Aktualności ze świata miłośników twórczości Tolkiena

Hobbici czy hipisi? (Mallorn nr 2, 1971)

Hobbici czy hipisi?, Mallorn nr 2, 1971 (1)
Autorka: Belladonna Took, tłum. ks. Michał Kossowski

hipisiŹródło fotografii

W kółko pojawia się stwierdzenie, że Władca Pierścieni jest „biblią hipisów”. Kiedy jednak pomyślimy o autorze trylogii i jego tradycyjnym pochodzeniu, od razu powinniśmy włożyć to kłamstwo, jak to się mówi, między bajki. Jednakże cała sprawa nie jest taka prosta i wymaga zbadania. Po pierwsze, dla ścisłości, swobodnie posługujemy się terminem hipis – oczywiście nie wszyscy młodzi ludzie, którzy mają romantyczne ideały i przyjmują sentymentalny styl ubierania się, muszą być zaliczani do hipisów. Chcemy przede wszystkim wykazać, kim hipis jest i dlaczego słowo to powinno być określeniem hańbiącym; a potem zobaczmy, czy na stronach WP rzeczywiście istnieje jakakolwiek podstawa do ‚hipisowania’. Nie należy pomijać kwestii ubioru. Ci, którzy są zaciekawieni wyobrażeniami ‚fikcyjnych światów’ w naturalny sposób będą lubili się ubierać jak bardziej romantyczne postacie; ale istnieje ogromna różnica między, z jednej strony, długimi, ale zadbanymi włosami i brodami, stopami w sandałach lub gołymi, ale czystymi, jedwabiami i poncho, dobrze dobranymi i znoszonymi; a celowym kultywowaniem nędzy. Okazuje się, że istnieją różnice i stopnie – od ‚Pięknych Ludzi’ i ‚dzieci kwiatów’ po Hell’s Angels [klub motocyklowy, przyp. tłum.] i skinheadów. W żadnym wypadku nie możemy wrzucać ich wszystkich do jednego worka.

Kim w takim razie jest skrajny hipis – hipis pokrótce? Postać, co do której mamy nadzieję, że nie pozostawiła śladu we WP? Po pierwsze, to oczywiście kwestia narkotyków. Ekstremalny hipis jest wielbicielem ‚zioła’, ‚kwasu’ i całej reszty. Nie potrzebuję się rozpisywać, aby pokazać zło kultu narkotykowego, pomimo wszelkich prób usprawiedliwienia go lub złagodzenia – takie zwodnicze argumenty jak: ‚nie jest to gorsze niż alkohol czy tytoń’ itd. Sprawa jest oczywista. Widzisz ich wokół Notting Hill Gate: zaczerwienione oczy, przygarbieni, trzymający plakaty z żądaniem legalizacji ‚zioła’. Grafiki, charakterystyczne dla tej subkultury, w ‚psychodelicznym’ stylu – blade, półprzezroczyste kolory, rozpływające się w wirujące wzory, zarysy liter nabrzmiałych tak, że aż trudno je rozróżnić, świat potworów pulsujących aurą dziwności… Co ma z tym wspólnego WP?

Śródziemie jest oczywiście dziwne i nie z tego świata – ale nie jest szalone. ‚Śródziemie’ – w sensie anglosaskim – to obszar ‚tu i teraz’, nie jest to ani niebo, ani piekło, ale coś pomiędzy nimi. Wielu anglosaskich poetów używa tego terminu, oczywiście profesor Tolkien również dobrze go zna. Sceneria Śródziemia jest przekonująco realistyczna i należy do tego świata w każdym szczególe, nawet jeśli tli się czasami w grozach Mordoru lub rozkwita w Lothlórien. Nie ma tu zawieszenia porządku naturalnego, nie jesteśmy też na żadnej innej planecie; jeśli pojawiają się tam rzeczy cudowne i potwory, używa się tych środków oszczędnie i dlatego są bardziej efektywne; bo przerażenie i zdumienie wkraczają do świata trzeźwej i poważnej rzeczywistości, świata doskonale zdrowego, gdzie na skali wartości, najwyższą z nich jest człowieczeństwo.

