Aktualności ze świata miłośników twórczości Tolkiena

Kod Reginalda*?

[*Reginaldus to łaciński odpowiednik imienia Ronald]

Gdy jedni autorzy piszą o twórczości Tolkiena jako dziele arcykatolickim, a inni znęcają się nad nim, jako nad (jakże modny to dziś termin) »zagrożeniem duchowym« (np. Robert Tekieli w Gazecie Polskiej, oskarżający opus Tolkiena o propagowanie magii), Elendilion pokaże jeszcze inną możliwość interpretacji. Napiszemy dziś o wpływie teozofii i antropozofii na życie i twórczość Inklingów.

Przeczytaliśmy dla Was dwa ciekawe teksty: wywiad z Owenem Barfieldem (jednym z Inklingów, którego książka Poetic Diction miała wielki wpływ na Lewisa i Tolkiena, oraz ich postrzeganie mitu i języka) przeprowadzony 25 marca 1994 r. przez Niemkę, Astrid Diener (Mythlore nr 78 – wolumin 20, nr 4, zima 1995) oraz wykład pt. „Hermetic Imagination: The Effect of The Golden Dawn on Fantasy Literature” (‚Hermetyczna wyobraźnia: wpływ Zakonu Złotego Brzasku na literaturę fantasy’) Ch. A. Coulombe’a w Proceedings of the J.R.R. Tolkien Centenary Conference. Obydwa teksty są źródłem ciekawych informacji na temat wpływu teozofii, antropozofii, Złotego Brzasku i gnozy na niektórych Inklingów. Podkreślam słowo „niektórych”, bo jak wynika z tekstów C.S. Lewis i J.R.R. Tolkien byli odporni na takie wpływy. Osoby, które w gronie Inklingów interesowały się takimi rzeczami to Owen Barfield (wieloletni antropozof) i Charles Williams.

Barfield w wywiadzie opisuje wielki opór przed antropozofią Steinera u Lewisa:

Jego reakcja na myśl antropozofii to w pewnym sensie tragedia (…)

Barfield twierdzi, że Lewis nie cierpiał tego światopoglądu, bo sam w młodym wieku interesował się… okultyzmem. Barfield mówi:

Jego reakcja na antropozofię była fatalna (…). Wynikało to z faktu, że we wcześniejszym okresie swojego życia był czas, gdy pociągał go dość mocno okultyzm w złym znaczeniu tego słowa, w który to okultyzm weszli niektórzy teozofowie – tak myślę. Jego pociąg do okultyzmu był jednak nieszczery. I reagował na tą tematykę z wielkim impetem. Bo myślał, że wszystko to znowu powróci w antropozofii (…).

a dalej mówi tak:

No tak, rzeczywiście. Lewis przeżył wielką zmianę – to, co nazywał swoim nawróceniem.

Słowa Barfielda nie świadczą o jego uznaniu dla chrześcijańskiej konwersji C.S. Lewisa. Sam Lewis zaś w swoich pamiętnikach tak pisał o zainteresowaniach antropozoficznych swojego kolegi. W zapisku z 7 lipca 1923 r. czytamy:

Wytrąciła mnie z równowagi informacja, że zarówno Harwood i Barfield tak się nim zachwycili [tj. Steinerem].

Więcej na ten temat przeczytać można w Inklingach Carpentera.

Tymczasem Coulombe w swojej „Hermetic Imagination” rozważa wpływy okultyzmu Złotego Brzasku na kilku autorów fantasy. W swoim wykładzie pisze o magicznym światopoglądzie filozofii przedsokratejskiej, podobnym widzeniu świata przez kultury przedchrześcijańskiej Europy. Następnie śledzi drogi myśli platońskiej, rozwój nauki o ideach Platona w kulturze europejskiej, pisze o hermetyzmie Hermesa Trismegistusa, o dualizmie neoplatonizmu i o powstaniu okultyzmu w XIX w. Przygląda się powstaniu Towarzystwa Teozoficznego pani Blavatsky i jego rozbiciu na mniejsze grupy, czego efektem było powstanie między innymi Hermetycznego Zakonu Złotego Brzasku (pan Andrzej Szyjewski zwrócił mi swego czasu uwagę na właściwe tłumaczenie tej nazwy – tłumaczka Inklingów popełniła tu chyba błąd).

Coulombe zauważa, że Złoty Brzask od początku dzielił się na dwie grupy: tych którzy skłaniali się ku zachodniej teozofii (z wpływami filozofii orientalnych) oraz tych, którzy trzymali się światopoglądu chrześcijańskiego (w ich rozumieniu tego pojęcia). Widać tu wyraźnie wpływy gnostycyzmu, który na gruncie chrześcijańskim głosi, że poznać Boga można tylko przez zaczerpnięcie ezoterczynej wiedzy, nieznanej ogółowi. Tragiczne moim zdaniem jest to, że „złotobrzaskowcy” chcieli dochodzić do „wyższych prawd” (jak głosiła ich deklaracja: „ustanowić bliższy i bardziej osobisty związek z Panem Jezuzem, Mistrzem Mistrzów, jest i zawsze musi być ostatecznym obiektem wszystkich nauczań naszego zakonu”) przez… Kabałę, tarot, geomancję, astrologię, alchemię i – najgorsze z najgorszych – rytualną magię. Rytualna magia w rozumieniu Złotego Brzasku to: tworzenie pieczęci i talizmanów, komunikowanie się z żywiołami, przywoływanie demonów, inwokacje do aniołów. Zaprawdę „znakomity” sposób aby zbliżyć się do Jezusa…

