Aktualności ze świata miłośników twórczości Tolkiena

Ekspedycja „Tołkiny 2010” (cz. 1)

Przypominamy naszym Czytelnikom tę ciekawą trasę. Wielu z Was spędza wakacje na północy Polski. Może odwiedzicie Tołkiny (o których pisaliśmy niedawno tutaj) i inne ciekawe miejsca? Zapraszamy też do lektury części drugiej.

Trasa: Sosnowiec – Odry – Truso – Tołkiny – Sosnowiec (szczegóły na mapie)
Dystans: 1880 km
Członkowie ekspedycji: Rysiek „Galadhorn” Derdziński, Tomek „Tom Goold” Gubała


Wyświetl większą mapę

Przygotowania do ekspedycji:
Czy Tolkienowie pochodzili z Warmii (I)
– Ryszard „Galadhorn” Derdziński, Tołkiny na Warmii gniazdem rodu Tolkienów (II) – Ryszard „Galadhorn” Derdziński, Co wiemy o przodkach J.R.R. Tolkiena (przyczynek) – T. A. Olszański

Dzień 1 (14 sierpnia 2010)
Zdjęcia – R. Derdziński (więcej w galerii T. Gubały)

Nie zamierzam robić tu żadnego résumé naszej podróży i szczegółowo opisywać miejsca i ludzi, którzy znaleźli się na naszej drodze. Chciałbym raczej utrwalić tu kilka obrazków, połączyć je z garścią refleksji i językowych etymologii, w miarę jak będą wynurzać się one z mojej pamięci.

tolkinyZaspałem. Obudził mnie dopiero przychodzący esemes. Wibracja, a nie sam dźwięk. Dziwne. Długo nie mogłem zasnąć. Poprzedniego wieczora trzeba było się dobrze spakować, nie zapomnieć o żadnych materiałach, o karcie do aparatu i pendrajwie. Przed nami sześćset kilometrów nie zawsze łatwej drogi. Pojawił się zatem i rajzefiber, i burza myśli o Gotach i Gepidach, trollach i stolemach, Tołkinach i Tolkienach. Plan był zarysowany tylko w szerokich ramach: mamy odwiedzić Tołkiny w warmińskiej Barcji na pograniczu Polski i Okręgu Kaliningradzkiego, a po drodze chcemy odwiedzić pamiątki po Nadwiślańskich Gotach, zanurzyć się w ostępach Wistlawudu (o którym ostatnio czytaliśmy w Opowieści o Sigurdzie i Gudrun Tolkiena), poznać lepiej Trójmiasto i wykąpać się w otwartym Morzu Swebskim na Helu, zaliczyć tak dużo krzyżackich zamków, jak to tylko możliwe, poznać Jeziora Mazurskie (gdzie ani ja, ani Tomek jeszcze nie byliśmy). Ma to być zasłużony wypoczynek wakacyjny połączony z edukacją.

tumW końcu się zebrałem i już jadę po Goolda. Auto nie jest przesadnie zawalone bagażem. Poza torbami z rzeczami osobistymi mamy też namiot, karimaty, śpiwory – na wszelki wypadek, gdyby zawiodły hotele, albo noc zaskoczyła nas gdzieś w drodze. Nie robiliśmy żadnych rezerwacji w hotelach, bo plan jest dość luźny i nie wiemy, gdzie dotrzemy której nocy. A planujemy, że ekspedycja potrwa pięć dni. Ruszamy. Jest prawie w pół do siódmej. Trochę późno, bo dziś mamy przed sobą ponad 600 km, a po drodze chcemy zajrzeć do Mrocznej Puszczy na skraju Kujaw i Kaszub, do parku archeologicznego w Odrach, gdzie czekają na nas „magiczne” kręgi kamienne starożytnych Gotów, a także do Torunia. Nie wiemy jeszcze czy na nocleg pojechać do Słowińskiego Parku Narodowego, do Poddąbia, czy może raczej do Trójmiasta. Zdecydujemy później.

