Dziś premiera Gry o tron
Gra o tron to megaprodukcja HBO i najbardziej oczekiwany serial roku. Serial powstał na podstawie pierwszej części siedmioksięgu George’a R. R. Martina Pieśń Lodu i Ognia, a jego akcja rozgrywa się w niezwykłym świecie fantasy, gdzie pory roku mogą trwać lata, a nawet całe dekady. Zgodnie z zapowiedziami twórców, produkcja HBO została zrealizowana z niespotykanym dotąd rozmachem a przedstawiona opowieść będzie miała prawdziwie epicki wymiar. Jak widać, wraz ze zbliżającą się premierą filmowego Hobbita, filmowcy wracają do tematyki fantasy – w zeszłym roku na ekranach kin gościły m.in. Uczeń Czarnoksiężnika oraz Opowieści z Narnii – Podróż Wędrowca do Świtu, a na początku br. telewizyjną premierę miał serial Camelot. W jedną z głównych ról w Grze o tron – Lorda Eddarda Starka, wcielił się Sean Bean znany fanom Tolkiena z roli Boromira we Władcy Pierścieni Petera Jacksona. O tym czy szeroko reklamowana produkcja filmowa spełni oczekiwania, widzowie amerykańscy mogą przekonać się już dziś wieczorem. Polska premiera odbędzie się dzień później, w poniedziałek o godz. 22.00 na kanale HBO Polska. Uwaga – zgodnie z zapowiedziami stacji, pierwszy odcinek serialu nie będzie kodowany!
Kategorie wpisu: Informacje medialne, Wydarzenia
39 Komentarzy do wpisu "Dziś premiera Gry o tron"
Morfinnel, dnia 17.04.2011 o godzinie 20:03
Szkoda, że nie mam HBO. A serial tak świetnie się zapowiada…
Armehtar, dnia 17.04.2011 o godzinie 21:59
Nadchodzi zima.
Tom Goold, dnia 18.04.2011 o godzinie 7:17
Serial zapowiada się bardzo dobrze i co najważniejsze – jest to serial fantasy dla dorosłych. Pierwszy odcinek bardzo dobry!
Galadhorn, dnia 18.04.2011 o godzinie 9:18
Widziałeś, Tom? Opowiedz coś więcej!
Tom Goold, dnia 18.04.2011 o godzinie 11:42
Ale bardzo szybko i muszę obejrzeć raz jeszcze:-) W skrócie, jest o klasę lepszy od tego co dotąd oglądaliśmy jako amerykańskie seriale fantasy. Scenografia i kostiumy dorównują produkcjom kinowym, aktorzy także grają wyśmienicie. Serial nie stroni też od łagodnej, ale zdecydowanie prezentowanej erotyki jak to zwykle bywa w produkcjach HBO. Niestety, nie czytałem książek Martina, więc nie mam z czym porównywać, jednak sam serial polecam!
Galadhorn, dnia 18.04.2011 o godzinie 13:21
A są tam jakieś istoty nie-ludzkie? (pytam, bo nie znam tej prozy ani ekranizacji)
Tom Goold, dnia 18.04.2011 o godzinie 13:30
Chyba nie ma:-) Świat jest wzorowany na średniowieczu, pojawia się magia ale bez nieludzi. Pod tym względem to nie jest typowe fantasy.
Kapelanus, dnia 18.04.2011 o godzinie 14:17
Tu się zgodzę. Nie widziałem ani serialu, ani książki, ale dziwi mnie fakt, że w Fantastyce nie ma „nieludzi”. Jak sama nazwa mówi ten rodzaj książek/filmów opiera się na fantastycznym świecie, czyli w miarę magicznym i niemożliwym. Często też jest tak, że filmowcy z książki robią treść bardziej przyswajaną, tj. mniej fantastyczną. Zauważyliście to?
Nie mówię, że tam gdzie nie ma elfów czy orków to nie ma fantastyki. Chodzi o sam fakt tworzenia nowego świata. Co prawda Fantasy opiera się w jakimś stopniu o średniowiecze (tym też głównie różni się od Science Fiction), ale cała rzecz polega na tym, że kiedy ten stworzony świat jest za mało fantastyczny, nie zachwyca. Łatwo jest tworzyć na podstawie innych światów, ciężej jest stworzyć własny, złożony świat, ze swoją historią, kulturą i swoistymi mieszkańcami (czyli tymi nieludziami, jak wolicie).
A co do erotyki. Owszem szczypta jej nie zaszkodzi, ale na ile znam filmowców, to oni te wątki podkręcają. Do dzisiaj z uśmiechem na twarzy wspominam sposób w jaki przedstawili miłość Aragorna i Arweny. Ludzie, to nie tak ma wyglądać! Ja osobiście nie przepadam za oglądaniem gołych pośladków, zwłaszcza w fantastyce. Tom, jeżeli tak naprawdę lubisz takie sceny, to w internecie jest ich pełno.
To tyle z mojej strony. Życzę miłego oglądania.
Galadhorn, dnia 18.04.2011 o godzinie 16:25
Kapelanusie, muszę polemizować:
(1) Fantasy nie potrzebuje średniowiecznej scenografii. Może być ona przecież również starożytna (np. „barbarzyńska”) albo inna. Ja sam nie lubię podziału na fantasy i SF. Dla mnie to sztuczny podział, gdy istnieją tacy pisarze, jak Ursula Le Guin. Do jakiego gatunku zaliczysz jej „Lewą rękę ciemności”?