Zwróćmy też uwagę na stosunek książki do takich rzeczy jak: ‚włóczęgostwo’, używanie palantirów i innej magii. Podwyższenie świadomości i przedostawanie się do innych obszarów mentalnych przez używanie narkotyków, hipnotyzmu itd. muszą, jestem pewna, zostać zaklasyfikowane jako zjawiska podobne do nadużywania palantirów. Pippin zajrzał do palantira z Orthanku i ledwo uniknął katastrofy; Denethor poddał się swojemu palantirowi i w ten sposób znalazł się pod wpływem wroga, na swoją własną zgubę. Tylko Aragorn mógł, ze szczególnych powodów, wystawić się na działanie wroga za pomocą palantiru z Orthanku, a i on sam ledwo znalazł siły, by przetrwać tę ciężką próbę. Sam Pierścień jest kolejną ilustracją potęgi niebezpiecznego środka, służącego do osiągnięcia odmiennego stanu, który jest najeżony niebezpieczeństwami, a nawet Gandalf wie, że im człowiek jest mądrzejszy, tym bardziej takich unika. W tej książce nie ma ‚włóczęgostwa’, tylko podróże i wyprawy, odbywane przez ludzi twardo stąpających po ziemi i z oczami szeroko otwartymi.

Kolejną cechą skrajnego hipisa jest jego obsesja na punkcie seksu. Kiedy domaga się wolności, przez większość czasu ma na myśli wolność seksualną; i po całkiem słusznym odrzuceniu ciężkiego jarzma ubiegłego stulecia, nadal nie jest zadowolony, dopóki nie odstąpi od ostatnich zasad przyzwoitości. Z tym nastawieniem nasza książka nie ma nic wspólnego. W ogóle nie zajmuje się seksem, ponieważ nie jest to po prostu tego rodzaju książka; z drugiej strony jest w niej bardzo dużo o miłości i przyjaźni – bo jest napisana w czasach i przez umysł, w których można było wierzyć w miłość, a nie pożądanie, i przyjaźń, która nie była homoseksualizmem. Nie zapominajmy, że ta książka powstawała jako historia opowiadana przez ojca swoim dzieciom („…a jeśli jego syn poprosi o rybę, czy poda mu węża? Lub o jajko, czy da mu skorpiona?”). To jest po prostu taki rodzaj książki, jaki jest. Trzeba przyznać, że nasz autor nie pisze swobodnie o kobietach, ale co z tego? Ta historia jest dobrą historią bez seksu – kto tego tutaj chce? Jest mnóstwo innych książek, jeśli tego chcesz”.

Bycie skrajnym hipisem to też „olać, rzucać wszystko” – to znaczy, że jest on tak przeciwny konwencjonalnym wartościom (‚establishment’), że odrzuci je, uciekając od nich i brnąc w jakiegoś rodzaju osobistą dzicz. (Warto zauważyć, mimochodem, że jedynymi ruchami ‚rzucania wszystkiego’ czy ‚komuny’, które kiedykolwiek odniosły sukces, są te, które prędzej czy później rozwinęły jeszcze bardziej sztywną dyscyplinę, jak mormoni i zakon franciszkański). W książce nie ma nic, co mogłoby w jakikolwiek sposób zachęcać do ‚rzucania wszystkiego’ Chociaż od czasu do czasu wszyscy musimy odczuwać tęsknotę za wyjściem przez nasze prozaiczne drzwi, aby nagle znaleźć się w cudownym kraju – ale gdybyśmy tam byli, nie znaleźlibyśmy prawie nikogo zaangażowanego w ‚olewanie wszystkiego’, z wyjątkiem, z pewnością, Golluma. Nie jest to książka o ucieczce (choć jest kilka bardzo dobrych i etycznych książek o ucieczce, np. Wędrówka pielgrzyma). Postaci w niej nie czują ciężkiego jarzma ‚establishmentu’ (jak na przykład w trylogii Gormenghast). Mroczna Siła nie jest establishmentem, ale obcą tyranią z zewnątrz. Środowisko, z którego pochodzą hobbici, to ukochany i ceniony dom, do którego pragną wracać po wykonaniu swojego zadania – Frodo jest nawet skłonny porzucić nadzieję, że kiedykolwiek tam powróci, poświęcając się, by uchronić go dla dobra innych . Nie ma tam ‚rzucania wszystkiego’, ani nawet ucieczki. Strażnicy – są dzicy, odłączeni i samotni, ale nie z powodu buntu – wędrują, ponieważ jest to nałożony na nich obowiązek. Jeśli poszukuje się bohatera dla osób, które wszystko olewają, należy go szukać gdzie indziej – znowu, to po prostu nie jest tego rodzaju książka.