Trasa mija szybko. Przekonujemy się jak bardzo widoczne są wciąż różnice między dawnymi zaborami. Dawna Gubernia Piotrkowska, a potem Kaliska, Warszawska i Płocka to kraina pustek i nieużytków, drewnianych domków w „ruskim” stylu pośród badziewia i „gargamelów”, które są oznaką dzisiejszej architektury wiecznych niedoborów i odwiecznego bezguścia. W tej części Polski zatrzymujemy się pod Łęczycą, w Tumie, który kryje skarb architektury romańskiej: największą w Polsce romańską świątynię z XII w. Słowo tum, znane z na przykład z wrocławskiego Ostrowia Tumskiego (‚Wyspy Katedralnej’) to staropolskie zapożyczenie z języka średnio-wysoko-niemieckiego, a ostatecznie z łaciny, gdzie Domus [Dei] ‚Dom Boży’ to określenie chrześcijańskiej świątyni. Kościół robi na nas wrażenie, choć trochę smutno, że jest zamknięty. Wielkie romańskie wieże, kilka ciekawych inskrypcji na murach (jedna z nich bardzo tajemnicza). Piękny jest też sąsiad tumu, malowniczy drewniany kościółek, o którym mało się pisze, a tak pięknie uzupełnia on ten zespół architektoniczny. Oto kościeł i cerkiew w ich staropolskim znaczeniu – dwa oblicza staropolskiej architektury sakralnej: to murowane i to drewniane. Ale okolica kościołów łęczyckich nieciekawa. Łęczyckie diabły, mieszkańcy przydrożnych rokitnic, wybrały sobie nudną okolicę. A może to ludzie zniekształcili ten krajobraz nieforemnymi domami, chaosem swojej zabudowy? Czekamy już na jakieś zmiany, a liczymy, że zaczną się one w okolicy Kujaw. Oko tęskni za nierównościami terenu i za architekturą, która z takim krajobrazem będzie współgrać.

torunMijamy dawną granicę między Królestwem Polskim (tym z czasów carskich) i Królestwem Prus. W Aleksandrowie Kujawskim widzimy dawne rosyjskie koszary, potem pustka osadnicza i w końcu ta część Kujaw, która nosi znamiona niemieckiego panowania – inne domy, inny układ miejscowości. Naszym celem jest Toruń (niem. Thorn), pierwsze miasto na ziemiach, które kiedyś były we władaniu Zakonu Niemieckiego. Jeden z naszych celów to zobaczenie jak największej ilości podobnych zabytków. Zakonników w okresie staropolskim nazywano brodaczami, a współcześnie krzyżakami. Jest pora obiadu, gdy docieramy nad Wisłę, opuszczamy Germanię i wkraczamy do Sarmacji. Niesamowity most i bajeczny widok średniowiecznego miasta. Ponieważ zaczyna się właśnie ta część Polski, której jeszcze nie mieliśmy okazji nigdy widzieć, wszystko nas pasjonuje i interesuje. A widok Torunia rozłożonego nad Wisłą, odznaczającego się swoimi ceglanymi, gotyckimi fortyfikacjami i kościelnymi wieżami na tle pięknego błękitnego nieba to widok, którego już nie zapomnimy w czasie tej wyprawy. Dla mnie Toruń był najpiękniejszym miastem na tej trasie, a miał wielkich konkurentów: Gdańsk, Olsztyn, Kwidzyn… Bez problemu można zaparkować. Tanio. Jesteśmy za murami miasta, na uliczkach Starówki. I choć chce się już jeść, wpierw kroczymy ulicami, wkraczamy na Rynek, podziwiamy architekturę i klimat Torunia. I wielka sprawa – przechodząc koło jednej z księgarń mam przeczucie, że tu znajdę długo poszukiwaną książkę Mariusza Wilka pt. Tropami rena. To niesamowite! Jest! Zaopatrzony w nową lekturę idę z Tomkiem do restauracji na Rynku. Zamawiam piwo (bezalkoholowe! – jestem na tej wycieczce kierowcą) i pierogi ruskie zapiekane w piecu. Pycha! Potem odwiedzamy jeszcze kościoły, przechodzimy na nabrzeże Wisły, gdzie rozpoczyna się akcja naszego ukochanego Rejsu i ruszamy w dal, na pogranicze borowiecko-kaszubskie. Kamienne kręgi Gotów czekają!