Od początku do Złotego Brzasku ciągnęli przedstawiciele świata literatury: Blackwood, Fortune, Rohmer, Farr, Gonne, Nesbit, Underhill. Coulombe pisze też o związkach osób związanych z chrześcijaństwem z Zakonem Złotego Świtu, żeby wymienić tu anglikańskich Mirfield Fathers. Zauważa też, że wielu członków Zakonu w swoim życiu duchowym poszukiwało syntezy między neoplatonizmem/hermetyzmem a sakramentalnym chrześcijaństwem – jak pisze Coulombe:

Jednym słowem, ich chrześcijaństwo, zaczepione o dogmaty Objawienia, interpretowało jednocześnie świat jako symbol i ukrytą prawdę o wyższej rzeczywistości, z którą kontakt mógł nastąpić zarówno przez magię, jak i przez uświęcenie, a na czystszym i wspanialszym poziomie, przez Sakramenty (…)

Najbardziej reprezentatywnym myślicielem tego kierunku był nauczyciel duchowy Charlesa Williamsa, katolik (jak pisze Coulombe) – A. E. Waite. W roku 1903 odłączył się on od głównego nurtu Zakonu i założył własną grupę Złotego Brzasku, będącą bliżej chrześcijańskiego mistycyzmu.

Następnie Coloumbe opisuje syntezę chrześcijańskiego mistycyzmu i okultyzmu – zgodną z nauczaniem Waite’a – w literaturze Williama Butlera Yeatsa, Arthura Machena, wreszcie Charlesa Williamsa. W „Konkluzji” zaś pisze o możliwym wpływie myśli Waite’a na Inklingów poprzez Ch. Williamsa. I tutaj ustalenia Coulombe’a są uspokajające dla zorientowanych katolicko czytelników tych dwóch autorów. Przytoczę może cytaty z „Konkluzji”:

Uprawnione będzie teraz pytanie, na ile Złoty Świt miał wpływ na Lewisa i Tolkiena poprzez znajomość z Williamsem. Na pewno Ta ohydna siła jest powszechnie uważana za książkę na którą duży wpływ miała znajomość Lewisa z Williamsem. Opisana w niej Kompania św. Anny to na pewno echo Williamsowskiej „Companions of the Co-inherence”. A zatem mamy tu daleki znak Złotego Brzasku.

Ithell Colquhoun, krewny współzałożyciela Złotego Brzasku, MacGregora Mathersa, jest zdania, że „Władca Pierścieni ma posmak atmosfery panującej w Złotym Brzasku, choć może to być wpływ E.R. Eddisona raczej niż Williamsa, bo początkowe fragmenty jego The Worm Ouroboros (1922) są tak przesiąknięte myślą Zakonu, że ktoś mógłby wręcz wyciągnąć wnioski, iż jego autor ma za sobą naukę ezoteryczną” (…). Jednak dobrze znana podejrzliwość ze strony J.R.R. Tolkiena w kierunku idei Williamsa w tej właśnie dziedzinie powinna raczej prowadzić do poszukiwań innych źródeł „posmaku”, który wykrywa Colquhoun. Tolkien był praktykującym katolikiem, dobrze oczytanym zarówno w folklorze, jak i w literaturze przedreformacyjnej. To w ten sposób przesiąkł on, zapewnie mniej lub bardziej świadomie, magicznymi czy też hermetycznym widzeniem świata, którego przecież tylko jednym w wielu eksponentów był Złoty Brzask.

W taki sposób jednakże, a również przez wpływ Yeatsa, Machena i Williamsa (nie wspominając o Blackwoodzie, Nesbicie i in.), światopogląd neoplatoński/hermetyczny znalazł swoje miejsce w całej literaturze fantasy. Opuściwszy główny nurt teologii chrześcijańskiej, filozofii akademickiej i nauk ścisłych, przetrwał on z dużym nawet sukcesem, przynajmniej wśród czytelników takiej literatury. (…)

Nie zgadzam się z Coulombem, że wpływy mitologii Północy – tak mocno widoczne w wielu kreacjach fantasy – są nośnikiem tych samych idei co okultyzm Złotego Świtu. Ja osobiście nie dopatrywałbym się żadnych – ABSOLUTNIE ŻADNYCH – wpływów okultyzmu (teozofii/antropozofii) w pismach Tolkiena, którego listy, książki, relacje biograficzne dobitnie świadczą o dojrzałym światopoglądzie katolickim. Natomiast chętnie z Waszą pomocą przyjrzałbym się wpływowi platonizmu (reprezentowanego przez augustianizm) czy neoplatonizmu na koncepcje Inklingów na polu wtórstwarzania (sub-creation).

Co do Lewisa, który był wielkim apologetą chrześcijaństwa anglikańskiego (nie zawsze jego myśli szły tymi samymi ścieżkami, co myśli katolika Tolkiena) czy w ogóle Chrześcijaństwa jako tzw. Mere Christianity, to relacja Barfielda na temat jego prawie-okultystycznej przeszłości wcale mnie nie dziwi. Często tak jest, że człowiek, którego Bóg wyciąga z wielkich ciemności ateizmu czy ciemnych stron duchowości, bardziej niż ktoś wychowany w wierze dostrzega wagę i cudowność ortodoksji.

