Aktualności ze świata miłośników twórczości Tolkiena

Czary wilinego koła, czyli co nieco o słowiańskich elfach

„(…) w tym lesie odbywała się uczta i zabawa bez końca.
Król leśny miał koronę z liści, a wszyscy śpiewali wesoło”
(J.R.R. Tolkien, Hobbit)

„Kiedy jego stopy dotknęły trawy Doliny, usłyszał śpiew elfów,
a na usianej liliami łące nad rzeką zobaczył tańczące dziewczęta (…)”.
(J.R.R. Tolkien, Kowal z Podlesia Większego)

Byłem wtedy dzieckiem. Miałem może dziewięć albo dziesięć lat. Pamiętam wycieczkę z rodzicami do wujka Iga, który mieszkał w małopolskiej Ponikwi[1]. Spacerując nad rzeczką, która przez Ponikew przepływa, zobaczyliśmy zagadkowy krąg w trawie. Ile mógł mieć metrów średnicy? Może dziesięć, może piętnaście…? Jak wyglądał? Pamiętam go jak utworzony z ciemniejszej, jakby bardziej bujnej trawy. Wtedy myślałem, że to ślad UFO… Dziś wiem, że prawdopodobnie natkęliśmy się na tzw. wiline koło, igryszcze albo igrowyszcze. Nasi słowiańscy przodkowie wierzyli, że takie miejsce to ślad nocnych igier oraz tańców rzecznych boginek, pieknych elfich Rusałek, nazywanych też Wiłami.

rusalki

Śmiertelnik w niebezpieczeństwie
(J. W. Waterhouse, “Hylas and the nymphs”, City Art Galleries, Manchester)

Elfy, długowieczne („nieśmiertelne”) istoty, które według Tolkiena uosabiają estetyczną i kreatywną moc ludzkości, longævi, których magią jest sztuka, a nie władza. Gdyby zawiesić na czas czytania tego felietonu niewiarę współczesnego racjonalisty i pójść tokiem myśli Tolkiena, przed naszymi oczami staną oni – starsi bracia Śmiertelników, którzy nie posłuchali wezwań Mocy z Najdalszego Zachodu i pozostali przez kolejne tysiące lat w Śródziemiu. Tolkien nazywa takie istoty Unbodied ‚Bezcielesnymi’ oraz Lingerers, ‚Zwlekającymi’ (patrz J.R.R. Tolkien, Morgoth’s Ring, str. 223-225).

Oto Elfy, które ociągają się z odejściem za Morze. Kim są Bezcieleśni? Mamy tu do czynienia z istotami, które „zdziczały” w Śródziemiu (czyli przy naszych założeniach w Eurazji), wędrując bezdomne, bez łączności z innymi pobratymcami, niknąc (elfy z biegiem czasu „więdną”; ich ciała są „przepalane” przez ognistego elfiego ducha) i nie chcąc dzielić szczęśliwszego losu innych elfów na Najdalszym Zachodzie (pamiętamy z Władcy Pierścieni, że elfy wezwano do opuszczenia Śródziemia – na statkach odpływały z Szarej Przystani do Nieśmiertelnych Krain na Najdalszym Zachodzie świata). Według Tolkiena takie istoty, nie mające woli opuścić świata Śmiertelników, ale też nie umiejące już w tym świecie żyć, nawiedzały ustronne miejsca i uroczyska, opętały samotne drzewa albo źródła. Wiele takich duchów nie oparło się wpływom Cienia. Tolkien ręką bohatera Ælfwine opisuje niebezpieczeństwo związane z Bezcielesnymi:

Zaprawdę głupią i niebezpieczną rzeczą jest, a nadto nieprawą, bo zabronioną sprawiedliwie przez wyznaczonych Rządców Ardy, gdy Żywi [tu: ludzie] szukają sposobności, aby spotkać Bezcielesnego. A bezdomny [duch] może takiego spotkania pragnąć, zwłaszcza taki, który jest pośród nich szczególnie nieprawy. Bo Bezcieleśni, wędrujący przez świat, to tacy, którzy odrzucili wejście we wrota życia i pozostali w poczuciu winy oraz żalu. Niektórych wypełnia gorycz, zawiść i zazdrość. Niektórych też zniewolił Mroczny Władca i wykonują oni wciąż jego wolę, choć on sam jest już poza naszym światem. Nie mówią oni prawdy i nie przekazują mądrości. Wzywanie ich to głupota. Złem jest próbować zawładnąć ich wolą i uczynić z nich swoje sługi. Takie praktyki pochodzą od Morgotha; a nekromanci zaliczają się w poczet poddanych Saurona, sługi Morgotha. (…)

Widzimy tu zatem „zwiędnięte”, upadłe Elfy, które działają pośród ludzi z demoniczną mocą poltergeistów

Inaczej ma się sprawa z elfami Zwlekającymi. Nie są oni bezdomni, mają swoje własne ciała w odróżnieniu od Bezcielesnych. Nie dążą do zawładnięcia Śmiertelnikiem, bo ich duch nie szuka cielesnego schronienia. Nie mają one też chęci władać ludzką wolą lub ciałem. Nie szukaja oni jednak kontaktu z ludźmi, poza pewnymi rzadkimi wyjątkami – wtedy, gdy chcą dokonać dobrego czynu albo gdy poczują, że dany człowiek kocha sprawy dawne i piękne. W takim przypadku Zwlekający objawia Śmietelnikowi swoją formę i człowiek może zobaczyć takiego elfa w jego pięknie i blasku. Takich elfów nie trzeba się obawiać, choć naturalną rzeczą jest, że przy spotkaniu z taką istotą śmiertelnik będzie czuł strach.

Andrzej Szyjewski w swojej Religii Słowian (Wydawnictwo WAM, Kraków 2003) opisuje nasze rodzime elfy, czyli wspomniane na początku felietonu rusałki, tak: „boginki upodobały sobie brzegi zbiorników wodnych, także lasy i jaskinie, skąd wychodzą nocą, zwłaszcza w letnie noce księżycowe, by w postaci ubranych na biało lub nagich, wiecznie młodych dziewczyn z rozpuszczonymi włosami, wabić przechodniów i pieszczotami doprowadzać do śmierci z wyczerpania. Mówi się, że dochodzące z nadwodnych chaszczy dziwne odgłosy to uderzenia kijanek, którymi prały swoje sukienki, lub ich łkanie, gdy rozpaczają nad losem swoim lub swych dzieci. Boginki opiekowały się też zwierzętami leśnymi, zapewniały rybakom dobre połowy, ale rozgniewane niszczyły sieci i odpędzały ryby, płoszyły też konie przychodzące do wodopoju. (…) Księżyc jest „bogiem boginek”, rządzi ich aktywnością. Jednak tym wodnym lub przybrzeżnym duchom przypisuje się też zamieszkiwanie szczytów wzgórz i piargów oraz pilnowanie ukrytych skarbów (…). Inne, znane w całej Europie wierzenie, dotyczy tzw. wilinych kół albo igryszcz bądź igrowyszcz”. O tym ostatnim zjawisku pisałem już wcześniej. Szyjewski pisze dalej, że „jeśli przechodzący opodal młodzieniec spojrzałby na nie, opętany ich pięknością (czarem) wkroczyłby w krąg, wówczas musiałby tańczyć w kręgu aż do samej śmierci. Takie kręgi w lesie porastają grzybami (muchomorami), na łąkach ziołami bądź bujniejszą trawą, albo przeciwnie, pozostają wiecznie jałowe”.