(2) Błagam, proszę zejść z mojego przyjaciela, Toma Goolda. Znam go tyle lat, że wiem, iż insynuowanie mu zamiłowania do oglądania erotyki w necie/filmie to GRUBA niegrzeczność. W ten sposób nie prowadzi się dyskusji.
Pozdrawiam
Galadhorn
Kapelanus, dnia 18.04.2011 o godzinie 22:00
Hm… Skoro krótkie streszczenie Toma mówi także o erotyce (chociaż równie dobrze mogło by bardziej oprzeć się na fabule filmu) mogłem pomyśleć, że jednak tak jest. W końcu wypowiedź jego zabrzmiała, jakby to, że „jest dla dorosłych” widzów było jednym z plusów filmu.
Ach, no widzisz, Galadhornie, ja właśnie jestem za podzieleniem tych dwóch gatunków (o ile się je dzieli, bo jak nie, to nie można nazwać ich gatunkami). Co prawda wiem, że istnieją powieści pomiędzy nimi, ale to tylko schemat. Tak samo jest z muzyką (bo przecież muzyka, malarstwo i pisarstwo to sztuka). Były w każdej epoce schematy, ale kompozytorzy przerabiali je do własnych potrzeb. Ale to samo trzeba by wówczas uczynić z innymi gatunkami. Wówczas mięlibyśmy tylko jeden gatunek. Np. książka gdzie występują smoki i rycerze, osadzona w przyszłości, a zarazem horror. Jak określić tutaj gatunek? Poza tym Tolkien jest prostym przykładem. Dzisiejsza fantastyka różni się od jego pewnych schematów. Każdy pisarz pisze, co mu się podoba.
A co do średniowiecza… dobrze, przyznam ci rację. Ale to właśnie średniowiecze jest newralgicznym fundamentem tego gatunku (przecież J.R.R. Tolkien czerpał ze staropisów). Jak napisałem wcześniej, autor może wszystko. Tak więc można stworzyć SF opowiadające o podróży magicznego statku do Antyku.
Dobra, bo się jeszcze rozpiszę i zablokuję serwer elednilionu. 😛
tallis, dnia 19.04.2011 o godzinie 0:26
Ależ tam są nieludzie. Białoskórzy i niebieskoocy mieszkańcy lodowej północy zwani Innymi. Niby mieli wyginąć tysiąc lat temu, czy coś 😀 To imo nie są ludzie. Poza tym są tam smoki. 1 odcinek całkiem fajny. Aktorzy są ok, no, może niektóre dziewczyny za staro wyglądają, bo niby jak ma się 12-14 lat a aktorka taka że wygląda na 17-20 to troche krzaczy, ale ogólnie jest ok. Tylko muzyka trochę drentwa i sztampowa a myslałam, że będzie taka dobra jak w „Tudorach”.
poz
tal
Tom Goold, dnia 19.04.2011 o godzinie 6:55
Kapelanusie, jeżeli w tym serialu tak razi Cię widok kobiecego ciała, to jest to Twoja sprawa, możesz nie oglądać. Żeby była jasność – mnie nie razi, a autorzy serialu w żadnym miejscu nie przekroczyli granic dobrego smaku. Skorzystali natomiast z tego, że robią serial dla stacji kodowanej i mogą więcej niż w ugrzecznionych serialach Sama Raimiego. I chwała im za to. Poza tym przeczytałem jeszcze raz swój komentarz i twierdzę, że niewiele z niego zrozumiałeś, poczułeś się zbulwersowany zupełnie bez powodu.
Kapelanus, dnia 19.04.2011 o godzinie 17:23
W żadnym wypadku nie czuję się zbulwersowany i myślę, że wałkowanie tematu nie ma sensu. Poza tym (jeżeli twierdzisz tak, jak to napisałeś przed chwilą Tomie) przeczytaj mój komentarz raz jeszcze. Nie napisałem, że erotyka jest zła, ale że często staje się elementem, który ma przyciągać. Nie mogę też określić, czy jest to zgodne z książką. Spójrzmy chociażby na Wiedźmina; erotyka w filmie i grze jest z godna z treścią powieści. Ale gdyby do WP dodać scenę stosunku Arweny z Aragornem? Nie, ble! Nie wyobrażam sobie tego, i nie chcę takich myśli nawet mieć. Tutaj kłania się kwestia kto co woli. Są ludzie, których bawią tanie przeróbki w Iwonie (czy też w expressivo), mnie nie bawią. Tak wiem, to nie nawiązuje do tematu, przepraszam. Niestety tak już mam, że potrafię pisać o kilku rzeczach naraz.
Nie chciałem Ciebie Tomie urazić, a jeżeli to zrobiłem, to serdecznie przepraszam.
Galadhorn, dnia 19.04.2011 o godzinie 18:55
Dziś będę miał okazję sam się przekonać, czy film mi się spodoba, czy nie.
Kapelanusie, dziękuję za słowa wyjaśnienia.