A zatem moim zdaniem wszystkie rewelacje na temat związków Tolkiena z teozofią, różokrzyżowcami (są w necie strony, które opisują Tolkiena i Lewisa jako tajnych różokrzyżowców) i okultyzmem to rzeczy wyssane z palca, pisane ze złą wolą, pogonią za sensacją lub wynikające z głupoty. Z drugiej strony warto pamiętać, że Tolkien i Lewis mieli w swoim gronie ludzi o zupełnie odmiennych światopoglądach – ateistów, antropozofów, „stoików” i „epikurejczyków”. Inklingowie to nie był rodzaj „pobożnego bractwa” czy „koła różańcowego” – z tego należy sobie zdawać sprawę. The Notion Club Papers to literackie świadectwo tego, jakie „dziwne sprawy” zajmowały umysły Inklingów w czasie ich spotkań. Wyobrażam sobie, jak poruszeni musieli niekiedy z tych spotkań wracać Lewis i Tolkien…

Kategorie wpisu: Eseje tolkienowskie, Recenzje

18 Komentarzy do wpisu "Kod Reginalda*?"

Jacek, dnia 14.01.2015 o godzinie 19:46

O ile pamiętam w Niedokończonych opowieściach Tolkien, opisując Herren Istarion, wspomniał, że czarodzieje są kimś innym niż tym kim byli czarodzieje w późniejszych czasach, czyli ludźmi parającymi się magią.
Wiadomo też, ze można mieć nadprzyrodzone zdolności niepochodzące od złych duchów, w naturalny sposób (i nie chodzi tu o tzw charyzmaty) albo jako efekt medytowania. Czyli sam fakt posiadania zdolności większych niż przeciętny Kowalski nie świadczy o paraniu ezoteryzmem itp. Inaczej czarnoksiężnikiem w złym sensie musiałby być o Czesław Klimuszko OFM (można się zapoznać z jego książką – Parapsychologia w moim życiu.
W kontekście tego tematu był wspomniany pan Tekieli. Zapoznałem się jego biografia na Wikipedii. Jest to nawrócony ezoteryk (ponoć, bo nie sprawdzałem). Tak myślę, że jako zapaleniec – neofita „lekko” przesadza. A może jest on zbyt gruboskórny, tzn nie umie rozróżniać i to do niego stosuje się w sensie negatywnym stara zasada: kto rozróżnia ten rozumie. Czyli pomimo parania się ezoteryką i nawrócenia facet nadal nie za wiele nie rozumie i nie wie, a przy tym wszystkich na około poucza jako autorytet. Dodatkowo szkaluje jak najbardziej polecanego JRR Tolkiena. W dzisiejszych czasach wystarczy stwierdzić: zagrożenie duchowe, i już nikt o nic nie pyta i niczego nie sprawdza.
Przy okazji warto wspomnieć tzw Lefebrystów, najnormalniejszych katolików, których naprawdę trudno posądzić o sprzyjanie okultyzmowi et consortes, którzy w swoim czasopiśmie Zawsze Wierni niejednokrotnie polecali JRR Tolkiena jako autora książek w duchu katolickim. Tyle z mojej strony i dziękuję za czujność Galadhornowi.
PS
Prędzej można by coś zarzucić Sapkowskiemu i Wiedżminowi, ale też miałbym co do tego wątpliwości. Z pewnością dziś wieczorem poczytam sobie Wiedźmina :).

Galadhorn, dnia 14.01.2015 o godzinie 21:42

Gandalf w świecie Ardy jest odpowiednikiem anioła [stróża] w naszym. Anioł ma większe moce niż ludzie. Jeżeli czyni coś „magicznego” z punktu widzenia człowieka, to oczywiście nie jest to magia z punktu widzenia anioła.

Gandalf, Saruman, Radagas i dwaj Błękitni to tak naprawdę nie jacyś „Czarodzieje”, a raczej „Mędrcy” (ang. Wizard jest pokrewne ang. wise ‚mądry’), co wyraża też mocno termin quenejski Istari ‚Mędrcy’ od ista- ‚wiedzieć’.

Pan Tekieli robi błąd logiczny już na samym początku swojej argumentacji. Nie zna dzieła Tolkiena.

Jacek, dnia 14.01.2015 o godzinie 22:28

To też racja.
Ale powiedzmy, ja tak nie pomyślałem bo założyłem ten fakt, iz dziełka Tolkiena nie są alegoriami, wiec ciężko przypisać konkretne osoby naszym ziemskim odpowiednikom.
Mogę jeszcze dodać, że taka świątobliwa osoba jak o Joachim Badeni OP bardzo „popierał” Tolkiena. Podczas rozmowy ze mną wyjaśnił mi, że dla niego Lorien to jak Jasna Góra, której tez wg niego bije światło :).

Jacek, dnia 14.01.2015 o godzinie 22:31

PS
Ale ogólnie ja tu widzę następujący schemat myślenia (mało wyrafinowany): nazwa czarodziej -> to z pewnością czarna magia -> a czarna magia to diabeł -> więc Tolkien jest kryptosatanistą czy jakoś

Galadhorn, dnia 14.01.2015 o godzinie 23:15

Ale jak widzisz, Jacku, błąd polega na nieznajomości angielskiego oryginału, gdzie Gandalf jest Wizard, a nie na przykład Magician.

A o tym, że Gandalf jest wcielonym aniołem Tolkien pisał np. w swoich listach do czytelników (świetna lektura, którą polecam m.in. panu Tekieli).

