Pięciu Armii możemy sami rozegrać różne warianty obrony Ereboru. Autorami planszówki są Roberto Di Megelio, Marco Maggi oraz Francesco Nepitello, którzy stoją również za popularną grą Wojna o Pierścień. Sama Bitwa Pięciu Armii bazuje na pomysłach z wcześniejszej planszówki, choć wprowadzono pewne zmiany. Za polskim wydaniem gry stoi wydawnictwo Galakta.

Przeczytaj resztę wpisu »

Przeczytaliśmy dla Was:
John Garth, Tolkien at Exeter College

Jednym z niedocenionych u nas wydarzeń roku 2014 było wydanie skromnej kształtem, ale bogatej treścią książeczki Johna Gartha pod tytułem Tolkien at Exeter College. Podtytuł tej książki to How an Oxford undergraduate created Middle-earth, czyli ‚Jak pewien oksfordzki student tworzył Śródziemie’. Streszczenie książki znajdziecie po „Czytaj dalej”.

John Garth, znajomy naszego serwisu informacyjnego (zdarzyło się, że komentował któryś z newsów) jest obecnie jednym z najbardziej cenionych biografów Mistrza Tolkiena (stawiam go obok moich ulubionych badaczy i redaktorów dzieł Profesora – Wayne’a Hammonda i Christiny Scull). Jego najważniejszym dziełem jest książka Tolkien and the Great War (‚Tolkien i I wojna światowa’). Uważamy to za wielki brak na polskim rynku wydawniczym, że ciągle nie doczekaliśmy się przekładu tej ważnej biografii Tolkiena, która szczegółowo opisuje nie tylko jego czasy studenckie, dzieje wojenne, ale też początki Śródziemia (jak pamiętamy, Śródziemie Tolkiena zaczęło powstawać sto lat temu!).

Tolkien at Exeter College: How an Oxford undergraduate created Middle-earth to z jednej strony skromnie wydana 64-stronicowa broszura, z drugiej jednak bogato ilustrowana (40 często unikalnych, nigdzie wcześniej nie publikowanych zdjęć i ilustracji!) skarbnica wiedzy o Tolkienie jako studencie Oksfordu.  Opowiada ona o kluczowym momencie w życiu przyszłego Profesora: od spokojnych lat studiów w Kolegium Exeter do wydarzeń wojennych we Francji. Jest to też relacja z pierwszych lat (1914-15) powstawania jego mitologii, która fascynuje dziś ludzi na całym świecie. Książka powstała przy współpracy ze spadkobiercami Tolkiena (Tolkien Estate) i z uniwersytetem (Exeter College). Jeżeli interesujesz się życiem Tolkiena, jeżeli chciałbyś spojrzeć na Oksford w drugiej dekadzie XX w., koniecznie powinieneś tę książeczkę kupić (kosztuje ona w obrębie Unii Europejskiej prawie 13,- funtów brytyjskich).

Przeczytaj resztę wpisu »

Wcześniejsze wpisy →