Drzewiec, dnia 19.04.2011 o godzinie 19:05
Książka mi się bardzo podobała. Pierwszy odcinek serialu również – wiernie oddaje powieść. HBO zrobiło wszystko w znanym dla siebie, bardzo dobrym stylu. Sama wejściówka serialu jest już bardzo ciekawa. Cieszy mnie że występują raczej mało znani aktorzy (nie licząc naszego Boromira). Co do erotyki to była w książce to i w serialu być musi. Nie wiem komu ma to przeszkadzać. Jeśli świat ma wydawać się w pełni realistyczny to muszą być w nim wszystkie ważne elementy życia. W końcu to głównie zarzucano Tolkienowi… że stworzył bohaterów, którzy w ogóle nie interesują się płcią przeciwną nie licząc paru wyjątków, a jeśli już to tylko w sensie duchowym. Oczywiście rozumiem, że to piękne itp. ale takie nie jest życie. Tolkien oczywiście tworzył coś na wzór mitu więc można to zrozumieć, ale w takiej powieści jak Gra o Tron erotyka (bądź co bądź nie jakaś znowu wielka – polecam Spartacusa) jest jak najbardziej na miejscu.
Drzewiec, dnia 19.04.2011 o godzinie 19:12
A co do erotyce w serialu to dyskusja jest nie na miejscu. Były takie sceny w książce i koniec. Jak kogoś to wielce razi to chyba coś tu jest nie tak.
Kapelanus, dnia 19.04.2011 o godzinie 21:41
Duch Tolkiena (a należy to powiedzieć, bo to w końcu strona poświęcona jego twórczości) oparty jest owszem na mitach, ale głównie na wierze. Według mnie, właśnie to u Tolkiena, jak i u Lewisa, jego wiernego kompana, zachwyca najbardziej – wszystko jest klarowne. Dzisiejsze książki przedstawiają świat, który zamiast kształcić – niszczy. Zło wygrywa, albo mniejsze zło wygrywa większe. Kurde! Nie ma takiego podziału, od dziecka uczono mnie, że jest zło i dobro. Koniec, kropka. Nie ma „mniejszego” zła. U Tolkiena i Lewisa widać zło i dobro, klarownie. To mnie kształci – wyznaję bowiem zasadę, że powieść, nawet fajna, bez głębszego przekazu jest bez sensu. Jeżeli tę równowagę się zachwieje… to cóż, rodzi się pokolenie ludzi nie rozróżniający zła od dobra. Kocham Tolkiena za to, że właśnie tę klarowność zachował; ktoś inny może uważać wszak inaczej. Moja książka taką zasadę zachowa i nawet jeżeli bohaterowie zboczą z drogi światłości, to w końcowym rezultacie na nią trafią, a dobro ostatecznie wygra nad złem. Ty Drzewcu uważaj co chcesz.
Drzewiec, dnia 19.04.2011 o godzinie 23:24
Jestem agnostykiem a jakoś mogę wychwalać dzieła Tolkiena. Oparte one są na mitach – dla mnie chrześcijaństwo to też pewien mit. Nawet jeśli Bóg istnieje to na pewno nie taki jak go przedstawia jakakolwiek religia. Owszem wizja Tolkiena jest bardzo ładna i taka twórczość jest też bardzo potrzebna, ale jest to opowieść mityczna – bohaterowie są w większości albo doszczętnie źli, albo tylko dobrzy. Oczywiście jest też taka postać jak Gollum, ale to wyjątek. Zarzucanie tego Tolkienowi nie ma sensu ponieważ tak się pisało mity, a właśnie taki mit chciał napisać Tolkien – nieustraszeni herosi w walce ze złem. Problem w tym że nas współczesny świat nie jest ani czarny, ani biały tylko szary.
Pieśń Lodu i Ognia nie ma przedstawiać ideałów tylko okrutną, codzienną rzeczywistość. Walkę o władzę podczas której nie ma miejsca na skrupuły. Wygrywasz albo giniesz.
Poza tym nie wiem co jest złego w pokazywaniu w serialu kobiecego ciała.
Galadhorn, dnia 20.04.2011 o godzinie 8:05
Obejrzałem wczoraj wieczorem (nawet dwa razy).
Na plus: znakomite zdjęcia, nastrój budowany dość dobrą muzyką. Udało się osiągnąć efekt jakiejś takiej nadrealności – to chyba efekt dobrej obróbki obrazu. Znakomity Sean Bean (film dla mnie, laika w dziedzinie literatury fantasy, wygląda jak „dzieje Boromira” przeniesionego po śmierci do innego wymiaru”). Piękne aktorki.
Na minus: nieciekawa (dla mnie) fabuła. Ale to pewnie raczej nie wina filmowców ale autora cyklu. Ktoś, kto nie czytał książek Martina, niekoniecznie od pierwszego odcinka wsiąka w ten fantastyczny świat. To będzie można ocenić po kilku odcinkach.
Co do „scen”, film jest przeznaczony dla osób dorosłych i tego powinniśmy pilnować (jeżeli mamy np. młodsze rodzeństwo albo potomstwo) – widziałem jednak odważniejsze w takich znakomitościach jak „Rzym” (HBO). I tam, i zapewne tu jest to ważny element świata przedstawionego. Oczywiście w świecie Tolkiena też ludzie/hobbici/elfy/krasnoludy/enty uprawiają seks ale Profesor pozwala erotyce być intymną sprawą między dwojgiem kochających się małżonków. I pewnie częściej niż u Martina seks wiąże się to z płodzeniem potomstwa – świat Martina jest bliższy dzisiejszej erze „pod Cieniem”, w której oderwano już to, co jest sensem seksualności od drugiej jej funkcji – tej tak przyjemnej, że trudno z nią porównywać coś innego.
