Dziś wigilia Wszystkich Świętych. Po angielsku All Hallows’ Eve. Nazwa uległa uproszczeniu i dziś w zlaicyzowanym świecie mówi się o Halloween. Chcecie w ten niezwykły wieczór rozpocząć nową literacką przygodę? Może dacie się zachęcić do poznawania prozy Charlesa Williamsa, czytając dziś wieczór książkę All Hallows’ Eve, w której powstawanie zaangażowali się J.R.R. Tolkien i C. S. Lewis?
Książka z 1945. Zaczyna się od opisu dysputy, którą toczą duchy dwóch zmarłych kobiet wędrujących po Londynie. „All Hallows’ Eve” szuka odpowiedzi na pytanie o sens ludzkiego i współczucia. Czyni to przez usunięcie granicy między żywymi i umarłymi z użyciem czarnej magii i Bożego miłosierdzia.
Przemysław Mroczkowski, „polski Inkling”, pisał o nim jako o „zmarłym przedwcześnie, wielostronnie utalentowanym urzędniku Oxford University Press”, pisarzu, który „wznawia dramatyczny moralitet” (Historia literatury angielskiej, str. 548). Charles Williams (1886-1945) to trzeci z wielkich Inklingów – jego miejsce jest zaraz po J.R.R. Tolkienie i C. S. Lewisie. Szkoda, że w Polsce jest to „sławny nieznany”. Każdy miłośnik twórczości Inklingów zna nazwisko Williamsa (choćby ze znakomitej książki Carpentera Inklingowie), ale mało kto z nas czytał jego książki. Chciałem to zmienić i tej jesieni zacząłem poznawać dorobek Williamsa, żeby go tu u nas, na elendilionowej niwie opisać z nadzieją, że może jakiś polski wydawca zaryzykuje i pod winietą reklamową „przyjaciel Tolkiena i Lewisa” pozwoli polskim czytelnikom poznać Wojnę w niebie, Zstąpienie do piekieł albo Wigilię Wszystkich Świętych… Wpierw w jednym z londyńskich antykwariatów przy Charing Cross Road, w najgłębszej z piwnic, na najdalszej z półek, znalazłem Many Dimensions (wydanie z lat 60. – ten zapach starego papieru!). Po pochłonięciu tej książki (z wielkim apetytem – nie zaprzeczę), wziąłem się za e-booka War in Heaven (znakomita książka, która ma w sobie coś z Chestertonowskich kryminałów o księdzu Brownie, coś z atmosfery filmowego Omenu czy Dziecka Rosemary – a do tego jest bardzo londyńska, bardzo poczciwie angielska…). I odkryłem Charlesa Williamsa jako poprzednika wszelkich dzisiejszych „dan brownów” – przewyższającego ich jednak pod względem walorów literackich, językowych, psychologicznych. Na pewno książki Williamsa inaczej opisują psychologię człowieka niż książki Tolkiena i Lewisa – są pod tym względem bardziej współczesne. W duszy bohaterów trwa walka, panuje napięcie, a każdy ważny krok to podjęty z całą świadomością wybór. Wiele spraw pozostaje niejednoznacznych. Williams nie obawia pisać się też o erotyce człowieka, o jego cielesności. Ale też cechą charakterystyczną jego powieści jest to, że obok materialnego świata, który obserwujemy zmysłami, równie rzeczywisty jest świat duchowy – świat Boga, aniołów i demonów. Sam Williams od roku 1917 był członkiem okultystycznego Zakonu Złotego Świtu (z którego wyrósł też Alesteir „Bestia” Crowley) i choć później porzucił to środowisko, stał się chrześcijaninem w anglikańskiej wspólnocie kościelnej, to zainteresowanie nadprzyrodzonością i magią obecne było w jego twórczości do końca życia. Opis Czarnej Mszy w War in Heaven wskazuje, iż sam autor osobiście przeżył takie mroczne i przewrotne misterium. Książkę kończy piękny opis mszy chrześcijańskiej…
Zbliżają się listopadowe dni modlitwy, zadumy, pamięci… Wpierw święto kościelne Wszystkich Świętych (1 listopada), potem Dzień Zaduszny zwany też w Kościele katolickim wspomnieniem wszystkich wiernych zmarłych (2 listopada). Nasi pogańscy przodkowie w noc, którą możemy dziś utożsamić z wigilią Wszystkich Świętych (noc 31 października; ang. All Hallows’ Eve, co przyjęło dziś postać Halloween) obchodzili obrzędy Dziadów Jesiennych. Z okazji tych świąt przypominamy Wam wpisy z serwisu, które łączą się ze wspomnieniową tematyką.