Jacek, dnia 14.01.2015 o godzinie 23:36

Mimo, że mam listy, niestety nie przeczytałem :).
A tak wcześniej to chciałem kompleksowo skomentować tego typu wypociny intelektualne. A nuż ktoś zastraszona albo wątpiący zajrzy to znajdzie, mam nadzieję, dobry kawałek wyjaśnienia i odporu :).

Jacek, dnia 14.01.2015 o godzinie 23:52

Hm, aniołami mogliby być równie dobrze Valarowie , a nie Majarowie, u Tolkiena jest więcej „poziomów”.
Zresztą w angielskim tych określeń na maga jest więcej: sorcerer, warlock,a może i jeszcze więcej. W polskim podobnie: czarodziej, czarownik, mag, czarnoksiężnik. W sumie nie zastanawiałem się nad ich dokładnymi znaczeniami.

M.L., dnia 15.01.2015 o godzinie 7:42

Opinie o Tolkienie jako propagatorze magii wyrastają z dwóch źródeł. Pobieżnej lektury jego dzieł (a czasem wręcz ich nieznajomości) i bazowania na przekazie zafundowanym przez Jacksona.
Niestety wśród publicystów niezależnie od ideowych powiązań, widać trend do lekceważącego stosunku do wiedzy, zgodnie z zasadą, że jeżeli nie pasuje do naszej tezy tym gorzej dla wiedzy.

Galadhorn, dnia 15.01.2015 o godzinie 8:48

Czyli obejrzało się pobieżnie film (może z „kamerówki” na komputerze), a twierdzi się, że się zna całość tolkienowskich pism. Smutna konstatacja.

Na szczęście nie jest to reguła, o czym świadczą i całe numery „Więzi” albo „Christianitas” poświęcone Tolkienowi, albo np. takie artykuły w katolickich tygodnikach: http://gosc.pl/doc/1849344.Dobre-czary-Gandalfa

Z tematem tzw. „zagrożeń duchowych” wśród pasji mojego życia spotykam się nie pierwszy raz. Raz jest to Tolkien, raz jest to sport walki, który uprawiam od kilku lat. A tymczasem prawdziwe zagrożenia duchowe, które dziś w Polsce są naprawdę problemem, to sianie nieufności i rozpaczy, potępianie ludzi inaczej myślących i inne takie, które stają w się coraz bardziej przykrym i palącym problemem w naszym społeczeństwie.

TAO, dnia 15.01.2015 o godzinie 9:27

Co do poglądu Tekielego: uważa on, że jakakolwiek aktywność fizyczna w świecie doczesnym, której nie tłumaczy współczesna nauka, musi mieć charakter okultystyczny, w ostatecznym rachunku – być dziełem złych duchów. W widoczny sposób uważa on, że nauka współczesna daje wyczerpującą wiedzę o świecie materialnym, że nie istnieją nierozpoznane jeszcze naukowo oddziaływania tego rodzaju. Okultyzmem jest dlań m.in. homeopatia, która we współczesnej postaci jest cynicznym oszustwem, objaśnienie którego nie wymaga odwołania się do sfery nadprzyrodzonej, a także różdżkarstwo, które zapewne wykorzystuje zjawisko naturalne, dotychczas nauce nieznane (podobnie, jak człowiek wykorzystywał magnetyzm na tysiąclecia przed rozpoznaniem jego natury).

Tym bardziej uważa on za krzewienie okultyzmu literackie wzmianki o jakkolwiek rozumianej magii: w naszym przypadku nie chodzi o to, jakim słowem określony jest Gandalf, ale o to, że jego działania wybiegają poza granice, przypisane człowiekowi (Tekieli albo nie wie, że Gandalf nie jest człowiekiem, albo to ignoruje – z drugiej jednak strony lektura samego „Władcy Pierścieni” nie pozwala jednoznacznie stwierdzić jego nadprzyrodzonej natury).

Tekieli był nie to, że ezoterykiem (to zbyt pojemne, nieostre słowo), ale co najmniej otarł się o czynny satanizm, o czym po nawróceniu pisał wielokrotnie. To tłumaczy jego koncentrację na tropieniu aktywności diabolicznej w świecie współczesnym i pewne przewrażliwienie na tym punkcie. Z drugiej strony widać u niego wpływ współczesnego neopurytanizmu, wyrażający się co najmniej nieufnością wobec literatury (i sztuki w ogóle) jako takich.

Galadhorn, dnia 15.01.2015 o godzinie 9:53

TAO, wielkie dzięki za Twój komentarz. Dałeś mi nowy termin i nową tematykę do przemyśleń. „Neopurytanizm” jest określeniem znakomitym. Mam ogólnie takie wrażenie, że neopurytanizm to jeden z przejawów amerykanizacji naszej kultury. Wpływy kultury amerykańskiej dzięki filmom, muzyce, literaturze, polityce itd. wnikają nie tylko do kultury popularnej.

Dostają się one też do praktyki życia katolickiego w Polsce. Z jednej strony nowe ruchy charyzmatyczne, ewangeliczność jako swoista moda (której i ja ulegam na moim blogu), ale z drugiej strony potępianie współczesnej kultury: przecież nie byłoby u nas hecy z „Harry Potterem”, gdyby nie pojawiła się ona wpierw w USA.

A jak byłem dzieckiem, istnieli księża katoliccy, którzy specjalizowali się w różdżkarstwie (i pomagali ludziom znaleźć „żyłę wodną”, pomagali w kopaniu studni itd.), gdy dziś zostaliby mocno pokiereszowani werbalnie za swoje praktyki.