Z zaciekawieniem zobaczę kolejne odcinki, ale na razie serial nie porwał mnie tak jak „Rzym”, „Lost” czy „Kompania braci”. Gdy tamte obrazy mają u mnie maksymalną ilość punktów (10), to „Gra o tron” na razie zdobywa około 7.
Kapelanus, dnia 20.04.2011 o godzinie 10:31
Widzę, Tomie, że ta dyskusja nie ma dalszego sensu; po prostu mamy inne zdania. Ja jestem zagorzałym katolikiem, a na Władcę Pierścieni nie patrzę jak na mit, a jak na wzorzec. Ale cóż, twoja sprawa co sądzisz.
Tom Goold, dnia 20.04.2011 o godzinie 10:38
Kapelanusie, czy dyskutujesz tu jeszcze z jakimś innym, wirtualnym Tomem, czy też może zostałem jakimś Tomem zbiorowym, z którym postanowiłeś się nie zgadzać?

Galadhorn, dnia 20.04.2011 o godzinie 11:16
Kapelanusie, czy w ostatnim wpisie odniosłeś się do wypowiedzi Tomka, mojej, a może Drzewca (co najbardziej podejrzewam)?
Kapelanus, dnia 20.04.2011 o godzinie 11:27
YYY… serdecznie przepraszam, chodziło mi o Drzewca, rzecz jasna. No cóż, za dużo was tutaj i za trudne imiona. Nie no, żartuję. Tak, to było do ciebie Drzewcze, nie do Toma. 😀
Kapelanus, dnia 20.04.2011 o godzinie 11:30
A więc poprawiam:
Widzę, Drzewcu, że ta dyskusja nie ma dalszego sensu; po prostu mamy inne zdania. Ja jestem zagorzałym katolikiem, a na Władcę Pierścieni nie patrzę jak na mit, a jak na wzorzec. Ale cóż, twoja sprawa co sądzisz.

Galadhorn, dnia 20.04.2011 o godzinie 13:24
Ja podobnie jak Kapelanus, choć inaczej używam terminu mit. Uważam bowiem „Władcę” za ważny mit XX wieku, który jest w ścisłej łączności i etycznej zgodzie z Dobrą Nowiną (tym Mitem, który jako jedyny jest też Prawdą).
przednaszaera, dnia 20.04.2011 o godzinie 16:42
Po 1 odcinku, serial zapowiada się świetnie (przynajmniej dla mnie). Ale książki jeszcze lepsze.
Wtrącę się chamsko do dyskusji.
@Kapelanus
„Duch Tolkiena (a należy to powiedzieć, bo to w końcu strona poświęcona jego twórczości) oparty jest owszem na mitach, ale głównie na wierze.”
No dobrze na wierze, ale w co? Nie ma powiedziane że w (jakiegoś) Jezusa. Można się doszukiwać boga, bogów dzisiejszych w jego dziełach – jak we wszystkim innym, ale dla mnie nie tędy droga do mitów. Poza tym bardziej jest to jeśli już wiara w Valarów ;), ale to jest przecież już z gruntu niedobre – bo pogańskie i zmyślone ;P.
@Galadhorn
„Uważam bowiem “Władcę” za ważny mit XX wieku, który jest w ścisłej łączności i etycznej zgodzie z Dobrą Nowiną (tym Mitem, który jako jedyny jest też Prawdą).”
Dla kogo to jest prawda dla tego jest 😉 – dla mnie nie.
Dla jednych dzieła Tolkiena są bardziej chrześcijańskie, dla innych bardziej pogańskie. Ja pomimo licznych dowodów itd. widze w nim więcej elementów pogańskich. I dzięki temu nadal jeszcze lubię Tolkiena ;).
Drzewiec, dnia 20.04.2011 o godzinie 16:54
Nie będę dyskutował dalej nt. ewentualnego istnienia bądź nie istnienia Boga bo tej dyskusji nikt wygrać nie może. Dodam tylko że sformułowanie „mit który jako jedyny jest prawdą” przypomina mi o pyszałkowatości kultury zachodu, ale może to tylko moje zdanie. W czym on jest bowiem lepszy od innych mitów ?
Tu nie ma miejsca na dyskusje ale z innego względu – albo ktoś żyje w świecie realnym i zdaje sobie z tego sprawę, albo żyje w świecie 5-latka, gdzie świat jest czarno-biały tj. tych złych i tych dobrych. Problem w tym, że ten drugi świat nie istnieje.
Kapelanus, dnia 20.04.2011 o godzinie 17:44
Psychika ludzka jest nadzwyczaj dziwna. Spójrz tylko na Hitlera, wmówił on bowiem, że czarne jest białe, a białe jest czarne, a tak być nie powinno. Tok myślenia ustala nam środowisko, w którym się wychowaliśmy, rodzina, ale także książki. Pokazywanie pięknego świata, co prawda oszpeconego przez buntownika Morgotha, a potem Saurona, ma na celu przekazanie pewnych prawd życiowych, nie religijnych; dlatego też WP czytają nie tylko katolicy. Jestem zdania, że książki kształcą, kreują pewne przeświadczenia. Poza tym mit mitem, ale WP to przecież powieść, a co więcej, powieść fantastyczna, która przecież zasad naszego świata zachowywać nie musi. Chodzi mi raczej o przekaz (napisałem już, że książka bez przekazu jest bez sensu). Pomyśl sobie Drzewcze: czytasz powieść, jest fajna. Przedstawia świat na bazie realności. Czytasz ją po raz wtóry. I jeszcze raz. Ale jedyne, co z niej wynosisz, to zbiór wydarzeń. Pod maską znajduje się zawsze lica. Powieść, która jej nie ma, jest bez sensu.
