Aktualności ze świata miłośników twórczości Tolkiena

„Poland (…) is ever in my mind” (J.R.R. Tolkien)

mroczkowski_smallW eleganckiej londyńskiej dzielnicy South Kensington w słoneczny dzień 1 czerwca b.r. pod aukcyjny młotek poszła seria bardzo ciekawych listów. Właściwie informacja ta powinna zelektryzować wszystkich miłośników Tolkiena w Polsce. I szkoda, że nikt z Polski nie zainteresował się kupnem tego ciekawego polonicum. Za 9375,- funtów szterlingów sprzedano bowiem na aukcji serię listów, o której dywagowaliśmy już nie raz na forach tolkienowskich, w serwisie oraz prywatnych tolkienowskich rozmowach. W domu aukcyjnym Christie’s dokonała się transakcja kupna-sprzedaży serii ośmiu podpisanych przez J.R.R. Tolkiena listów (podpisy: ‚J.R.R.T.’, ‚J.R.R. Tolkien’, ‚Ronald Tolkien’, jeden niesygnowany) do profesora Przemysława Mroczkowskiego oraz do pani Mroczkowskiej. Listy wysyłane były m.in. z Bournemouth i podoksfordzkiego Headington, pochodzą one z okresu 23 lat znajomości Tolkienów z Mroczkowskimi. Najstarszy list pochodzi z 2 sierpnia 1946 r. a ostatni z 10 kwietnia 1969 r. W sumie jest 13 stronic korespondencji w rękopisie i 2 w maszynopisie. Z owych 15 stron poznaliśmy zaledwie dwie (na końcu tego artykułu ich transkrypcja oraz tłumaczenie). Do wystawionej korespondencji należał też artykuł prof. Mroczkowskiego („on the New Robinson Chaucer”) z bardzo rozbudowanymi poprawkami naniesionymi przez Tolkiena oraz komentarzem, który składa się co najmniej z 2 stronic. Dodatkowo nabywca aukcyjny zakupił dwa listy do prof. Mroczkowskiego sygnowane przez C.S. Lewisa – z 8 marca i 13 maja 1958 r. Mowa w nich o zaaranżowaniu spotkania oraz omówienia spraw dotyczących tłumaczenia na polski jednej z książek Lewsa (szkoda, że nie wiemy jakiej). Opis aukcji znajduje się tutaj.

mrocz1

Jakie jest pochodzenie listów? Prawdopodobnie pojawiły się na aukcji sprzedane przez polskiego spadkobiercę prof. Mroczkowskiego (świadczyłby o tym dopisek: „by descent from the recipients”) – być może przez panią Joannę Petry-Mroczkowską (o czym niżej).

Najwcześniejszy z listów, pisany na maszynie, zachęca i przedstawia argumenty za proponowanymi Mroczkowskiemu studiami na oksfordzkiej uczelni.  Podejmuje też temat z wcześniejszej korespondencji z 1957 r.  – Tolkien omawia poprawki i zmany w artykule Mroczkowskiego na temat Chaucera („Pański styl za bardzo operuje rzeczownikami abstrakcyjnymi – jak na mój gust”). W liście z 1958 r. Tolkien dotyka „trudnej sprawy” proponując przyjacielowi finansowe wsparcie w wysokości 30,- funtów szterlingów, a kilka dni później wyraża radość „że pozwalasz mi podzielić się cząstką przedpłaty za Władcę Pierścieni. Szczególnie, że zdaje mi się to odpowiedzią na modlitwę, bo w drodze z kościoła w niedzielę naszło mnie nagłe przeczucie, że jesteś zmartwiony i w trudnościach”. W grudniu 1959 Tolkien skarży się, że „przymusowa emerytura jest zarówno denerwująca i wyjątkowo pracowita” z racji „nieadekwatnej wysokości renty”; dalej w liście znajdujemy narzekanie na efekty starszego wieku i na inne kłopoty, włączając w to „moją rodzinę, która dostarcza mi wiele powodów do smutku i niepokoju”. W ostatnim z listów – do pani Mroczkowskiej – Tolkien pisze bardzo ważne dla nas słowa:

Poland for its own sake, but especially since it is your country, is ever in my mind.

