Aktualności ze świata miłośników twórczości Tolkiena

Recenzja Guardians of Middle-Earth na PC

Miałem okazję napisać już kilka newsów o grze Guardians of Middle-Earth. Kto je śledził, mniej więcej zna moje nastawienie do tego tytułu. I choć sama mieszanka Tolkiena i tego typu gry wydała mi się niewłaściwa, to na swój sposób, gra mnie zaciekawiła. Początkowo, kiedy była to pozycja tylko i wyłącznie konsolowa, jedyne co mogłem zrobić, to śledzić dalsze newsy. Ale już od pewnego czasu gra jest dostępna również dla graczy PC-towych. A dorzucenie gry do zestawu Humble WB Bundle to był już właściwie nakaz zapoznania się z grą i napisania recenzji.

Guardians of Middle-Earth to gra z gatunku MOBA (Multiplayer Online Battle Arena), w której walczą ze sobą dwie drużyny złożone z pięciu Strażników, kierowanych przez graczy. Zabawa wygląda tak – mamy symetryczną mapę z bazami drużyn na przeciwległych końcach. Głównym punktem bazy jest monument, którego należy bronić przed drużyną przeciwników, bo jego strata równa się przegranej. Przeciwległe obozy połączone są trzema ścieżkami, na każdej z nich są wieże strzelnicze każdej z drużyn. Dodatkowo, w bazie co jakiś czas pojawiają się grupy żołnierzy, które ruszają do ataku na wrogi obóz. Zadanie polega na zniszczeniu wszystkich wież przeciwnika na co najmniej jednej ścieżce, dotarciu do monumentu przeciwnika i zniszczeniu go. Oczywiście, druga drużyna będzie próbować zrobić to samo. Oprócz wież, na mapie znajdziemy leczące kwiaty, kapliczki po przejęciu których cała drużyna dostaje premię do statystyk, krzaki w których można się ukryć przed wzrokiem przeciwników oraz potężne potwory, pokonanie których również zapewni nam lub całej drużynie bonus. Wszystkie te elementy trzeba wykorzystać planując bitwę.

Powyższy tryb gry można rozegrać na dwóch typach map, wspomnianych trójścieżkowych i jednościeżkowych. O ile ta pierwsza opcja wymusza nieco planowania, trzeba rozsądnie podzielić siły na starcie, szukać słabych stron obrony przeciwnika itp., to druga to właściwie czysto siłowa przepychanka i raczej nie polecam tej opcji. Jest jeszcze tryb survival, w którym jedna drużyna walczy z kolejnymi falami potworów, ale niestety, nie miałem partnerów do gry, z botami nie da się w to grać, a jako pojedynczy gracz ginie się bardzo szybko.

Podczas walki nasza postać rozwija się. Każdą potyczkę zaczynamy na poziomie pierwszym, z dostępnymi trzema umiejętnościami. Pokonując kolejnych przeciwników awansujemy na wyższe poziomy, co pozwala nam zwiększać siłę umiejętności. Od chwili osiągnięcia poziomu piątego możemy odblokować czwartą, najpotężniejszą umiejętność, a po osiągnięciu poziomu szóstego możemy ulepszać wieże i tworzyć struktury wzmacniające naszych żołnierzy. Górny limit to poziom 14, wtedy wszystkie umiejętności są wymaksowane.

Pora pomówić o tytułowych Strażnikach. Mamy ich trzydziestu sześciu, połowa po jasnej stronie mocy, połowa po ciemnej, podzieleni są na pięć typów, w zależności od ich roli na polu bitwy:

  • Tactician – ci Strażnicy specjalizują się w kontrolowaniu tego, co się dzieje na polu bitwy – zastawiają pułapki, wspierają żołnierzy, przyzywają machiny bojowe, niektóre ich zdolności oddziałują bezpośrednio na wieże.
  • Defender – wspierają pozostałych Strażników z drużyny, leczą, dodają premie do ataku lub obrony czy też ściągają na siebie atak przeciwników. Wytrzymali, ale zadawanie obrażeń nie jest ich mocną stroną.
  • Striker – ich zadaniem jest przede wszystkim eliminacja wrogich Strażników, czy to atakując z zaskoczenia czy ostrzeliwując z dystansu. Mocni w ataku, ale raczej mało żywotni, dlatego zwykle też są dobrzy w uciekaniu.
  • Enchanter – w innych realiach nazwałoby się ich czarodziejami. Niska żywotność, słaby atak podstawowy, ale ich siłą są ich potężne umiejętności, mogące błyskawicznie zniszczyć oddziały przeciwnika.
  • Warrior – coś pomiędzy wszystkimi powyższymi, zadaje solidne ciosy, potrafi przeżyć mocniejsze ataki, dobry w walce zarówno ze Strażnikami jak i żołnierzami.

Jakby tak spojrzeć na każdego Strażnika z osobna, to podoba mi się sposób, w jaki sportretowano różne znane z kart książek postaci. Umiejętności dobrano rozsądnie, klasy postaci też, i tak np. Elrond został taktykiem a Galadriela obrońcą. Chociaż z drugiej strony, kiedy Frodo, pokonując wroga, mówi you deserve no pity to tak jakby ktoś przekreślał przesłania stojącego za Władcą Pierścieni. Nawet całkiem wymyślone postaci w większości przypadków pasują do Śródziemia, nie mamy hord czarodziejów, jakiś dziwacznych potworów czy tego typu wymysłów. No, może dalej Lugbol (a.k.a. Latający Kozioł) jest moim zdaniem z nieco innej bajki. Chociaż coś nie bardzo rozumiem jak Sauron może być Strażnikiem Śródziemia. Nie tylko umiejętności i styl walki zostały dobrze dopasowane do konkretnych postaci, ale też zadbano o zróżnicowanie, nawet w ramach jednej klasy. O balansie sił ciężko mi się wypowiadać, bo o ile częścią postaci radziłem sobie lepiej a częścią gorzej, tak naprawdę nie miałem warunków do poważniejszych testów (o czym będzie w nieco dalszej części recenzji). Na pewno nie każdy Strażnik będzie równym przeciwnikiem dla każdego innego w solowym pojedynku. Ale tu nie chodzi o pojedynki między dwoma postaciami, tu chodzi o walki całych drużyn.

I niestety, kiedy popatrzeć na drużyny, sprawa z tolkienowskiego punktu widzenia zaczyna wyglądać naprawdę dziwacznie. Ok, wypominanie takich spraw, że w jednym momencie na polu bitwy mogą być postaci, które według tolkienowskiej chronologii nie żyły już w momencie, gdy inne się jeszcze nie narodziły, byłoby nieco przesadą, gry rządzą się swoimi prawami. Chodzi mi o to, że skład drużyn jest całkiem dowolny – Sauron u boku Gandalfa będzie walczyć przeciwko duetowi Éowyna i Czarnoksiężnik. I jednocześnie każda z postaci będzie wypowiadać kwestie zgodne z jej oryginalnym charakterem, dla Gandalfa każdy przeciwnik, choćby i Galadriela, będzie servant of darkness. Z jednej strony mamy taką mieszankę, z drugiej każda z dwóch przeciwnych stron zdaje się być nacechowana – jedna armia ma wśród żołnierzy jeźdźców pająków i trolle, druga jeźdźców dzików i enty. Wszystkie neutralne stwory na mapie są z „tych złych”, wszyscy leczą się tymi samymi białymi kwiatami, infrastruktura w żadne sposób nie wskazuje na żaden charakter. I ja już nie wiem, czy mamy tu jakiś dobrych i złych. Oczywiście, zrobienie podziału na drużyny złych i drużyny dobrych zapewne wymagałoby o wielu więcej strażników, może trzeba by bardziej popracować nad balansem postaci. Ale gdyby to byli dobrzy kontra źli, to można by to jeszcze jakoś podciągnąć pod swobodną interpretację wojny o Pierścień. W obecnej postaci nijak to się ma do Tolkiena.