Drzewiec, dnia 20.04.2011 o godzinie 22:57
Są różne książki. Nie wszystkie muszą mieć jakieś nie wiadomo jakie przesłanie. Niżej wklejam recenzje serii z http://rubieze.w.interia.pl/page4.html bo bardzo mi się spodobała.
Dodam, że nie zgadzam się że jest to film wyłącznie dla widzów pełnoletnich. To chyba naszemu społeczeństwu lewacy wmówili – 14-16 latkowie stykają się z krwawymi scenami na co dzień w grach komputerowych i filmach i nie robi to na nich żadnego ZŁEGO wrażenia. No, ale jak pokażą jakiś fragment nagiego ciała to to już musi być film 18+. Dla mnie to chore myślenie, a serial mogą spokojnie oglądać ludzie od 15 lat wzwyż. Nikt mi nie wmówi, że licealista dozna szoku oglądając ten serial. Jeśli ktoś w to wierzy to musi być naiwny. Ja w tym wieku oglądałem różne rzeczy i śmiem twierdzić, że umysł mam w miarę sprawny xD
„Po pierwsze, cykl łamie schemat konfliktu światło-mrok niepodzielnie panujący w fantasy od czasów Tolkiena. Stron wojny która rozpoczyna się w Siedmiu Królestwach jest dużo więcej, żadna z nich nie reprezentuje Dobra czy Zła. Jest to więc swego rodzaju „odbrązowiona fantasy”, zabieg stosowany już wcześniej przez np. Wagnera czy Cooka (u nas Sapkowskiego i Kresa) – żaden z nich jednak nie był w tym tak konsekwentny jak GRRM. W „Pieśni Lodu i Ognia” pozytywni bohaterowie są pełni słabości i potrafią ni stąd ni zowąd zginąć pośrodku powieści (zgroza). Bohaterowie potencjalnie negatywni są często od swych adwersarzy mądrzejsi, inteligentniejsi i, co konwencję łamie już całkowicie, nieobce im są szlachetne porywy serca i kodeks honorowy. Książka szokuje też swobodnym podejściem do języka (wulgaryzmy których Sapek by się nie powstydził) i obyczajowości: z czytanych przeze mnie książek fantasy chyba tylko „Gloriana” Moorcocka może poszczycić się dokładniejszym opisem seksualności bohaterów.
Sami bohaterowie książki są jej kolejnym ogromnym atutem. Nie ma tu jednowymiarowych karykatur w których autentyczność nikt nie wierzy. Martin ma ogromny talent do kreowania pełnokrwistych ludzi trawionych emocjami i żądzami, szarpanych porywami namiętności i okrucieństwa. Ozdobą serii jest moim zdaniem Karzeł, Tyrion Lannister, cyniczny i inteligentny przeciwnik Starków, przeciwnik którego nie sposób szanować… a nawet podziwiać. Równie ciekawy jest Ogar, Sandor Clegane, okrutny, odpychający i zgorzkniały, nawet on jednak nie jest jednowymiarowy o czym przekonuje się Sansa Stark w jednym z najpiękniejszych fragmentów „Gry o tron”.
Świat. GRRM nie po to zapełnia rzędami liter tysiące stron by o niego należycie nie zadbać. Świat Westeros jest uniwersum fascynującym, opierającym się na klasycznym feudalizmie, etosie rycerskim, skomplikowanej drabinie wasali i seniorów, turniejów… Turnieje opisane są doprawdy porywająco, a najwspanialszy z nich opisany jest w opowiadaniu „Błędny rycerz” ze zbioru „Legendy”. Martin ma dar do tworzenia gwiazd tego rycerskiego sportu, co czyni tę krwawą rozrywkę jeszcze bardziej pasjonującą. Pojawia się też magia, dużo mniej jednak wszechobecna niż w innych książkach gatunku. Za to, gdy się pojawia, mrozi krew w żyłach. Czasami dosłownie…
I jest jeszcze jeden dowód na wielkość „Pieśni…”. Decydujący. Wielki cykl Martina podoba się nawet ludziom nie czytającym fantasy. Wszelkich niewiernych Tomaszy zapraszam do lektury. Potem na wyścigi będziecie zakładać Martinowi koronę.”
Drzewiec, dnia 20.04.2011 o godzinie 23:03
Są różne książki. Nie wszystkie muszą mieć jakieś nie wiadomo jakie przesłanie. Polecam tą recenzję serii z http://rubieze.w.interia.pl/page4.html.
Dodam, że nie zgadzam się że jest to film wyłącznie dla widzów pełnoletnich. To chyba naszemu społeczeństwu lewacy wmówili – 14-16 latkowie stykają się z krwawymi scenami na co dzień w grach komputerowych i filmach i nie robi to na nich żadnego ZŁEGO wrażenia. No, ale jak pokażą jakiś fragment nagiego ciała to to już musi być film 18+. Dla mnie to chore myślenie, a serial mogą spokojnie oglądać ludzie od 15 lat wzwyż. Nikt mi nie wmówi, że licealista dozna szoku oglądając ten serial. Jeśli ktoś w to wierzy to musi być naiwny. Ja w tym wieku oglądałem różne rzeczy i śmiem twierdzić, że umysł mam w miarę sprawny xD
Zair Ugru-nad, dnia 22.04.2011 o godzinie 21:17
Najpierw offtopic
Podobnie jak Drzewiec, jestem agnostyczką, i podobnie jak Drzewcowi, nie przeszkadza mi to w zachwycie tolkienowskim legendarium. Nie zgadzam się natomiast z biało-czarną koncepcją dobro-zło. Tolkien opisuje zbyt wiele niezwykle skomplikowanych przypadków, losów i wydarzeń, zbyt mocno skłania do refleksji, aby układ dobro-zło postrzegać aż tak schematycznie. Dla mnie piękno legendarium tkwi właśnie wtym bogactwie „odcieni szarości” pomiędzy bardziej jednoznacznymi biegunami (jednoznacznymi przynajmniej na pierwszy rzut oka). Ale to jest temat na dłuższą dyskusję.