‚Polska z własnych powodów, ale szczególnie dlatego, że to Wasz kraj, jest zawsze w mojej pamięci’. Tyle podaje streszczenie listów na stronie domu aukcyjnego…

O kontaktach między prof. Tolkienem i prof. Mroczkowskim pisaliśmy już szczegółowo w naszym serwisie (tutaj). Na Forum Elendilich znajduje się też ciekawy temat na temat Polaka, który przyjaźnił się z Tolkienem. Ujawniona w Londynie korespondencja wiele dodaje do tej wiedzy. I nie wiedzielibyśmy wiele na temat jej treści gdyby nie artykuł, który niedawno pojawił się w Tygodniku Powszechnym. Jego autorką jest Joanna Petry-Mroczkowska – doktor filologii romańskiej, tłumaczka, eseistka, krytyk literacki. Ta krewna prof. Mroczkowskiego w ostatnich latach mieszka głównie w Stanach Zjednoczonych i pisze przeważnie na temat kultury amerykańskiej oraz chrześcijańskiego feminizmu. Publikuje w Znaku, Więzi, Etosie, W drodze i Tygodniku Powszechnym. Być może ona wystawiła listy Tolkiena i Lewisa na aukcji w Londynie? W każdym razie zanim to się stało, zajęła się skrzętnym opisem tej korespondencji. I tak oto 9 czerwca b.r. w katolickim tygodniku ukazał się ciekawy artykuł pt. „Przybysz z Mordoru” (pełny artykuł znajdziecie w sieci – tutaj). Oto ciekawy fragment artykułu:

Tolkien, co powszechnie wiadomo, nie lubił wdawać się w egzegezę swoich dzieł. W listach do Mroczkowskiego jednak odstępuje od tej zasady. Czytamy: „Jestem Ci wdzięczny za to, co piszesz o moim dziele, i myślę, że masz rację: ta równoczesność różnych płaszczyzn rzeczywistości zachodzących na siebie i wpływających jedna na drugą poprzez to, że się spotykają, była częścią mojego zamysłu, nie tyle zamierzonego, co głęboko odczuwanego. W przypadku Elfów jest to wyrażone bezpośrednio. Poza tym czuję również, że żadna konstrukcja ludzkiego umysłu, tak w sferze wyobraźni, jak i w wyższej filozofii, nie może zawierać wszystkiego, co istnieje, ani nawet zredukować tego wszystkiego, co konstruktor uważa za część swojej konstrukcji. Zawsze jest coś, co zostaje, coś, co – aby to wyjaśnić czy powiązać z resztą – wymaga innej lub większej konstrukcji. To jest jak „przedstawienie”, w którym – może nawet nie jest to dostatecznie wyraźne, aby zmącić uwagę czy zauroczyć widza – pojawiają się hałasy, nie należące do sztuki, jak skrzypnięcia sceny wyzwalające jakiś refleks, który nie ma bezpośredniego związku z przedstawieniem. Mogą one tylko być wytłumaczone lub powiązane ze sztuką poprzez odniesienie do innego świata albo innej płaszczyzny – dotyczącej autora, producenta i ich pomocników – scenarzystów i operatorów światła. Dlatego właśnie zostawiłem Toma Bombadila i nie manipulowałem przy nim, choć w Radzie Elronda kusiło mnie, aby włączyć go do wątku historycznego. Pytano mnie o niego (w formie wątpliwości lub narzekań). Widzę to tak – on po prostu pojawił się w którymś momencie i zachowywał się po swojemu. Ale nie należy do głównego wątku – choć ponieważ współistnieje, ma nań wpływ. Potrzebna byłaby inna większa »historia«, żeby go wytłumaczyć. Pierścień nie miał na niego żadnego wpływu, mógł nim lekceważąco żonglować, nie spodobał mu się. Był więc całkowicie poza zamkniętym kołem władzy, dominacji i wrogich układów, w które wplątane były wszystkie pozostałe istoty. Dałoby się go »przywołać do porządku« wycinając lub zmieniając fragment, ale nie mogłem tego zrobić. Wiem, że on się tak zachował, i negowanie tego, w obronie logiki, byłoby niesłuszne, a ta »logika« byłaby mniej realna niż tajemnica”.

Na koniec zajmijmy się fragmentem korespondencji, który znamy z fotografii na stronie domu aukcyjnego. Oto moja próba transkrypcji i tłumaczenia:

My dear Mroczkowski,

Wonderfully ? and comforting of you to write to me, amidst your own trouble. You say v. little of yourself, but naturally I hope that you are fully recovered from the operation, and that you have nothing (?) gravely (?) affected. You have not been forgotten by me – you are remembered indeed daily, and I deeply regret, especially after receiving your letter, that I did not menage to write for Christmas. Your letter (of Dec. 14-17) ? long time to reach me and I have taken some time to respond. But 1963 was for me a dreadful year of loss and frustration and 1964 has begun as evilly.