Gdy w Warszawie lub Krakowie odwiedzać będziecie groby swoich bliskich, nie zapomnijcie też o miejscach pamięci dwóch osób zasłużonych dla polskiej tolkienistyki. W Warszawie na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach, wkwaterze 29A, rząd 2, miejsce 16 znajduje się grób śp. Marii Skibniewskiej (1904-1984), pierwszej polskiej tłumaczki dzieł J.R.R. Tolkiena. To zaledwie kilkanaście metrów od Alei Zasłużonych! Warto tam podejść i zapalić światełko pamięci, bo polscy miłośnicy Tolkiena zawdzięczają tej niezwykłej, operującej piękną polszczyzną tłumaczce bardzo, bardzo wiele.
W Krakowie, na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie, w kwaterze LXXXIX, rzędzie 18, miejscu 2 znajduje się grób Przemysława Mroczkowskiego (1915-2002). Krakowscy Tolkieniści, w dniach odwiedzin na krakowskich cmentarzach można zapalić lampkę i wspomnieć w modlitwie słynnego polskiego anglistę.
Ciekawa grafika i ciekawy cytat z listów Tolkiena. Jakże aktualna dla każdego człowieka i każdego społeczeństwa refleksja – gdy z dobrych intencji potrafimy innym obrzydzić dobro… Autorem pracy jest Benjamin Collison, artysta plastyk z Londynu (zajrzyjcie na jego Deviantart)
„Gandalf jako Władca Pierścienia byłby o wiele gorszy od Saurona. Pozostałby prawy, lecz stałby się obłudny. Panowałby i porządkował wszystko w imię „dobra” oraz korzyści swoich poddanych według własnej mądrości (która i tak pozostałaby wielka). Tak więc mnożąc zło, Sauron wyraźnie oddzielał od niego „dobro”. Gandalf obrzydziłby dobro i sprawiłby, że wydawałoby się złe.”
Czuję się jak cienka warstwa masła, rozsmarowana na zbyt dużej kromce chleba Wczoraj w końcu miałem czas obejrzeć rozszerzoną wersję pierwszej filmowej części Hobbita. Podobnie jak w przypadku filmowej trylogii Władcy Pierścieni, poza rozszerzoną wersją, reżyser spędza z nami ponad 12 godzin prowadząc nas przez labirynt materiałów które szczegółowo przedstawiają każdy aspekt powstawania filmu.
W tym wpisie będę tylko odnosił się stricte do samego filmu. Nie chcę Wam psuć zabawy, jeśli chcecie się dowiedzieć szczegółów o dodatkowych scenach, kliknijcie na Przeczytaj resztę wpisu »
Sensacyjna i nieoczekiwana chyba wiadomość. Rozszerzona wersja filmu The Hobbit: An Unexpected Journey jest już dostępna na iTunes również z polskimi napisami. Recenzja już w wkrótce!
Z tego co pamiętam film miał pojawić się w dystrybucji na około miesiąc przed premierą Pustkowa Smauga. Nie wiemy jeszcze na jakich platformach poza iTunes film jest dostępny, ale będziemy Was informować na bieżąco. No to oglądamy!
O pożytecznych i nowatorskich inicjatywach MumakiL Fandom PresSsss… pisaliśmy już tutaj wielokrotnie (np. o rekonstrukcji Upadku Gondolinu – Narn e·Dant Gondolin, o zbiorach Inne umysły, serca i dłonie…, o Synu Gondoru czy o alternatywnej rekonstrukcji Dzieci Húrina). Zespół redakcyjny kierowany przez Michała „M.L.” Leśniewskiego na zasadach dozwolonego użytku prywatnego (termin prawny związany z prawem autorskim) wykonuje od wielu lat pracę, która w niczym nie odbiega od starań wydawniczych Christophera Tolkiena w Wielkiej Brytanii, a niekiedy być może nawet tamte działania przewyższa poziomem, rozpoznaniem i pogłębieniem tematu itd. I to wszystko z czystej pasji, bez żadnych korzyści finansowych, a wręcz z podjęciem ryzyka, że cała inicjatywa może niezdrowo zainteresować prawników, którzy reprezentują spadkobierców J.R.R. Tolkiena.
Tym razem MFP przygotował fanowskie wydanie Silmarillionu. Oto jak swoją inicjatywę opisuje sam M.L.:
Jaki (…) jest sens takiej rekonstrukcji?
Po pierwsze: podjęcie próby rekonstrukcji dzieła literackiego ma jedną podstawową wartość. Uczy pokory i zrozumienia wobec innych podobnych prób, nawet jeżeli ich efekt nie zawsze nam się podoba. Można krytykować Christopher Tolkiena, narzekać, że nie wszystko zrobił.
Po drugie pokazanie czy to jest w ogóle możliwe? Czym innym jest bowiem krytykowanie edycji dokonanej przez Christophera Tolkiena, czym innym zmierzenie się samemu z taką edycją. (…)
Dlatego warto zmierzyć się także z alternatywną, fanowską redakcją „Silmarillionu”, choćby tylko po to by sprawdzić, czy to w ogóle jest możliwe.