Warto jeszcze wspomnieć o ekwipunku. Przed walką możemy wyposażyć postać w komendy, klejnoty, relikwie i napoje. Te pierwsze to dość potężne umiejętności, niezależne od naszego Strażnika, mogące np. przyzwać enta/balroga by przez kilka sekund nas wspomógł, zwiększyć pewne statystyki dla całej drużyny itp. W przeciwieństwie do zwykłych umiejętności, komendy mają wspólny czas odnawiania – użycie jednej blokuje na jakiś czas wszystkie pozostałe. Dalej mamy pas z klejnotami – tych możemy umieścić na nim siedem. Początkowo są nieaktywne, na drugim poziomie doświadczenia uaktywnia się pierwszy, na czwartym drugi i tak dalej. W ten sposób decydujemy o premiach, jakie nasz Strażnik otrzyma wraz z awansowaniem na wyższe poziomy. Klejnoty są wspomagane przez relikwie, dodające jeszcze potężniejsze efekty. Relikwia przypisywana jest kilku kolejnym miejscom na pasku klejnotów – jeżeli wypełnimy ją klejnotami konkretnego typu, to w momencie aktywacji ostatniego z nich zadziała również efekt relikwii. Napoje z kolei to krótkie, jednorazowe premie do statystyk – po wypiciu znikają z ekwipunku, przed kolejną walką trzeba będzie kupić nowy. Te wszystkie przedmioty (oprócz komend), podobnie jak sami Strażnicy, odblokowywani są za pomocą wygrywanego po walce złota, choć zdarza się też przy tym dostać relikwię lub jakieś słabsze wersje napojów.

Pierwszy problem, na jaki trafiłem w grze, choć to właściwie wynika z samej gatunku, to słabe wprowadzenie dla nowych graczy. Jest krótki samouczek, ale to właściwie tylko omówienie sterowania i przedstawienie zasad. Potem są tylko walki z żywymi graczami, którzy mogą oczywiście reprezentować znacznie wyższy poziom. Nie ma żadnej kampanii dla jednego gracza, serii walk o rosnących poziomach trudności. A tu muszę dodać, że przeciętna walka przebiega na zasadach kompletnie innych niż te, które gracz może sobie wyobrazić po tym jak wybierze Saurona i przypomni sobie do czego on był zdolny na początku filmowej Drużyny Pierścienia. Tu nie ma śmiałych ataków na wieżę wroga, bohaterskiej obrony ścieżki, zuchwałych wypadów na grupę wrogich Strażników. To pierwszy krok do śmierci, a podstawowa zasada tej gry brzmi: Nie umieraj. Każda nasza śmierć to osłabienie drużyny i o ile na początku mija kilka sekund do naszego odrodzenia się w bazie, to im dłużej trwa rozgrywka, tym dłużej trzeba czekać, nawet ponad pięćdziesiąt sekund. A czekać tyle i zaraz potem zginąć ponownie – to nie jest fajne. W tej grze trzeba często uciekać, wstrzymywać się z atakiem na wieże aż nie przybędzie wsparcie w postaci żołnierzy (ich rola to żywa tarcza, zawsze są priorytetowym celem wież), przed większą grupą wrogów lepiej dać nura w krzaki (Sauron schowany za przydrożnym żywopłotem…).