Venatrix, dnia 15.01.2015 o godzinie 10:00

Przepraszam za caps locka, ale NIE MA CZEGOŚ TAKIEGO JAK BIAŁA MAGIA. Nad- czy też pozanaturalne moce (nie mam tu na myśli „mocy”, które da się wyjaśnić w sposób czysto naukowy, jak np. obłaskawianie zwierząt) nie biorą się z jakiegoś kosmicznego źródła many, z którego wtajemniczona osoba może czerpać siłę do robienia hokus-pokus. Jeśli człowiek nabywa takich szczególnych zdolności jak prekognicja, kardioskopia, multilokacja, uzdrawianie/szkodzenie itp., to otrzymuje je dzięki:
– łasce Bożej;
– wpływowi demonicznemu.
Tekieli nie ma bladego pojęcia o Tolkienie (prawdopodobnie nie czytał nic poza „WP”, a i to niezbyt dokładnie), ale widział naocznie skutki NLP, hiperwentylacji, medytacji zen i uprawiania nasiąkniętych ideologią pseudo-duchową (a czasem prawdziwymi rytuałami) sztuk walki. Ci, którzy mieli z nimi większą styczność, cieszyli się nowymi „skillami”. Do czasu. Na skutek złamania pierwszego przykazania, Zły upominał się o ich dusze (poczytajcie M.Pawlik albo chociaż „Zmanipuluję cię, kochanie”).

Galadhorn, dnia 15.01.2015 o godzinie 10:08

Ja też zgadzam się z Venatrix, że nie istnieje biała magia. Magia jest odwoływaniem się do sił zła, żeby panować nad ludźmi i elementami świata. I zawsze jest czarna, nawet, gdy mamy dobre intencje. O tym też jest cały „Władca Pierścieni”. U Tolkiena ludzie dobrzy nie mogą praktykować magii, a jeżeli ktoś ją praktykuje, staje się ofiarą zła.

Natomiast moce elfów, Maiarów, Valarów to nie magia, choć w tamtym świecie hobbici/ludzie czasem tak nazywają te moce. Ale w podobny, błędny sposób nazywają np. „Archaniołów”/Valarów Bogami itd.

TAO, dnia 15.01.2015 o godzinie 13:30

Ja nie krytykuję Tekielego za odrzucanie pojęcia „białej magii”, ale za zaskakującą u człowieka wiary (którym jest niewątpliwie) pychę rozumu, przekonanie, że wiemy już wszystko o świecie stworzonym. A nie wiemy – gdy byłem dzieckiem (dawno temu, ale już po wojnie) ledwie rozpoznawano naturę wirusów i biochemiczny mechanizm dziedziczenia, o istnieniu prionów nie wiedziano w ogóle. Jeszcze jakieś 15-20 lat temu uważano, że człowiek nie wydziela feromonów – dziś wiemy, że tak. A przecież te zjawiska i mechanizmy istniały. Jakie jeszcze odkrycia czekają za zakrętem? Jakie jeszcze zjawiska, kwalifikowane dziś jako „paranormalne”, okażą się normalne? Nie wiemy, i to powinno nas skłaniać do pokory.

Uważam też, że Tekieli i inni tropiciele zagrożeń duchowych (zdecydowanie bez cudzysłowu) błądzą w jeszcze innym, chyba ważniejszym punkcie: uważają, że rzeczywistość demoniczna może znaleźć drogę do człowieka wbrew jego świadomości i przyzwoleniu, że osoba nieświadoma np. ezoterycznego znaczenia jakiegoś symbolu lub nie znająca języka takiego przekazu może popaść pod wpływ inteligencji demonicznej (z tym językiem nie przesadzam: parokrotnie słyszałem i czytałem, że teksty amerykańskich kapel blackmetalowych słuchane od tyłu zawierają satanistyczny przekaz, docierający do świadomości polskich fanów, w dodatku – słuchających nagrań, a nie koncertu).

Powszechną – i trafną – opinię, że wielkim zwycięstwem Złego jest upowszechnienie przekonania o jego nieobecności, a nawet – nieistnieniu, trzeba koniecznie równoważyć drugą konstatacją: iż przekonanie o jego wszechobecności i nieomal wszechpotędze jest także jego zwycięstwem. Że niebezpiecznie jest nie tylko lekceważyć aktywność Złego, ale też – przypisywać jej nadmierne znaczenie.

To, czy nazywamy coś „magią” czy inaczej, jakim słowem określamy osobę o „paranormalnych” mocach nie ma większego znaczenia. Ważne jest to, czy uznajemy istnienie mocy, pochodzącej spoza świata materialnego oraz możliwości posługiwania się nią w celu zmiany tego świata i jak tę moc definiujemy. I kluczowa różnica miedzy podejściem „magicznym” a „religijnym” polega na tym, że podejście magiczne zmierza do wywołania określonego skutku, zaś religijne – do jego wyproszenia.

Tolkien, inaczej niż wielu jego naśladowców, pisał nie o „walce dobra ze złem”, ale o dobru w walce ze złem. Koncentrował się na opisie „jasnej strony mocy”, o „ciemnej” pisząc tylko tyle, ile było konieczne, by budować opowieść.