The loss reached for me its climax on Nov 22nd – not for me the day Kennedy was murdered, but the day C. S. Lewis died. I attended which was supposed to be his death bed in June, but he recovered, and the relapse and end came suddenly & (I think even to his doctor, dear friend of us ?) unexpectedly.

My wife and I were taken ill not long after: no ?, but ? virus; to that (?) Christmas drew near and found us unable to cope with its many demands. I did not even manage to put up even the sprey of holly this year, and for the first time since we had a home we dined ‚out’.

A shadow, only guessed by us, has been falling on my son Christopher and his wife for some time, and soon after Christmas disaster came on them and us. His wife walked out, and left him. I don’t understand this matter fully, and anyway you would not wish me to discuss it. There are on neither (?) side any of the all two common reasons, usually (…)

Tłumaczenie:

Mój drogi Mroczkowski!

Cudowne i pocieszające jest z Twojej strony, że do mnie napisałeś, choć tkwiłeś w swoich kłopotach. Piszesz b. niewiele o sobie, ale naturalnie mam nadzieję, że już całkiem wyzdrowiałeś po operacji, i że niczego Ci nie uszkodzono. Nie zapominałem o Tobie – tak naprawdę to codziennie o Tobie wspominam i głęboko żałuję, zwłaszcza po otrzymaniu Twojego listu, że nie zdobyłem się na napisanie na Boże Narodzenie. Twój list (z 14-17 grudnia) przebył długą drogę zanim do mnie dotarł, a i mnie zabrało trochę czasu zanim odpowiedziałem. Ale 1963 był dla mnie strasznym rokiem straty i smutku, a rok 1964 wcale nie zapowiada się lepiej.

Strata dotknęła mnie 22 listopada – nie jest to dla mnie dzień zabójstwa Kennedy’ego, ale dzień śmierci C. S. Lewisa. Byłem z nim przy jego spodziewanym łożu śmierci w czerwcu, ale potem jego stan się poprawił, a nawrót oraz koniec nadszedł nagle (myślę, że nawet dla jego doktora, przyjaciela nas wszystkich) i niespodziewanie.

Moją żonę i mnie choroba dotknęła wkrótce potem. Nie ? ale ? wirus. Do tego zbliżały się Święta i zastały nas one niezdolnymi do typowych świątecznych sprawunków. Ja nawet nie zawiesiłem gałęzi jemioły w tym roku, i po raz pierwszy od czasu, gdy mieszkamy we własnym domu obiad świąteczny zjedliśmy ‚na mieście’.

Cień, jedynie przeczuwany przez nas rodziców, opadał też od jakiegoś czasu na mojego syna Christophera i jego żonę. Wkrótce po Bożym Narodzeniu tragedia spadła na nich i na nas. Jego żona wyprowadziła się i opuściła go. Nie rozumiem tych spraw w pełni, a w każdym razie spodziewam się, że nie życzyłbyś sobie, żebym Ci o tym wszystkim pisał. Po żadnej ze stron nie ma tych typowych powodów (…)

Mamy w tym liście po raz pierwszy nieocenzurowany przez spadkobierców Tolkiena (w tym przez samego zainteresowanego – Christophera) przyczynek do fragmentu biografii, który dotyczy powodów rozwodu Christophera i Faith Tolkienów.

Szkoda, że nie przedstawiono nam pełnej treści pozostałych listów, a omawiany wyżej list jest zaprezentowany tak, że nie umiemy odczytać pełnej jego treści (brakuje treści z lewego marginesu kolejnej strony).

Kategorie wpisu: Biografia Tolkiena, Listy Tolkiena

7 Komentarzy do wpisu "„Poland (…) is ever in my mind” (J.R.R. Tolkien)"

Galadhorn, dnia 21.06.2009 o godzinie 13:54

Może rodzina Pana Mroczkowskiego zgodziłaby się na publikację – choćby na łamach „Tygodnika Powszechnego” pełnej wersji listów Tolkiena? Oczywiście potrzebna by też była zgoda Tolkien Estate. Fantastyczne jest to, że sprawa tych listów wyszła i że pani Petry Mroczkowska napisała dla TP tak ciekawy artykuł!