Co gorsza, gra też nie wyjaśnia mnóstwa rzeczy. Niektóre ataki oślepiają, oszołamiają, przerażają, wyciszają itp. A co to znaczy dla gracza? Gra tego nie powie, trzeba będzie w Internecie doczytać – ok, część postaci ma tę informację zawartą w opisie, a część nie – a opis jest i tak dostępny tylko przy wyborze postaci, podczas walki mamy skróconą jego wersję. Jest gdzieś opcja przełączenia sterowania z prostego na zaawansowane. Co to takiego? Gra tego nie powie. Czas odnawiania umiejętności nie jest podany, część opisów nie ma stosownego poparcia w liczbach (coś ma niewielki efekt, przeciwnik jest spowolniony przez krótki czas itp.). Dostajemy naprawdę podstawowe narzędzia i musimy sobie radzić sami. Mamy na starcie sześciu strażników (Hildefonsa, Gandalfa, Galadrielę, Legolasa, Golluma i Thráina), zero klejnotów, relikwii czy napojów, całkiem sporo złota i możliwość kupienia wszystkiego. I musimy kombinować. Może się okazać, że wydamy całą gotówkę i nie stworzymy tak naprawdę nic sensowego. Na szczęście, to nie jest gra, gdzie można sobie popsuć postać, czy coś w tym stylu – jak wykupimy niepotrzebne relikwie i klejnoty, to aby kupić te potrzebne czy aby odblokować kolejnych strażników po prostu będziemy musieli trochę powalczyć i zarobić. I nauczyć się przy okazji czego tak naprawdę nasza postać potrzebuje, co będzie pasować do naszego stylu gry, sprawdzać różne kombinacje ataków. Ale jak wspomniałem, gra jest nastawiona wyłącznie na multiplayer, a tu raczej ciężko stopniować poziom trudności – ale można się spróbować uczyć od innych graczy.

Powiedzieć, że to multiplayer to jedno, ale faktycznie grać z żywymi graczami to drugie. I tu ujawnia się naprawdę poważna wada gry. Ciężko znaleźć pełną drużynę. Niby przeciętny czas oczekiwana to jedna minuta, ale często i po pięciu dalej byłem jedynym graczem i kończyło się na walce z botami. Mój rekord to czterech graczy, reszta dopełniana jest botami. Już jeden to dobry znak – o ile nie wyjdzie z gry gdy coś pójdzie na jego niekorzyść. Prawdopodobnie wynika to z przyjętego sposobu wyszukiwania graczy – gra nie ma serwerów dedykowanych. Sama walka z botami nie jest zła, ale boty działają bardzo schematycznie – na początku zawsze rozbiegną się w ten sam sposób, czasami w ogóle nie próbują nas gonić. Nie ma mowy o jakichś niespodziewanych zagraniach czy zsynchronizowaniu z nimi ataków. W sumie po pewnym czasie wszystkie starcia będą wyglądać podobnie. Można na tym się trochę pouczyć (choć potencjalnie można nabrać jakichś złych nawyków), przez jakiś czas przyjemnie pograć, ale to się skończy. I co dość niefajne, jakby się nad tym zastanowić, jest bardzo ograniczona pula Strażników, którymi boty będą grać, bodajże dziesięciu. Podczas walki 5 vs 5 nie mamy żadnego wpływu na skład drużyny, podczas Co-op vs Bots możemy najwyżej zażądać wylosowania Strażnika dla bota jeszcze raz. Właściwie, można tę wadę podciągnąć dalej – tu naprawdę niewiele rzeczy możemy ustawić sami, ani nie możemy zmienić przycisków na klawiaturze, ani zmodyfikować układu elementów na interfejsie (jest tylko wybór między dwoma wielkościami minimapy). Nie ma mowy o żadnym ustalaniu zasad gry, nawet jak ustawiamy prywatny pojedynek. Decydujemy najwyżej na ilu ścieżkach gramy, a wybór konkretnej mapa, czasu rozgrywki dokona się za nas. W trybie kooperacyjnym przeciw botom możemy najwyżej wybrać poziom trudności każdego przeciwnika (nie można ustawić po prostu trudności gry).

Kolejnym mankamentem jest interfejs w menu. Przy wyborze Strażników mamy małe okienko do wyboru, pokazujące najwyżej jedną klasę, trzeba przewijać w górę i w dół. Zamiast przycisków przełączających od razu na inną, są filtry, dzięki którym wybrana grupa nie jest pokazywana. Gorzej przy wyborze klejnotów, relikwii i napojów, bo tu nie ma opcji filtruj posiadane, jakikolwiek zakup przenosi automatycznie na górę listy i wyłącza wszystkie nasze ustawienia filtrów itp. Listy wyborów są małe, podobnie jak suwaki do przewijania list, kolejność postaci na liście wyzwań jest pozbawiona absolutnie jakiegokolwiek porządku. Czy potrzebujemy tak wielkie przyciski wyboru wyglądu? Czy potrzebne są te reklamy zestawów postaci na Steamie? To naprawdę można było lepiej ułożyć.

