Sagan om Ringem, jeden narrator, malowane tło i organy Hammonda
W pewnym miejscu Internetu ktoś postawił problem moralny: a gdyby serial „Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy” mógł zniknąć nie zostawiając po sobie żadnego śladu, ale ceną za to byłaby niemożność stworzenia w przyszłości żadnego innego serialu opartego na twórczości Tolkiena, to czy należałby to zrobić? Dla mnie, jako osoby, która już trochę w tolkienowskim Internecie grzebie, odpowiedź jest jedna. Właściwie, to nie odpowiedź, a dorzucenie dodatkowego pytania: „A co w tym scenariuszu dzieje się z już istniejącymi serialami?”. Takie pytanie mogłoby spowodować ripostę: „Jakie niby są inne seriale tolkienowskie?”, więc na potrzeby wewnętrznego monologu ruszyłem na poszukiwania wszystkiego, co można zakwalifikować jako serial na podstawie twórczości Tolkiena. Bo że coś jest, to jasna sprawa. Ale o Sagan om Ringem to wcześniej nie słyszałem (i słowo „słyszeć” jest tu zaskakująco celne). I może byłoby to tylko kolejne +1 na liście (pod warunkiem mocnego nagięcia definicji serialu, które to pociągnęłoby za sobą jeszcze jeden tytuł, więc jestem za taką interpretacją), ale ujrzałem imię i nazwisko Bo Hanssona, którego zasłynął albumem z muzyką tolkienowską i to w czasach, gdy sam Tolkien mógł tej muzyki słuchać. W ten sposób +1 przeistoczyło się w opowieść, napisaną na nieco inne okoliczności i inne miejsce, ale pisząc pojawiła się myśl, że właśnie takie teksty uwielbiałem pisać dla Elendilionu… Odpalamy więc interpretację Tolkiena na organy Hammonda (to od Laurensa, nie Wayne’a G.) i jedziemy…
Nazwisko już padło: Bo Hansson. Ale był nie tylko współsprawcą, od niego to wszystko się zaczęło. Bo Hanssona („Bo” imienniczo, nie partykularnie), szwedzki muzyk urodzony w Göteborgu jeszcze podczas II wojny światowej, wkrótce potem przeprowadził się z rodzicami do małej wioski na północy Szwecji. Stamtąd po latach przeniósł się do Sztokholmu, gdzie poznał rock and rolla, a z nim przyszły pierwsze akordy na gitarze, pierwsze zespoły. Następnie pojawił się w jego życiu jazz i blues, oraz jego własny zespół The Merrymen, z którym supportował The Rolling Stones. Potem przyszedł koncert Jacka McDuffa w klubie Gyllene Cirkeln, po którym zafascynowany Hansson opuścił swój zespół i rozpoczął grę na organach Hammonda. Na tym instrumencie grał w duecie Hansson & Karlsson, tworzonym wspólnie z Janne Carlssonem.
Po dwóch latach kariera Carlssona zmieniła kierunek na telewizję i komedię, więc Hansson podjął decyzję o działalności solowej. Był koniec lat 60′. I tu pojawia się „Władca Pierścieni”, dostępny dla Szwedów od około dziesięciu lat dzięki tłumaczeniu Ake Ohlmarksa. Hansson zdobył książkę od swojej dziewczyny, która poleciła mu lekturę. Właściwie zabrał go, a potem przeniósł się do mieszkania przyjaciela, który akurat wyjechał na kilka miesięcy za granicę. Hansson czytał Tolkiena i komponował. Nim przyjaciel wrócił, muzyka Bo Hanssona tak zdenerwowała sąsiadów, że czekała go eksmisja. Muzyk jednak zdążył nagrać taśmę demo, którą wręczył Andersowi Lindowi, założycielowi niezależnej wytwórni Silence Records. Dzięki jego wsparciu, mógł przenieść się do samotnej chatki na archipelagu niedaleko Sztokholmu i razem z Rune Carlssonem i właśnie Andersem Lindem rozpocząć nagrania. Pod koniec 1970 roku ukazał się album Sagan om Ringem. Tu wkraczamy na skomplikowany teren szwedzkiego tłumaczenia, gdzie Sagan om Ringem (dosłownie „Opowieść o Pierścieniu”) to jednocześnie tytuł dla „Drużyny Pierścienia” jak i całego „Władcy Pierścieni”, który też jest określany jako Härskarringen, a jest jeszcze nowe tłumaczenie z 2004 roku. Pomijając lingwistyczne zawiłości, album stał się hitem. Do tego stopnia, że kopie dotarły na Wyspy Brytyjskie, gdzie zainteresował się nimi Tony Stratton-Smith, właściciel Charisma Records. To jemu płyta zawdzięcza międzynarodową sławę jako Music Inspired by Lord of the Rings. Zyskała status złotej płyty w Anglii i Australii, dotarła do 31. miejsca w australijskim Kent Music Report, 34. miejsca na UK Album Chart i 154. na US Billboard.