Zło?, dnia 22.06.2009 o godzinie 0:55

szkoda, że nikt z Polski nie zainteresował się kupnem tego ciekawego polonicum. Za 9375,- funtów szterlingów (…)

Ha, ha, ha. Ktoś widać jest w bardzo dobrym humorze. 😛

Tom Goold, dnia 22.06.2009 o godzinie 13:43

Bardzo ciekawy news Galu! Czy do publikacji listów Tolkiena jest potrzebna zgoda Tolkien Estate? Wydaje mi się, że zawsze jedynym dysponentem listu jest jego adresat, nigdy autor.

Piotr, dnia 23.06.2009 o godzinie 15:24

Uważam, i podejrzewam nie jestem w tym odosobniony,
że wszystkie pamiątki po Mistrzu powinny zostać zebrane
w poświęconym mu muzeum. J.R.R.Tolkien mieszkał w kilku domach. Może któryś z nich nadaje się jeszcze do tego celu.
Czy jakieś listy lub inne pisma Profesora zostały już zdygitalizowane? Pozdrawiam P.

TAO, dnia 26.06.2009 o godzinie 9:55

Joanna Petry Mroczkowska jest synową prof. Mroczkowskiego; wraz z mężem od dłuższego czasu mieszka w USA. Z jej artykułu w „Tygodniku Powszechnym” wynika, że w twórczości Tolkiena jest słabo zorientowana (pogląd, że Profesor niechętnie komentował swa twórczość jest raczej osobliwy dla każdego, kto miał w ręku tom jego listów).

Co do pomysłu „zebrania wszystkich pamiątek” – są one własnością prywatną i nie jest nasza rzeczą rozstrzyganie o ich losie. Żyje jeszcze dwoje dzieci Profesora, żyją jego wnuki, dalsi członkowie rodziny. A domy, w których mieszkał, nie stoją puste – są na nich tablice pamiątkowe i niech to wystarczy.

Listy, pisane do różnych osób, są własnością adresatów i tylko oni mogą decydować o ich publikacji (zauważmy, że wydane „Listy” zawierają w większości kopie lub bruliony listów, pozostałe w archiwum Tokiena – tylko listy do synów publikowane są na podstawie oryginałów). Opublikowanie w katalogu aukcyjnym tylko jednego z listów (częściowe) wynika wg mojego rozeznania z obyczajów domów aukcyjnych, a o ewentualnej publikacji listów może zadecydować ich nabywca; obawiam się jednak, że nie mamy możności dowiedzenia się, kto nim był (tacy kolekcjonerzy na ogół zachowują anonimowość). Z drugiej strony ktoś, kto walczył o zakup tych listów (poszły za 9 tys. funtów przy oczekiwanej cenie 3-5 tys.), jest zainteresowany twórczością i życiem Tolkiena, więc kto wie?

Elendilion – Tolkienowski Serwis Informacyjny » Blog Archive » Inkling spod Wawelu i tydzień z Władcą, dnia 18.11.2010 o godzinie 0:46

[…] postaci śp. prof. Przemysława Mroczkowskiego (o którym wiele pisaliśmy w naszym serwisie, np. tutaj). Gość Niedzielny (nr 45 z 14 listopada b.r.) w “Programie na tydzień” tak pisze o tym […]

Piotr, dnia 10.09.2016 o godzinie 16:53

Ten artykuł a mianowicie ta jego część,
„Strata dotknęła mnie 22 listopada ? nie jest to dla mnie dzień zabójstwa Kennedy?ego, ale dzień śmierci C. S. Lewisa. Byłem z nim przy jego spodziewanym łożu śmierci w czerwcu, ale potem jego stan się poprawił, a nawrót oraz koniec nadszedł nagle (myślę, że nawet dla jego doktora, przyjaciela nas wszystkich) i niespodziewanie.”
bardzo mnie zaintrygowała. Mimo tego pozostaje optymistą, że wszystko to było zbiegiem okoliczności. Dlaczego, mowa jest, że ludzie którzy się nie podporządkowują giną trójkami. I tak jest z dniem 22 listopada trójka ludzi która miała odmienny pogląd na rzeczywistość opuściła nasz świat. 2 z nich umarło mianowicie Lewis i Huxley, a Kennedy zginął. Jeszcze ten fragment, stało się to niespodziewanie najbardziej mnie intryguje. Zostawiam sprawę do wolnych rozmyślań

Zostaw komentarz