To, co identyfikujemy jako „magiczne” u Tolkiena, to po części elementy, które można uznać za zaawansowaną technikę (owszem, fantastyczną, „alternatywną”), jak ostrza, reagujące na obecność orków czy celowo penetrujące ciało ofiary, ale i palantiry. Inne są przejawami działalności nadprzyrodzonej, duchowej, „mocy” pochodzącej od Demiurgów (dobrych lub złych). Istnienie źródeł takiej nadprzyrodzonej mocy Tolkien akceptuje jako jedną z zasad, rządzących światem przedstawionym (co nie musi mieć związku z jego poglądem na magię w świecie rzeczywistym): to dzięki tej mocy powstały np. Pierścienie Władzy, to ta moc jest przekazywana przez światło gwiazdy Earendila etc. Ale Tolkien wyraźnie różnicuje sposób posługiwania się ta mocą: nie kwestionuje użycia jej przez ludzi w dobrym celu (np. w celu złamania Strażników Cirith Ungol), piętnuje zaś użycie jej w celu złym. Wyraźnie też mówi, iż działania magiczne nie są właściwe ludziom, znacznie dalszym niż elfowie od źródła demiurgicznej mocy.

Jacek, dnia 15.01.2015 o godzinie 13:53

Jeśli chodzi o fragment, cytuję: „Jeśli człowiek nabywa takich szczególnych zdolności jak prekognicja, kardioskopia, multilokacja, uzdrawianie/szkodzenie itp., to otrzymuje je dzięki:
– łasce Bożej;
– wpływowi demonicznemu.”
To jakiemu źródłu przypisać zdolności posiadane przez o Czesława Klimuszkę, franciszkanina. Posiadał on, od urodzenia zdolności w kierunku: intuicyjnego poznania zdolności leczniczych roślin, poznawał przyszłość, znajdował ukryte przedmioty, zaginione osoby, rozpoznawał intuicyjnie choroby ludzkie. Niektóre z nich musiał trochę rozwinąć w sensie ćwiczeń, tak samo jak rozwija się zdolność np do języków itp. Chodzi o to, ze niektórzy ludzie posiadają pozanormalne zdolności niepochodzące ani z tzw charyzmatu ani pochodzące z wpływu demonicznego. Jest możliwe, ze każdy człowiek ma swój „szósty zmysl”, nierozpoznany i nieużywany. Ale może się on ujawnić podczas medytacji, ale to nie oznacza ani magii ani wpływu złego ducha. Przypuszczalnie jest to pozostałość po tym kim byliśmy kiedyś jako ludzie przed grzechem pierworodnym. I to co mnie wkurza, że tacy ludzie jak pan Tekieli albo s Pawlik wrzucają wszytko do jednego worka. Nie wiem tylko dlaczego, bo nie wiedzą czy dlatego, że kłamią w dobrej wierze.

Venatrix, dnia 19.01.2015 o godzinie 15:27

Pytanie: Jakiemu źródłu? Odpowiedź: Łasce Bożej.
Dziękuję, dobranoc.

tallis, dnia 30.10.2015 o godzinie 4:08

Ehm, ja przepraszam bardzo, ale względem homeopatii to proszę nie mącić w głowach :) ludziom, którym taka medycyna może się jeszcze kiedyś przydać. Jest ona bezpieczna, tańsza od „chemii”, i skuteczna, chociaż w porównaniu z toksycznymi pastylkami krople żeby zadziałały trzeba brać dłużej. Np nie tydzień jak pastylki ale miesiąc. Sama wyleczyłam się 2 razy kroplami tego typu, zapisywanymi przez _prawdziwych_ lekarzy w szpitalu. Miałam dawno temu takie krople na nadciśnienie. A potem, niedawno krople na grzybiczną infekcje oskrzeli. To, że coś działa a tego nie rozumiemy jeszcze naukowo, to nie znaczy, że to magia. To, że czegoś nie rozumiemy jeszcze naukowo nie znaczy, że nie istnieje. Nie popełniajmy tu błędu Tekieli :) Spotkałam się z teorią wyjasniającą działanie tych leków. Podstawowym zarzutem, o ile pamietam jest to, że to są tak wielkie rozcienczenia (w wodzie lub alkoholu), że tak mała ilość leku nie może działać – zdaniem medycyny, którą ja sobie nazywam tkankową :) – na chory organ. A jednak to działa. Wyjasnienie z którym się spotkałam jest takie – tak mała ilość nie działa na tkanki itp wielkie formy. Działa jednak na to co w naszych ciałach jest – nie znam fachowego określenia więc zapodam jak to rozumiem – trasą informacyjną, „internetem” biegnącym pomiędzy komórkami. Otóż niedawne odkrycia sugerują, że nasze komórki posiadają strukturę sieci, nanorurek, (o ile pamietam chodziło o krzem), przez które płynie informacja, to ich system komunikacji. Zresztą krzem w kroplach jest także jednym z popularnych leków homeo, który ma uzupełnić niedobór krzemu wlasnie w naszych ciałach. Jest jeszcze inne pokrewne doniesienie o odkryciach w medycynie – otóż, zastanawiano się nad problemem układu informatycznego w naszych ciałach – głównie w mózgu. Uczono mnie w szkole, że w naszych mózgach to elektryczność przepływa, działa jako przekaz bodźców. Ale ktoś – nie kojarze gdzie to czytałam – zadał pytanie. Czemu się w takim razie nie przegrzewają? Te mózgi? :) Zaczęli badać impulsy w mózgu pod tym kątem. Wychodzi, że nie powinny być impulsami elektrycznymi, bo to zwiększyłoby temperaturę ciała. Czym więc mogą być? Naukowcy stawiają tezę, że dzwiękiem, impulsem dzwiękowym. :) Jesteśmy muzyką. :) W środku :)

poz :)
tal

tallis, dnia 30.10.2015 o godzinie 5:48

„widział naocznie skutki NLP” – jeśli chodzi o te kursy NLP to wg mnie to jest własnie oszustwo i naciągactwo. :) Ponieważ ta „szkoła psychologiczna” czy cokolwiek to jest nie zawiera w swoich naukach żadnego odniesienia do etyki, do jakiejś moralności. Dlatego wg mnie to jest oszustwo. Poradniki NLP wmawiają naiwnym ludziom, że można żyć szczęśliwie wyłącznie pielęgnując swój egoizm. :)

Co to jest ta kardioskopia?