Podczas walki też znajdzie się kilka niedogodności – czasami gra dość ciężko reaguje na polecenia, wskazanie konkretnego Strażnika jako cel bywa trudne – rozumiem w przypadku gdy jest ich kilku, ale czy nie można by tego ułatwić gdy jest tylko jeden w okolicy? Nie raz skończyło się na tym, że moja postać biegła na wroga zamiast użyć umiejętności, lub teleportowała się gdzie indziej niż wskazałem, nie zareagowała na serię komend. Zamieszanie na polu bitwy powoduje czasem, że nie wiadomo tak naprawdę, co się dzieje, nie widać od razu jakie efekty specjalne (jak np. oślepienie) dotknęły naszą postać – jedyne co widzimy, to że postać nie reaguje, ale nie do końca wiadomo czy jest sparaliżowana, czy podrzucona w powietrze, czy może akurat gra nie zarejestrowała polecenia. Czasami, kiedy rzucimy się w wir walki, nawet ciężko ustalić gdzie nasza postać jest. Do tego w pierwszej chwili dziwne mi się wydało, że nie mamy prawie żadnej kontroli nad kamerą, cały czas jest pod tym samym kątem, że po każdym odrodzeniu widok centruje się na naszego Strażnika, zamiast zostać tam gdzie ostatnio patrzeliśmy. Możemy tylko przeskakiwać między widokiem z bliska (chyba zbyt bliska by się dało sensownie działać) i daleka.

Graficznie jest w porządku, ale bez szału. To nie jest gra która potrzebuje jakąś hiper-realistyczną grafikę. Zasadniczo jest czytelnie, postaci są rozróżnialne, efekty ataków są widoczne i rozpoznawalne, zwłaszcza te najpotężniejsze. Ale mapy prezentują się mało śródziemnie, ich liczba jest bardzo ograniczona i dziwny jest mechanizm na podstawie którego są wybierane. Właściwie cały czas gram a to w jakiś ruinach, a to w Mrocznej Puszczy (czy dowolnym innym lesie). Raz (dosłownie) grałem w Shire. Oczywiście, chodzi tu tylko i wyłącznie o wygląd pola bitwy, bo układ elementów jest zawsze taki sam. Dźwięki też są w poprawne, głosy postaci raczej pasują – ale w żadnym wypadku nie są to filmowi aktorzy. Choć kobiecy głos komentujący bitwę nie jest czymś, co w pierwszej chwili bym skojarzył z Śródziemiem.

Jest jeszcze kwestia dostępnych na Steamie pakietów postaci, które możemy dodatkowo zakupić. Czy jest to potrzebne, by grać wszystkimi strażnikiem? Absolutnie nie, każdy strażnik może być kupiony za złoto zdobywane w grze. I nawet nie jest to droga inwestycja, potrzeba na to 5000 złota, podczas gdy za walkę w trybie 5 vs 5 dostaje się coś około 3000, w zależności jak sobie poradziliśmy (przy trybie Co-op vs Bots mniej, nawet jeżeli i tu i tu walczyliśmy tylko z botami). Na szczęście nie ma tu sytuacji, że gracze którzy zainwestowali w grę więcej pieniędzy będą mieć jakąś większą przewagę nad tymi, którzy kupili tylko podstawową wersję gry. Po co więc są pakiety postaci? Po pierwsze, dostęp jest natychmiastowy, nie trzeba zbierać żadnego złota albo to już zebrane wydać jakoś inaczej. Po drugie, dostajemy dodatkowo 10000 sztuk złota na dalsze wydatki. Po trzecie, do czego tak naprawdę to wszystko się sprowadza, odblokowujemy w ten sposób alternatywny wygląd dla naszego Strażnika, w żaden inny sposób tego nie uzyskamy. Przy czym tak naprawdę nie sądzę by inni gracze mieli czas wpatrywać się w monitor i zastanawiać którą wersją gramy, bo czasami wygląda to bardzo podobnie. Ogólnie, o ile mogę zrozumieć sprzedawanie dodatków do gry, które dają efekt tylko i wyłącznie wizualny, to akurat na Steamie te pakiety są opisane na tyle niejasno, że gracz może dojść do wniosku, że to jedyna możliwość odblokowania nowych postaci. Niefajnie.