Wracając do Martina i ekranizacji jego powieści – całą wydaną dotychczas sagę przeczytałam co najmniej z pięć razy. Fabuła książkowa – bynajmniej nie uboga. Bardzo wciąga, choć miejscami jest za bardzo „przegadana” (choć może to być związane z tym, że Martin ewidentnie lubuje się w błyskotliwych dialogach ;). Jesli idzie o ksiażkę – to jedno należy Martinowi oddać – mistrzowsko oddaje atmosferę i to, co się dzieje w środku człowieka, przy pomocy właśnie dialogu, czytanego z punktu widzenia danego bohatera. Pod względem literackim – super, wielu fanfikowców może czerpać z tej metody inspiracje.
Świat wykreowany przez Martina w wielu przypadkach odwołuje się do Średniowiecza. Broń, uzbrojenie, instytucja pojedynku sądowego, turnieje rycerskie – to wszystko współtworzy nasze europejskie średniowieczne dziedzictwo.
Zasadniczo jednak Martin koncentruje się na postaciach, kreując je jako niejednoznaczne, nietuzinkowe oraz, co jest dla mnie wielką zaletą całej powieści – zmieniające się pod wpływem przeżyć. Fakt – pisarz nader często porusza te najbardziej „mroczne” sfery ludzkiej osobowości, w powieści jest dużo okrucieństwa graniczącego z wynaturzeniem, słowo takie jak „słodka zemsta” nabiera niebywałego, realnego wymiaru, wreszcie jest sporo erotycznych perwersji.
Pierwszy odcinek podobał mi się. W dużym stopniu wierny książce, kreacja postaci zupełnie niezła (chociaż Jaime Lannister miał podobnież długie włosy koloru złota, a w filmie wygląda jak nieco cwaniakowaty dandys). Również trochę mało „plastyczni” Inni – w książce byli nieco inaczej opisani, w filmie brakowało mi pokazania emanującego od nich zimna, jeszcze bardziej lodowatego niż to panujące za Murem. Ale ogólnie super i z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek
Inna sprawa – film zupełnie inaczej jest odbierany przez osoby znające fabułę z książki. osobom które książki nie czytały, fabuła może faktycznie wydać się płytka, ale w rzeczywistości jest naprawdę bogata i wielowymiarowa, a postaci bynajmniej nie wyidealizowane w swojej cudowności
tallis, dnia 23.04.2011 o godzinie 3:54
1 czesc zrobiła na mnie niezłe wrażenie, jak bedzie dalej nie wiem. Czytałam całość raz a 1 cz. dwa razy. Faktycznie adaptacja nie oddaje bogactwa świata Martina, i fabuła może się wydać trochę cienka, ale może to wina tego, że to serial, a wiec mieli mniejsze środki na budowę świata? Gdyby mieli budżet LOTR to kto wie co by stworzyli? Jednak mnie nie przeszkadza taka siermiężność adaptacji, gdzie wszyscy wojacy bez względu na rangę i herb mają takie same skórzane płaszcze, podczas, gdy w książce wydaje mi się było wiecej i o wiele bardziej barwnych strojów, flag i herbów itp. Imo ta surowość nawet poglębia realizm.
A teraz coś o wyższości żuru nad pomidorową, czy odwieczna walka fantasy tolkienowskiej (dobrzy-źli, plus kilku działających we wlasnym interesie), z fantasy po Tolkienie (poza białym i czarnym jest też biało-czarny, i biały co się ubabrał i czarny co sie okazał nie aż tak czarny i szary i neutralny i wszelkie możliwe konfiguracje mieszane). Powiem to tak: lubie obie wersje, obie podgrupy gatunku. I obie wydają mi się potrzebne i dające do myślenia, o ile są dobrze napisane/zagrane/etc…
Bohaterowie Tolkiena mają troche łatwiej – cały czas mają jedną Nad-misję do wykonania, bohaterowie Jordana i Martina mają różne misje, o różnych gabarytach, różne interesy, zmieniają poglądy, zmieniają strony, tworzą nowe sojusze, mają różne cele i różne strategie przetrwania w zależności od tego gdzie sie znajdą, gdzie wojna ich rzuci. Głównymi bohaterami Martina są dzieciaki rozrzucone po swiecie przez okrutną wojnę i ich zadaniem jest przetrwać, muszą wiec kombinować. Główni bohaterowie Tolkiena wiedzieli, że szli na śmierć, na ofiarę, nie musieli więc kombinować, tylko wytrwać i dać się zabić w odpowiednim, najwłasciwszym momencie.