Każdy ma pewną dozę intuicji. Otóż kilka lat temu spotkałam się z opisem badań (aparaturą do badań mózgu itp) które wykazały, że nasza intuicyjna strona w mózgu działa 5 razy szybciej od strony „rozumowej”, „świadomej”. Stąd jak sądzę jeśli człowiek dośc to ćwiczy i ma do tego warunki może mieć jakieś tzw. „zdolności” – dla mnie to wyostrzona intuicja po prostu. Ja też w młodszym wieku miewałam „przebłyski” intuicji (jak dzwonił telefon zawsze wiedziałam zanim podnieśli słuchawkę, że to będzie zła wiadomość – ale tylko takie o śmierci lub o ciężkiej chorobie, i ani wiadomości radosne, ani wiadomości o drobnych problemach np finansowych nie „przeklikiwały” mi się z telefonu :) No ale z szatanem i magią nie miało to nic wspólnego :)
To ta intuicja pewnie sprawiała, że dawno temu byliśmy zdolni przeżyć jako łowcy i zbieracze. Była nam potrzebna do szybkiego wykrywania zagrożeń. A dziś już nie jest i jej dużą część mogliśmy utracić. Może istnieją wyjątkowo dziwne przypadki, które -zdaniem różnych kultur i religii- mają pochodzenie duchowe – złe czy dobre, ale to po prostu intuicja i może jeszcze jakieś nierozpoznane dobrze zdolności umysłowe.

„Ja też zgadzam się z Venatrix, że nie istnieje biała magia. ”

Nie istnieje żadna magia – po prostu istnieją rzeczy, których jeszcze nie rozumiemy :) Ale istnieją rzeczy, które nasz mózg musi przyporządkować – do zła lub dobra. Określić ich status etyczny. Niestety zwykle na trwale określić. :)
Rzeczy których nie rozumiemy – dla wikinga internet byłby magią. :) Dla nas, a raczej dla was, magią będzie jakaś umiejętność nabyta przez dajmy na to medytację, albo jakieś dziwne zdolności jogina. (Co ciekawe „dziwne” umiejętności księdza lub świętego magią już nie będą) 😀 Religie, nauka, doktryny filozoficzne itp szukają źródła takich zjawisk – co jest pewnie słuszne, ale i próbują przyporządkować do zła czy dobra – co nie wydaje mi się słuszne. Zjawiska to zjawiska nie mają rozumu, więc nie mogą wybierać czy są dobre czy złe, a my reagujemy na nie, jak dawny hodowca na wilka :) Wilk zły, bo zjada owce – chociaż wiadomo, że naprawde jest w ekosystemie pożyteczny. :) Ale „bajka o żelaznym wilku” paranormalności jest najlepszą bajką jaką wciskają nam i religie i tzw. oficjalna nauka. Rzeczy w naturze można _użyć_ do dobrego lub złego, ale nie są złe lub dobre same z siebie. Są rzeczy które z naszego punktu widzenia (religijnego, lub nauki na pewnym etapie rozwoju) muszą wydawać się nam duchowe czy metafizyczne, ale to kwestia poziomu rozwoju nauki na jakim jesteśmy, lub nabycia przez osobę wierzeń z danej kultury czy religii, a nie kwestia realnego pochodzenia tych rzeczy o których mówi ona że są dobre lub złe – cudowne bądź szatańskie. To ludzie zgodnie ze swoją kulturą w danej chwili i miejscu nadają im te wartości – dobre lub złe. dla jednych joga będzie dobra, a dla innych joga będzie „zagrożeniem duchowym” na przykładzie jogi widać, jak widać zło i dobro odruchowo, bezrefleksyjnie, z automatu przyporządkowujemy zjawiskom zgodnie z naszą kulturą i religią, a nie zgodnie z tym że wiemy czym te zjawiska tak naprawdę są. Jak widać z przebiegu rozmowy powyżej że każdy przyporządkowuje nieznane, niezrozumiałe przez naukę treści czy zdolności do dobrej magii, złych duchów, świętych, albo mocy anielskich czy diabelskich. Zależnie od tego w jakiej wierze czy kulturze wychowany. Katolik np powie, że zdolności świętego pochodza od Boga, ale jednocześnie zdolności kogoś nie będącego kapłanem czy świętym będą podważane jako prawdopodobnie szatańskiego pochodzenia. Zdolności kogoś z innej religii będą nieprawdziwe (zdaniem nauki), albo szatańskie (zdaniem innego wyznania). Co mnie zastanawia to to, że często rodzaj „niezwykłych” zdolności jest identyczny u osób z różnych kultur i religii, ale tylko te pochodzące z naszej (tej, czy innej) religii osoby będą przyporządkowane do dobrych źródeł duchowych. Inne będą podejrzewane o złe źródła. Bioenergoterapeuta, czy inny uzdrowiciel przyjmujący na parafii (np ksiądz) będzie dobry. Taki przyjmujący gdzie indziej będzie podejrzany o oszustwo lub szataństwo. :) Oczywiście to tylko przykłady, bo w rzeczywistości taki sam mechanizm widać u każdej religii – każda doktryna powie, że tylko jej cuda są dobre i prawdziwe, a cudze cuda są nieprawdziwe albo szatańskie. :)
Bo ludzie mają zdrową i powszechną tendencję do „wykrywania” pochodzenia i źródła wszystkiego czego jeszcze nie rozumieją. Jednak niestety mają też zdolność do „przyklejania gęby” temu co obce i do „ucudowniania” tego co swoje.