I udało się! Książka w formie niedostępnej niestety (z oczywistych przyczyn) w księgarniach jest już wydana. Szczegóły znajdziecie w odpowiednim temacie na Forum Hobbitonu (patrz wyżej). Taki Silmarillion, pełny i bliski ideałowi Tolkiena to marzenie każdego miłośnika tej twórczości…
Życzenia noworoczne dla znajomych krasnoludów nadchodzą spóźnione, ale bardzo szczere. Krasnoludzki Nowy Rok przypadł w tym roku 5 października. Szkoda tylko, że nie wiemy, jak brzmią takie życzenia w języku khuzdûl… Niewiele wiemy o księżycowym kalendarzu Khazadów, ale z treści Hobbita zgadujemy, kiedy krasnoludowie obchodzili swój Nowy Rok. Thorin Dębowa Tarcza tak na ten temat instruuje Elronda (H, str. 46):
U krasnoludów pierwszym dniem Nowego Roku jest, jak wszystkim oczywiście wiadomo, pierwszy dzień ostatniego księżyca jesieni, na progu zimy (…)
Dalej czytamy, że taki Nowy Rok, podczas którego ostatni księżyc jesienny spotyka się na niebie ze słońcem nazywany jest Dniem Durina. Czyżby Nowy Rok i Dzień Durina upamiętniały przebudzenie Praojca Krasnoludów? Co to znaczy: „pierwszy dzień ostatniego księżyca jesieni”? Mowa tu o nowiu, który następuje w ciągu dwóch tygodni po 6 października według naszego kalendarza gregoriańskiego. Ciekawe, że Nowy Rok krasnoludów, Dzień Rogu Marchii w Bucklandzie i zapewne númenórejskie Eruhantalë przypadają w tak blisko siebie – z końcem jesieni, na progu zimy.
W pewnym moim felietonie o roli Elendilionu, którego nigdy nie miałem okazji napisać, planowałem zamieścić mniej więcej taką myśl:
Nawet jakby wszyscy obecni redaktorzy Elendilionu mieli dostęp do wszelkich zagranicznych źródeł newsów tolkienowskich, to i tak nie jesteśmy w stanie zamieścić u nas wszystkiego. […] Czasami dany temat redaktora nie interesuje. Co nie znaczy, że wszystkich czytelników też zanudzi. […] Czasami też po prostu brakuje wiedzy, by dobrze przetłumaczyć wiadomość, by dodać coś od siebie. […] Potrzebujemy redaktorów z różnymi zainteresowaniami. Ja nie wezmę na siebie odpowiedzialności za newsa o odkryciu nowego zaimka w sindarinie. Ale wiem, że Galadhorn może docenić to odkrycie i napisać artykuł. Ja mogę opowiedzieć o powstającej grze komputerowej. A ktoś jeszcze inny wysmaży nam piękny felieton o tolkienowskiej filatelistyce, bo właśnie się dowiedział, że brytyjska poczta wypuściła serię znaczków z kotami królowej Beruthiel.
Cóż, felietonu jak nie było, tak nie ma. Nie ma również tego redaktora-filatelisty, który opowiedziałby nam o wpływie Tolkiena na znaczki pocztowe. Myślę, że dziś, 9 października, z okazji Światowego Dnia Poczty, będącego jednocześnie Dniem Znaczka, trzeba powiedzieć „Dość czekania!” i zabrać się samemu za ten artykuł.
Na tę postać czekałem od momentu gdy pierwszy raz usłyszałem o filmowych planach dla Hobbita.
Beorn, mężczyzna który potrafi przemienić się w niedźwiedzia i w dodatku walczy po stronie dobra (jak tłumaczyłem sobie w młodości). Lubi miód i śmietanę, nie lubi orków i wargów, rozmawia ze zwierzętami, jest wysoki i potężnie zbudowany, posiada wielką siłę i gęstą czarną brodę… klasa – myślałem jako dzieciak.
Mojej wyobraźni pomagał fakt, że był taki czas gdy mój tato był drwalem w Bieszczadach, jako dzieci przy ognisku słuchaliśmy wielu legend i opowieści o tych tajemniczych czasach. Czy mój tato jest potomkiem Beorna myślałem jako dzieciak? Dla mnie najlepszą wizualizacją tej postaci jest ta stworzona przez Johna Howe przedstawiona obok. Beorn takim jak ja go sobie wyobrażałem albo nawet lepszy.
Od dwóch dni wiemy już jak będzie wyglądał filmowy Beorn. Dla tych którzy nie chcą spoilerów nie zamieszczam zdjęcia w głównym wpisie. Jeśli chcecie zobaczyć jak Peter Jackson wyobraża sobie tą kultową -jak dla mnie – postać kliknijcie – czytaj dalej. Zapraszamy do dyskusji bo chyba jest o czym.