Kolejnym punktem jest naleganie hipisa na to, aby ‚robić swoje’. Każdy hipis postrzega siebie jako artystę i nalega na przyznanie mu boskiego prawa do oryginalności. Prawdziwa oryginalność jest cenną rzeczą, bez niej nie ma życia – ale kiedy jest ubrana w sentencję: „Robienie, co się chce powinno być jedynym prawem”, prowadzi do zamętu. (Jak powiedział Rabelais, tak bardzo niezrozumiany człowiek: „Rób, co chcesz i kochaj Boga”). Nie sądzę, aby w książce było wiele o „robieniu swojego”, a jeszcze mniej o „róbta, co chceta”. Większość bohaterów robiła rzeczy, których nie chcieli robić, ze względu na wyższe dobro – nawet elfowie byli skłonni działać przeciwko własnym korzyściom, aby wszystko, co dobre, nie zginęło. Wiele postaci miało oczywiście odległe i nieodgadnione zainteresowania, takie jak Tom Bombadil i Fangorn, ale nie stawiali ich na pierwszym miejscu. Tylko Gollum, Saruman i Sauron to zrobili. Ci, jak widzimy, próbują podążać za „róbta, co chceta” i doświadczają katastrofy. Jeśli chodzi o kult artystycznej twórczości – elfowie oczywiście żyli w atmosferze poezji i muzyki, ale taki był klimat ich życia, a nie cel – nie porzucili swoich prawdziwych wartości, by „robić swoje”. Krasnoludy były prawdziwymi artystami i (jak widzimy w Hobbicie) bynajmniej nie byli wolni od egoizmu i chciwości artysty i miłośnika piękna; ale nie mam odczucia, że ich twórczość była motywowana jakimkolwiek pragnieniem oryginalności. Myślę, że jako dobrzy rzemieślnicy byliby bardziej zainteresowani zrobieniem czegoś dobrego, niż robieniem swojego. Wydaje się, że zarówno oni, jak i elfowie byli artystami dość tradycyjnymi, a nawet nieco konserwatywnymi. Bez wątpienia ich sztuka się rozwinęła, ale nie odczuwaliby wielkiej sympatii dla szalonych poszukiwań nowości i wyrażania siebie.

Zatem – to nie jest książka psychodeliczna; to nie jest książka o seksie; nie zachęca do ‚olewania’ ani do ‚robienia swojego’. Dlaczego nasz skrajny hipis miałby sobie nią zawracać głowę? To jest moralna, etyczna książka, pełna staroświeckich cnót i etycznych kości pod jej strukturą, które są całkowicie przeciwne wszystkiemu, w co wierzy Hippis. Ale jak powiedziałam na początku, nie każdy dziki i wolny młody, współczesny, człowiek taki jest. Istnieją różne rodzaje i stopnie. A jeśli są tacy, których dziwactwa są wyrazem ich pragnienia świata bardziej przypominającego Śródziemie, to wszystko wyjdzie na dobre – o ile Śródziemie jest jasno postrzegane jako rozsądne tło, od którego zaczynają się najdziksze przygody, gdzie miłość i przyjaźń są czyste i bezkompromisowe, i gdzie „służba jest doskonałą wolnością” – w takim razie ich stopy są na „Drodze, która wiedzie w przód i w przód”. I być może zaprowadzi ich „Tam i z powrotem”, do pokoju panującego w Shire.

Belladonna Took

tłum. ks. Michał Kossowski

Tolkien o okładkach pierwszych polskich wydań Hobbita i Władcy Pierścieni

wyd

Okładki pierwszych polskich wydań Tolkiena

Nie jest już tajemnicą, że polskie okładki Hobbita (1960) oraz Powrotu Króla (1963) nie przypadły Tolkienowi do gustu. W książce Scull i Hammonda pt. The J.R.R. Tolkien’s Companion and Guide na stronie 419 (t. II) znajdziemy dość niepochlebne opinie o pracy naszych grafików. Okładkę Młodożeńca do Hobbita Tolkien określił jako „mordorską”, a o okładce Powrotu Króla napisał, że jest of a Mordor hideousness, czyli ‚mordorsko ohydna’. Informacje te pochodzą z niepublikowanych listów z 16 grudnia 1956, 23 listopada 1960 i 1 listopada 1963 – korespondencja ta pochodzi z archiwum Wydawnictwa George Allen & Unwin (obecnie w Wydawnictwie HarperCollins). Na szczęście profesor Mroczkowski wyjaśnił Tolkienowi, że choć okładki są może nienajszczęśliwsze, kryją one bardzo dobry przekład.