Przemysław Mroczkowski
Dalsza baśń o prawdach (1962)
Okładki pierwszych wydań Tolkiena z lat 1960-1985
Przedstawiamy Wam kolejną część recenzji „baśni o prawdach”, którą dla Przeglądu Kulturalnego napisał polski Inkling, człowiek, dzięki któremu książki Tolkiena pojawiły się w Polsce, prof. Przemysław Mroczkowski.
Przegląd Kulturalny, nr 52-53 (538-539) 1962, str. 9:
DALSZA BAŚŃ O PRAWDACH
Przemysław Mroczkowski
Nie wolno przeoczyć ukazania się drugiego porywającego tomu baśniowego eposu J. R. R. Tolkiena Pan Pierścieni [ciekawi ta wersja tytułu, bo w Polsce wydano książkę jednak jako Władcę Pierścieni! – przyp. LNDL]. Tom pierwszy, pt. Wyprawa polecałem rok temu (Wielka baśń o prawdach, grudzień 1961). Jako przysięgły herold tego dzieła rozgłaszam dobrą wieść, że już się ukazał jego następny pokaźny tom: Dwie wieże.
Pod koniec pierwszego tomu było tak, że wśród wielkich przygód kompania niosąca tajemniczy pierścień do groźnej krainy Mordoru (by tam go zniszczyć i w ten jedyny sposób uratować świat dobra przed zagładą) rozproszyła się. Niosący pierścień Frondo [oczywiście Frodo! – przyp. LNDL] został tylko w towarzystwie swego sługi i przyjaciela.
Mimo to zagłębia się, wśród rosnących niebezpieczeństw, w krainę Czarnego Władcy, by spróbować dopełnić zadania.
Jak to się dzieje, że zaczytujemy się w tym wszystkim, mimo tylu szczegółów fantastycznych? Pytanie zastanawiające, ale nie bardziej, niż pytanie o siłę czy sekret działania Tristana i Izoldy, Makbeta czy Don Kichota.
Niemało w tym wszystkim podobieństwa do Sienkiewicza, tylko dochodzi pewne „udziwnienie” i pogłębienie. Ale jest i porywająca akcja, i uśmiech, i „pokrzepienie serc” człowieczych (pod niebem pełnym mroku i grzmotów). A „o czym nam mówi autor” na tych kartach pełnych humoru, grozy, bohaterstwa i barwy? O podobnych sprawach jak w tomie pierwszym – w ogóle o sprawach starych: że ludzie lubią życie spokojne i przyjemne (Frondo [Frodo!] się nie śpieszył na wyprawę), ale że jednak musi się znaleźć ktoś, kto za wszystkich podejmie wielkie i trudne zadanie ratowania ich z nędzy czy ucisku, czy niewoli: że przeto nie przedawniła się dzielność; że w życiu nie ma gwarancji powodzenia (choć trwa nadzieja). I trwa poezja, której „opowiadaną apologią” są poniekąd wszystkie trzy tomy.
Poezją jest i przygoda (angielski sens słowa romance), i stary obyczaj i poczucie przeznaczeń jakichś grup czy narodów, ciągnących się przez pokolenia. Bardziej formalnie jest nią jakiś „zaśpiew”, co pewien czas przerywający narrację niby kolorowa iluminacja w starym rękopisie, dźwięczny, raz pełny słodyczy, raz siły. Ale jest w tej książce poezja jeszcze inna, specjalnie związana z przygotowaniem autora. Znakomity filolog, którym jest prof. Tolkien, nie tylko zna wiele języków (między innymi polski). On je kocha i przeżywa jako wyraz dążenia do opanowania rzeczywistości, a zarazem podziwu dla niej, wręcz jako zaklęcia. Stąd na kartach szereg urywków i nazw celtyckich i innych, pozostawionych w niezrozumiałym dla przeciętnego czytelnika oryginale. To jest oblicze najbardziej może „młode” tej młodej książki, pisanej przez sześćdziesięciokilkuletniego uczonego.
W związku z tym wszystkim trzeba przewidzieć, że bardzo wielu odmówi przyjęcia tego zaproszenia do krainy dziwów, jakim jest książka. Wszyscy pojmujący naukę sucho, wszyscy „serioźni”, wszyscy uważający, że „już z takich rzeczy wyrośli”, odwrócą się od drugiego tomu, jak zapewne odwrócili się od pierwszego. Najwyżej kupią Dwie wieże na gwiazdkę domowej młodzieży (co też będzie dobrze i na czasie). W takim razie trzeba się pośpieszyć, bo „niegardzących” jest wielu i książka znika z półek.
Przemysław Mroczkowski
Kategorie wpisu: Biografia Tolkiena, Eseje tolkienowskie, Listy Tolkiena, Recenzje, Utwory Tolkiena
Brak komentarzy do wpisu "Przemysław Mroczkowski
Dalsza baśń o prawdach (1962)"
Zostaw komentarz