I to tyle o grze. Jak już się przeboleje pierwsze walki, umieranie tylko, dlatego, że próbowaliśmy coś zrobić (tj. rzuciliśmy się do ataku na wieżę albo na osłabionego Strażnika otoczonego przez jego kolegów), gdy nauczymy się, kiedy walczyć, kiedy uciekać, gdy dobrze poznamy kilku Strażników i znajdziemy swoich ulubionych, gra zaczyna być zabawna – ale niestety, jak już rozpracujemy boty, może też niedługo potem stać się do bardzo przewidywalna. Starcia między drużynami złożonymi tylko i wyłącznie z żywych graczy mają potencjał do niezłej zabawy, ale jak wspomniałem, nie doświadczyłem tego. Choć już jeden gracz może być widocznym urozmaiceniem. Jest to gra, której trzeba poświęcić nieco czasu – jak ktoś tak właściwie nie jest graczem, ale chciałby mieć jakąś grę by raz na jakiś czas sobie pograć, to Guardians of Middle-Earth będzie złym wyborem. Jeżeli ktoś chce po nią sięgnąć tylko dlatego, że to na podstawie Tolkiena, może się srogo zawieść – jak dla mnie, tu chodzi tylko i wyłącznie o marketing, o zwiększenie puli potencjalnych klientów o tolkienistów. Natomiast jeżeli ktoś lubi sieciową rywalizację, to jest szansa, że gra mu się spodoba, choć może trzeba poczekać aż twórcy zdadzą sobie sprawę jak sytuacja wygląda i wydadzą jakieś patche naprawiające wyszukiwanie graczy czy sterowanie, może zmiana modelu finansowego mogłaby pomóc – choć jak trochę poczytałem na forach o sytuacji, to ostatnio raczej niewiele słychać od ekipy stojącej za grą, może została już zostawiona sama sobie. Do tego czasu ktoś, komu naprawdę na solidnej grze MOBA, powinien rozejrzeć się u (darmowej) konkurencji. Gdzieś w tym wszystkim jest potencjał do bycia dobrą grą (ale nie dobrą grą tolkienowską, nie bez radykalnych zmian), sam model rozgrywki jest całkiem udany, ale reszta nie do końca wypaliła.

Posługując się metaforą, to tak jakby ktoś zrobił całkiem ładny komplet figur szachowych a potem dał nam je, byśmy grali nimi w chińczyka (dodatkowo mieszając czarne z białymi). Sami. Na marnie wykonanej planszy. I chciał nam sprzedać komplet skoczków, nie wspominając, że możemy też je sobie za darmo wziąć z szuflady. Ale chińczyk to całkiem przyzwoita gra.

Producent: Monolith Productions, Zombie Studios (PC)
Wydawca: Warner Bros. Interactive Entertainment
Platformy: PlayStation Network, Xbox Live Arcade, Microsoft Windows
Data wydania: 4 grudnia 2012 (PlayStation 3 i Xbox 360), 29 sierpnia 2013 (Microsoft Windows)
Gatunek: Multiplayer Online Battle Arena
Cena (PC): 18,99€ (Steam)

Być może ta recenzja nie wyszła najprzychylniej, ale mimo to, dla czytelników, których gra zainteresowała, wkrótce będziemy mieć konkurs, w którym do wygrania będzie właśnie Guardians of Middle-Earth wraz z DLC Smaug’s Treasure. Do tego gra Lord of the Rings: War in the North oraz zestaw Steely Dawn Starter Pack do gry Lord of the Rings Online. Plus kilka nietolkienowskich gier. Inaczej mówiąc, mamy dla Was klucz do zestawu Humble WB Bundle.

Kategorie wpisu: Gry tolkienowskie, Recenzje

Brak komentarzy do wpisu "Recenzja Guardians of Middle-Earth na PC"

Zostaw komentarz