Dajmy przykład dwu postaci granych przez Seana Beana: W LOTR mamy Boromira. Z początku jest niepokonanym herosem. Wszyscy go lubią i jest fajnie. Potem upada, i to wlasnie przez tą swoją niepokonaność i wspaniałość. Gdyby był skromniejszy, słabszy, mniej dumny, mniej pewny siebie, ale nie był, a wiec upada i ginie. Jadnak ginąc w słusznej sprawie i ratując przyjaciół odczynił zło, które uczynił wczesniej. Ocalił honor. I ludzie nadal go lubią i mają za herosa.
W SOIAF mamy Neda Starka. Jest uczciwy, nieprzekupny, honorowy, dobry ojciec, dobry mąż, wierny sługa króla, no, po prostu chodzący ideał (żeby nie było, że tam same perwersy występują), jakby przeniesiony wprost ze Śródziemia. I co? I ginie. Niesłusznie oskarżony i ścięty na oczach dziecka. Nadal jednak pozostał tym dobrym. Nie stał się zły, aby ocalić głowę. Nie przeszedł na Ciemną Stronę, by sie uratować. Mamy też jego żonę, jego synów i córki, którzy wszyscy są uczciwymi i wiernymi a z początku i niewinnymi – a łamią się albo i nie, zdradzają albo i nie, ale dopiero po wielu niedolach, prędzej czy później, tak samo, jak wielu w pierwszej chwili pozytywnych bohaterów Tolkiena z LOTR i z Silma. A wiec, gdzie u Martina taka nadprodukcja szarych, egoistycznych myślących tylko o sobie postaci?
Zadajmy sobie pytanie takie – czy fakt, że:
w powieściach takich jak Martina występują nie tylko 2 strony konfliktu (biała i czarna), ale jest ich 4, 5, 6, że
dobrzy nie zawsze pozostaną tacy do końca,
a i źli mogą przejść na lepszą stronę (który ork tak by uczynił?), oraz, że postacie nieskazitelne często przegrywają i są zabijane przez postacie zdradzieckie i okrutne,
sprawia, że dobro przestaje być dobrem a zło złem?
Czy fakt, że Starkowie ciągle obrywają a Lannisterowie wygrywają znaczy, że to Lannisterowie są ci lepsi, a Starkowie gorsi? Bo tak można myśleć, gdy się czyta wpisy oburzonych na jak sie zdaje samo zaistnienie niejednoznaczności i jakiegoś wiekszego skomplikowania bohaterów Martina. Skomplikowania ich motywacji, charakterów, oraz spraw jakie wybierają, jakim są wierni. Czy niejednoznaczność u wielu postaci i ich zmienność w czasie, zmienność ich poglądów czy zmienność panów jakim służą oznacza, że my, czytelnicy, nie potępiamy Cersei, Jaime, Freyów i innych? Albo nie kibicujemy dzieciakom Neda? Czy to oznacza, że nie widzimy którzy są ci lepsi a którzy gorsi? Czy to oznacza, że nie rozróżniamy dobra i zła? To dość karkołomna teza prawde mówiąc. Znaczy że co – nastolatek naczyta się Martina i przestanie zwazać na to co dobre a co złe, bo wiele postaci Martina jest szarych, neutralnych lub dbających tylko o swą korzyść? Czy to, że te lepsze postacie musza czasem wybierać mniejsze zło, albo sie przyczaić, albo udawać spolegliwych, aby przetrwać, ma oznaczać, że przestajemy im kibicować? Jeśli nie przetrwają, jeśli dadzą się zabić to na placu pozostanie kto? Lannisterowie i im podobni. Bo wszyscy uczciwi i wierni zasadom zginą z honorem. A tu przecież nie chodzi o to, aby ginąć jak kamikadze przeznaczony do zniszczenia Mordoru, ale o to, aby przetrwać dla ocalenia 7 królestw. U Martina nie ma Mordoru, który wystarczy zniszczyć, aby uratować cały świat. Bo tu cały świat jest mordoropodobny Bohaterowie Tolkiena mogą ginąć z honorem, bo wiedzą, że jest szansa na rozwalenie Mordoru, a Starkowie z ich dziedzictwem zasad muszą przetrwać, (choćby kombinując), bo są jedyną sensowną opcją dla przyszłości 7 królestw.
Imo fakt, że jakies postacie poświęcają jedne wartości (dobro) dla ocalenia wiekszych wartosci (wieksze dobro) jest u Martina tak samo jasny jak u Tolkiena. Czyż Gandalf nie poświęcał życia swych towarzyszy zabierając ich na misję? Wie, że Frodo i reszta mogą zginąć. Oni sami też to wiedzą. Ale chętnie ryzykują swoje dobro, swoje wartości dla wiekszego dobra – dla wspolnego dobra całego ME. Fakt, że postacie w wielu cyklach fantasy w obliczu wielkiego zła, wybierają dobro, ale gdy takowego nie widać, to chociaż wybierają mniejsze zło. To też ma miejsce u Martina i u Tolkiena. Każda postać Tolkiena – Luthien, Gandalf, Frodo, Earendil, Sam i inni, poświęcając się wybierają mniejsze zło. Ja za wszystkich innych. Wiec czemu tak narzekacie na obecność „mniejszego zła”? Że nie istnieje? Oczywiście, że mniejsze zło istnieje i to nie tylko w bardziej realistycznych sagach fantasy ale i u Tolkiena. Gdy Sam mówi, że jako pierwszy chce spróbować wody ze źródełka, bo ona może być zatruta, to co robi? Wybiera mniejsze zło – Sam postanawia, że będzie próbnikiem, aby Frodo nie ryzykował wypicia tej wody. U Martina i Tolkiena widać, że wybór mniejszego zła aby zapobiec wiekszemu złu jest ważny i zawsze prędzej czy pozniej nastepuje.