Opis wyglądu tych istot jest bardzo ciekawy – wiąże je z nimfami, które pojawiły się w wierzeniach innych Indoeuropejczyków – Greków. Oto, co czytamy w Religii Słowian: „Wiły są zwykle nagie lub przystrojone zielenią, czasami mają na sobie długie, białe giezła, znak tamtego świata (…). Mają długie, sięgające ziemi włosy, które idąc „do ludzi”, zaplatają w warkocze. Warkocz musi być cały czas mokry; jeśli wyschnie, boginka umiera. Jeśli chcą jechać szybko, dosiadają jeleni, jeśli zaś latać – smoków, bądź zamieniają się w ptaki wodne. Czasami kąpią się zrzucając pióra i wtedy można wiłę złapać i uczynić żoną, zgodnie z uniwersalnym motywem łabędziej narzeczonej”. Są wojownicze, strzelają z łuków, walczą z demonami suszy, zamieszkują „wodne zaświaty” i matkują czasem słowiańskim herosom – junakom.

Gdyby elfie rusałki włączyć w Tolkienowe legendarium, można też zastanowić się nad ich językiem. Mógłby on być spokrewniony z innymi językami elfickimi (tak, jak opisał je w swoich książkach i pismach prof. J.R.R. Tolkien) – ostatecznie wywodziłby się z języka praelfickiego, który był wspólny dla wszystkich Eldarów przed dziesiątkami tysięcy lat (Tolkien nazywa go Proto-Eldarin). Jego fonologia mogłaby na przykład być zbliżona do bałtosłowiańskiej – jak wspomniany przez Tolkiena w materiałach z ostatniego Parma Eldalamberon (nr 19) język wschodnioavariński (Tolkien pisze, że fonetycznie podobny jest on do… litewskiego).

Gdy zatem wędrujecie przez uroczyska, odległe a straszne zakątki, nad brzegami wód, uważajcie, by odróżnić Zwlekającego od Bezcielesnego. I czytajcie polskich romantyków, bo tam tkwi mądrość ludu…

Ryszard „Galadhorn” Derdziński


[1] Wg Brücknera nazwa rzeczna Ponikiew (od niej pochodzi nazwa wsi) wywodzi się od słowiańskiego *poniky. W dawnej polszczyznie słowo ponikwa znaczyło ‘rzeka, co w ziemi ginie, by dalej znów wytrysnąć’. Z tym słowem wiązał się archaiczny czasownik poniknąć. Sama nazwa Ponikwi ładnie pasuje do opowieści o Rusałkach.

Kategorie wpisu: Eseje tolkienowskie

16 Komentarzy do wpisu "Czary wilinego koła, czyli co nieco o słowiańskich elfach"

Ajwenhoł, dnia 13.04.2011 o godzinie 13:43

Felieton przedni! Tylko pozostaje istotny problem odróznienia „dobrych” rusałek tańczących nago nad potokiem od „złych”:)

Galadhorn, dnia 13.04.2011 o godzinie 13:45

No właśnie. Marny los nas, Śmiertelników, bo zawsze czyhają na nas różne niebezpieczeństwa.

A czy ktoś z Was wie może, skąd pochodzi ten obraz? Kto jest jego autorem i w jakiej galerii się znajduje? Wygląda na prerafaelicki.

TAO, dnia 13.04.2011 o godzinie 13:57

Nie ma co odróżniać. Spotkanie czy to elfiego (z wyobrażeń niemieckich), czy rusałczynego tańca to zawsze zapowiedź lub wręcz wyrok śmierci.

I drugie: niezależnie od takich czy innych uczonych interpretacji, nasze rusałki to topielice, pokutujące dusze samobójczyń (z opisu Szyjewskiego też łatwo to wyczytać).

Galadhorn, dnia 13.04.2011 o godzinie 14:28

Hej, TAO. Ale Szyjewski w swojej książce tworzy teorię, że wywiedzenie pochodzenia rusałek od dusz samobójczyń to chrześcijańska reinterpretacja i że u dawnych pogańskich Słowian te boginki mogły być po prostu istotami nie-ludzkiego pochodzenia.

Wygląda na to, że wszelkie rusałki/elfy „dzisiejszych czasów” to raczej Bezcieleśni niż Zwlekający. Zwlekający w końcu dotarli na Najdalszy Zachód? Ale skąd zatem bierze się ludzka poezja i mitotwórczość, skoro to Elfy miały ją inspirować?