„to otrzymuje je dzięki:
– łasce Bożej;
– wpływowi demonicznemu.”

Wciśnij A lub B :) Tylko A lub B, nie ma innego wyboru :) To mnie własnie najbardziej niepokoi – zamiast szukać o co tu naprawdę chodzi (oszustwo, jakaś nieznana własciwość natury, sztuczka umysłu, choroba, czy też może jego naturalna zdolność?) z pomocą nauki, albo wciskamy A – „łaska boska, cuda” a zatem nie poddajemy tego badaniu. Bo to boskie i cudowne. Albo wciskamy B – „złe moce, szatan, czarna magia”, a zatem lepiej trzymajmy się od tego z daleka :) No więc, to jest wlasnie problem z tą całą religią – w ten sposób nie będzie rozwoju, jeśli nie poddamy badaniu rzeczy niepojętych, dziwnych, „paranaukowych”. W XIX czy XVIII w. niemal wszystko to co my rozumiemy, jako oczywiste byłoby uznane za paranaukowe. Ale z drugiej strony „twarda” nauka (jak ją nazywam materialistycznych dogmatów) przychodzi i wyśmiewa zamiast badać. Sieje też dezinformacje o lekach i metodach leczenia. Np. w interesie koncernów medycznych. Np obecnie w USA jest nagonka na kręglarzy. Chcą ich zakazać jako oszustów. Prowadzą ją stowarzyszenia lekarzy, którzy są powiązani, o ile pamietam z firmami sprzedającymi pastylki na stawy itp. Kręglarze to ludzie zajmujący się terapią kręgosłupa. W Polsce byli bardzo rozpowszechnieni, nie wiem jak jest dziś. W każdym razie w latach 80tych czy 90tych zdarzyło się, że mój tato wracał z wycieczki z mamą i w czasie jazdy samochodem – chyba było jakieś hamowanie czy coś. I coś mu się tam stało z kręgosłupem, nie pamietam co. Dysk wypadł czy coś. Nie mógł prowadzić, bo mu się prawa noga usztywniła. Szukali po drodze przychodni czy czegoś. I trafili na wieś, w której zamiast lekarza polecono im rodzinę kręglarzy. Były to rodziny w których dziedziczyło się ten zawód. Stara kręglarka przekazywała wiedzę swym wnukom. Po pół godzinie terapii mój tato wyszedł od nich swobodnie. I mógł prowadzić auto. A, zapomniałabym – wcześniej, kiedy też zdarzały mu się takie dolegliwości z kręgosłupem (chociaż nie tak poważne jak ta z wycieczki) chodził do lekarzy, którzy tygodniami dawali mu zastrzyki. Które nic nie pomogły. :)
Nauki zadaniem jest proszę was BADAĆ to co NIEZROZUMIAŁE. A nie produkować nowy barwnik do pasty do zębów. :) Ale nauka nazywana przeze mnie „materialistyczną” czyni podobne zło jak religia, ale jednak inną metodą – nadaje „gęby” nienaukowe, paranaukowe – nie będziemy tego badać bo to oszustwo. Nauka sprzeniewierza się w ten sposób swojemu podstawowemu powołaniu. Odrzuca badania czegoś tylko dlatego, że istnienie tego nie zgadza się z aktualnym jej dogmatem, tak jak religia odrzuca naukowość czy naturalność czegoś co uznała za „łaskę boską”, „cuda”, „szatana” itp. Przyporządkowanie nieznanych zjawisk do pewnej kategorii (oszustwo, szatan, cud, złudzenie psychiczne – tych „gąb” jest skolko ugodno :) ), przez jeden z tych typów myślenia – zwykle się przepychających i rywalizujących, ale w tym temacie – nowych ścieżek badań i rozwoju, zadziwiająco zgodnych :) – pozwala na nie tykanie się tych zjawisk uznanych – jakże zgodnie przez obie „barykady” za nietykalne. Jakże wygodnie. Łapki niech sobie podadzą :) Przybij piątkę :) bo znów zniechęciliśmy ludzi do badania świata i poznawania prawdy. Ludzi wrażliwych na zło, lub wybitnie religijnych zniechęcają, przerażając ich historyjkami pana Tekieli i jemu podobnych o szatanie, a ludzi mniej religijnych, czy nie religijnych zniechęcają przyklejaniem „gęby” szarlatanów, oszustów, do każdego naukowca, który wchodzi na niezależną ścieżkę badań spraw niepolitycznych poprawnie :)

E, hiperwentylacji? Ale co to ma wspólnego z „magią”? Bo o ile kojarzę jest to zjawisko (czasem przypadłość) fizjologiczna u niektórych ludzi. Może chyba występować w razie silnego stresu na przykład?

„Jakie jeszcze zjawiska, kwalifikowane dziś jako “paranormalne”, okażą się normalne?”

O, o to mi chodzi :)
poz :)
tal

Zostaw komentarz