Oczywiście istnieje różnica pomiędzy wartością nadrzędną a interesem wlasnym. U Martina tak samo jak u Tolkiena widać różnicę między tymi pojęciami. U Martina jest tylko dużo wiecej stron konfliktu, niż u Tolkiena. U Tolkiena są 2 ew. 3, a u Martina jest wiele rodów i krajów. (Tak samo jest u Jordana w „Kole czasu” – wiele rodów, krajów, wladców i zakonów.) U Martina jest też wiecej stron zainteresowanych wlasnym interesem bardziej niż jakimś dobrem, jakąś wiekszą wartością. Tak samo zresztą było w sadze Sapkowskiego. Oczywiscie 7 królestw jest pewną wartością wspólną o którą ci magnaci nie dbają zwalczając się dla poszczególnych interesów. Toczą wojny wewnętrzne, podczas, gdy powinni razem obsadzić Mur. Oczywiście u Tolkiena by się w końcu zjednoczyli ale tutaj pewnie będą toczyc polityczne gierki, prywatne zajazdy i wendetty do chwili gdy pod swymi murami zobaczą armię Innych lub inne cholerstwo.
poz
tal
Elwirka, dnia 25.04.2011 o godzinie 10:05
nie czytałam książki, ale po obejrzeniu pierwszego odcinka postanowiłam zajrzeć do pierwszego tomu sagi, moim zdaniem serial jest bardzo dobrze nakręcony, bo jak powszechnie wiadomo sam Martin trzymał nad wszystkim pieczę
trynitrak, dnia 29.04.2011 o godzinie 11:10
to musisz się spieszyć bo w tv pojutrze będzie już trzeci odcinek- „nazwa kodowa” Lord Snow 😀
Goldi, dnia 29.04.2011 o godzinie 13:28
NIc straconego. Serial może w przyszłości wyjdzie poza antenę HBO. A po 2 odcinakach można powiedzieć, że jest świetny a nie tylko się taki zapowiada
rzepa, dnia 30.04.2011 o godzinie 23:53
kto gra najlepiej? moim zdaniem Peter Dinklage, Sean Bean też jest dobry, ale nie spodziewałem się dinklage’a w takiej roli a wyszlo na prawdę superowo!
darekpionki, dnia 01.05.2011 o godzinie 0:36
Ja przyznam się, że byłem w pewnym momencie zainteresowany obejrzeniem tego serialu (magia reklamy robi swoje i jakoś przed premierą byłem zachęcony), ale nie posiadam w swoim telewizorku HBO.
Co do dyskusji o religijności i motywach we ,,Władcy” to sięgnąłem po tę książkę Tolkiena bez jakiś tam zamiarów odkrycia religii, ot tak po prostu z ciekawości (i miałem spore problemy i rozterki wewnętrzne: czy na pewno jako katolik mogę czytać książkę z tak wykreowanym światem. Dla mnie przynajmniej na początku nie były widoczne te motywy). Warstwa filozoficzna i elementy teologiczne sprawiły, że jeszcze bardziej polubiłem prozę Tolkiena (i ją systematycznie zgłębiałem oblegając bibliotekę), ale zafascynowała mnie osobowość Pisarza. Dla mnie obok Lewisa (a może nawet bardziej już później) stał się on żywym świadectwem wiary. I słyszałem słowa jednego z polskich muzyków, że dla współczesnego człowieka Bóg jest tematem tabu. Tolkien nie ukrywał się ze swą wiarą, poglądami i dla niego wiara była czymś normalnym, codziennym i żeby nie rzec ,,zwyczajnym” (ale w tym pozytywnym tego słowa znaczeniu, nie spłycając pojęcia wiary i religii). I postawa Tolkiena, a także religia wpleciona w dzieła (ale jednak głównie ta postawa) są czymś, co w chwilach zwątpienia podnosi człowieka i kieruje ku Bogu. Lubię go między innymi właśnie za to świadectwo. Sam Tolkien ostrożnie podchodził do mówienia (oraz opisywania) jego wiary a ja zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest on tylko pisarzem katolików (choć do nich powinien głębiej trafiać). Dla porównania mogę rzec, że i ateista w ,,Starym Testamencie” znajdzie po prostu opis historii Izraela, natomiast wierzący zauważy na pierwszym miejscu Przymierze Boga z ludźmi, zapowiedzi Mesjasza i wiarę pierwszych wyznawców. U Tolkiena jest to samo (podobnie jak chyba w każdej książce) – można odkryć warstwę dosłowną, a można skupić się na tej głębszej treści. Wszystko zależy od czytelnika, jego przekonań i poglądów.
Trochę chyba mi myśl daleko poszła, ale też chciałem coś od siebie dodać. Pozdrawiam serdecznie!
Elwirka, dnia 01.05.2011 o godzinie 17:58
jednogłośnie moim głosem stwierdzam, że w dwóch pierwszych odcinkach najlepiej zagrał Sean Bean. Co do Tolkiena to nie mogę wypowiedzieć się bo nie czytałam
Tymek2, dnia 03.05.2011 o godzinie 22:42
siemka, Jak sie nazywa ta melodia gdy się zaczyna serial ?
Zostaw komentarz