:-)

Ninquelen, dnia 13.04.2011 o godzinie 14:39

Obraz to „Hylas and the nymphs” Johna Williama Waterhouse, znajduje się w City Art Galleries w Manchesterze.

Galadhorn, dnia 13.04.2011 o godzinie 14:42

Ninquelen, serdeczne dzięki! Już dodaję tę informację do newsa.

TAO, dnia 13.04.2011 o godzinie 15:31

Zgoda, że to chrześcijańska interpretacja (choć część opisu Szyjewskiego ją potwierdza), choć samobójstwo przez utopienie raczej nie pojawiło się dopiero wraz z nową wiarą. Ale czym były przedchrześcijańskie „boginki” w naszej części Europy wiemy tylko ze źródeł chrześcijańskich. A i one były związane ze śmiercią: w końcu Hylas został przez nimfy utopiony. Ogólnie rzecz biorąc – to, co żyje w wodzie, a nie jest rybą, jest związane ze śmiercią, bo człowiek w wodzie żyć nie może.

Eldil Niphred, dnia 13.04.2011 o godzinie 17:00

Patrząc na tytuł chciałem przetłumaczyć ten tekst na slovianski na tolknovosti.blog.interia.pl , ale to ponad moje siły.

Arganthe, dnia 13.04.2011 o godzinie 17:32

Bardzo ciekawy felieton.

Jeśli chodzi o Hylasa, większość źródeł mówi, że nie zginął z rąk nimf, ale został z nimi jako ich kochanek. Greckie najady nie były tak złowrogie jak ich północne siostry – rzadko wciągały do wody, a często pozwalały się z wody wyciągnąć 😉 I były – co wiernie odtwarza Lewis w Narni – związane raczej z żywotnością natury niż ze śmiercią, jako personifikacje konkretnych rzek czy źródeł.

Galadhorn, dnia 13.04.2011 o godzinie 18:05

Eldilu, a może chociaż zrobisz skrót mojego felietonu? Byłoby super – pokazałbym go znajomym na Ukrainie.

Arganthe, dziękuję za tę ciekawą wiadomość. Myślę, że warto zatrzymać się na dłużej nad sprawą rusałek i może dopisać kolejne odcinki o naszych dociekaniach? Ciekawe są etymologie słów rusałka i wiła. Rusałkę to nawet na gruncie eldarińskim można rozpatrzeć (RUS- oraz ALAK-; coś jak ‚gwałtowny błysk’).

Eldil Niphred, dnia 13.04.2011 o godzinie 21:17

Hmm… Dzisiaj na pewno nie, nie mam czasu. Juto ędę się pakował, w piątek jadę do Wa-wy. Może w niedzielę, jak znajdę czas 😀

Eldil Niphred, dnia 13.04.2011 o godzinie 21:21

Galu, dodać Cię na fejsie do mojej grupy zrzeszającej słowian?

Galadhorn, dnia 13.04.2011 o godzinie 21:31

Dodać! Choć ja germańsko-słowiańskiego pochodzenia jestem 😉

Eldil Niphred, dnia 14.04.2011 o godzinie 22:23

Gotowe. Proszę, żebyś się w miarę możliwości udzielał 😀

Eldil Niphred, dnia 14.04.2011 o godzinie 22:50

Galu, mógłbyś mi napisać jakieś streszczenie tego, żebym miał co tłumaczyć?

Elendilion – Tolkienowski Serwis Informacyjny » Blog Archive » Bad Elves, czyli przyczynek do związków tolkienistyki z popkulturą, dnia 29.05.2011 o godzinie 10:28

[…] I pamiętajcie, że Bad Elves to nie Elfy z Silmarillionu czy Władcy. To raczej Elfy, o których słyszymy w ludowych podaniach – zwodnicze rusałki, nimfy… Sam Tolkien nazywał je “Bezcielesnymi” (przypominamy Wam esej na ten temat z kwietnia b.r. – tutaj). […]

Zostaw komentarz