W tym momencie warto zaznaczyć o jakiej muzyce mówimy. Jeżeli ktoś jest już osłuchany z Howardem Shorem, jeżeli wie jakie są typowe tropy podejmowane przez kompozytorów muzyki do filmów fantasy lub zna wiele epickich metalowych utworów inspirowanych Tolkienem, to niech będzie gotowy na to, że Bo Hansson to zdecydowanie nie jest to. Bo jakie instrumenty wykorzystano? Organy Hammonda, syntezator Mooga, kongi, saksofon. Album bywa określany jako progresywny rock, space rock, czy nawet psychodeliczny rock. Być może dla niektórych nie są to określenia, które kojarzą się z „Władcą Pierścieni”. Czy J.R.R. Tolkien wiedział o albumie, a jeżeli wiedział, to co o nim sądził? Tego niestety nie wiadomo. Jednak ślad „Władcy Pierścieni” można znaleźć też na dwóch kolejnych albumach: Ur trollkarlens hatt/Magician’s Hat i Mellansväsen/Attic Though, chociażby w postaci utworu Fylke (co jest przetłumaczoną nazwą Shire), nagranego dla Sagan om Ringem, ale ostatecznie nie wykorzystanego na tej płycie.
Jednak to nie ma być tylko opowieść o muzyku i jego albumie. Bo Hansson (znów „Bo” jako imię… a właściwie, wszystko jedno) to dopiero początek. Komuś najwyraźniej muzyka się bardzo spodobała, doczytał co stało u źródła tego albumu. I tak powstał film… czy może dwuodcinkowy miniserial, stworzony dla stacji telewizyjnej SVT1 w 1971 roku. Producentem był Urban Lasson. Książkę na potrzeby scenariusza zaadaptował Sören Erlandsson, wyreżyserował właśnie Bo Hansson. Narratorem był Evan Storm… no właśnie, narrator. Choć w serialu pojawiają się różni aktorzy, nie słyszymy ich głosu, wszystkie kwestie wypowiada Storm, a jego głosowi towarzyszy muzyka Hanssona. Samych aktorów trudno zidentyfikować, nie są wymienieni w napisach, ale można podejrzewać że w tamtym czasie nie były to największe gwiazdy szwedzkiej telewizji, biorąc pod uwagę ich skromny udział w całym przedsięwzięciu.
Fabuła nie pokrywa całego „Władcy Pierścieni”, nie jest to nawet cała „Drużyna Pierścienia”. Pierwszy odcinek kończy się w momencie spotkania Glorfindela, drugi po wyruszeniu kompanii z Rivendell, w momencie gdy rzucają ostatnie spojrzenie na dom Elronda. Jednak nie zabrakło Toma Bombadila czy spotkania z elfami po opuszczeniu Shire. Co ciekawe, nie pojawia się Boromir, co mogłoby utrudnić dalsze prowadzenie opowieści, ale może nie był potrzebny dla tych kilku chwil opowieści od powstania Drużyny do zakończenia filmu. Choć dla pokazania współpracy ludów Śródziemia, Legolas i Gimli dołączają do Drużyny. W podobny sposób, mimo ogromnej liczby uproszczeń, by zmieścić całość w 28 minutach, pewne fragmenty obfitują w szczegóły, jak uwzględnienie Rohanu w opowieści o ucieczce Gandalfa czy długiej pieśni o Elbereth. Być może powodem takiego zakończenia opowieści był właśnie album Hansonna, który choć zawiera utwory jak A Journey in the Dark, Lothlórien czy The Grey Havens, zdaje się być skoncentrowany na pierwszej połowie „Drużyny Pierścienia”.
Pod względem technicznym, całość jest bardzo prosta. O ograniczeniach dialogowych już wiadomo. Wizualnie przez dużą część czasu widzimy tylko postaci na malowanych tłach (przygotowanych przez Petera Lindbloma), do przeniesienia użyto technologii bluescreen. Tam gdzie pojawia się scenografia, jest dziełem Mette Möllera.
Serial można obejrzeć bezpośrednio na stronie STV, został udostępniony w kwietniu 2017 roku, choć jest ograniczony geograficznie do Szwecji:
Osoby spoza Szwecji lub po prostu chcące dostęp do angielskich napisów mogą skorzystać z wersji wrzuconej na YouTube (niedostępnej z kolei w Szwecji):
Źródła:
We wpisie wykorzystano fotografię Josha Libatique przedstawiającą organy Hammonda, zamieszczoną na serwisie Wikimedia Commons, na licencji CC 2.0
Tekst oryginalnie ukazał się na Gońcu Rohańskim.
Kategorie wpisu: Adaptacje tolkienowskie, Tolkienowski internet
Brak komentarzy do wpisu "Sagan om Ringem, jeden narrator, malowane tło i organy Hammonda"
Zostaw komentarz