odryRozpoczyna się bardzo malowniczy etap przejazdu. Wkraczamy w piękne lasy, mijamy Bory Tucholskie i mamy świadomość, że być może jest to część lasów, które starożytni Germanie zwali Puszczą Wiślańską (staroangielskie Wistlawudu z poematu Widsith). Teren jest pofałdowany, lasy przepiękne – szerokie obszary lasów liściastych, które zawsze są odmianą dla oka po naszych beskidzkich borach. Zatrzymujemy się na chwilę przy leśniczówce i ośrodku wypoczynkowym pośród lasu. Jadąc mijamy w oddali (ta oddal to czasem nawet kilkadziesiąt kilometrów) wiele miejsc, które noszą germańskie nazwy.Gopło, Skrwa, Zbląg, Trląg, Wieldządz, Grudziądz, w końcu Wdzydze, gdzie oprócz reliktów językowych po dawnych germańskich przybyszach, mamy też wspaniałe pozostałości archeologiczne z I w. po Chrystusie. Kręgi kamienne w Odrach blisko kujawskiego Czerska są sławne od XIX w., ale zbadano je bardzo dokładnie dopiero w wieku XX. I można przyjąć z dużą pewnością, że są one śladem opisywanego przez Jordanesa państwa Gotów, tzw. Gothiskandza. Mijamy miejscowość Odry, wkraczamy na karkołomne objazdy, ale robi się jeszcze piękniej. Przed nami wspaniały las sosnowy. A na tablicy mijanej miejscowości interesująca nazwa, która od razu – zupełnie wbrew rozumowi – kojarzy mi się z Gotami: Gotelp. Niezwykła forma jak na współczesne polskie nazwy miejscowe, prawda? W domu sprawdziłem, że forma niemiecka brzmiała Gotthelf ‚Boże pomóż’, a więc raczej nic gockiego. A może jednak? Może to wtórna etymologizacja? Kiedyś to zbadamy.

odry_3Tymczasem auto wkracza na leśną ścieżkę, podskakujemy na nierównościach. Jedziemy chyba z dwa kilometry. I w końcu – troszkę zaniepokojeni – wjeżdżamy na parking przy sympatycznej, dobrze oznaczonej drewnianej bramie. Nie jesteśmy jedynymi pasjonatami takich miejsc. Ale auta należą głównie do zagranicznych turystów. Okazuje się potem, że do Odr przybywają ludzie, których pasjonują trzy rzeczy (oddzielnie albo wszystkie na raz): gockie starożytności, ciekawe porosty i… zjawiska paranormalne. Wszystko jest doskonale opisane. Trzeba przyznać Nadleśnictwu Czersk dziesięć punktów za tablice informacyjne, publikacje (nawet darmową a bardzo, bardzo ciekawą książeczkę pt. Rezerwat „Kręgi kamienne” w Odrach), niską cenę wstępu i fantastyczne ścieżki edukacyjne na terenie rezerwatu. Po sympatycznej rozmowie ze strażnikiem tego miejsca (który szybko wyczuł, że zaliczamy się do turystów lubiących starożytności gockie, ewentualnie porosty, ale na pewno nie zjawiska paranormalne) wchodzimy do lasu. Jest już prawie 19.00, a rezerwat zamykają właśnie o tej godzinie, ale okazuje się, że brama będzie otwarta dla zainteresowanych nawet około 20.00. Słońce kładzie się już nisko, cienie drzew na iglastym podłożu tworzą mistyczną atmosferę.

odry_2Za chwilę pojawiają się pierwsze relikty gockie. Cały zespół to 10 kręgów kamiennych i 29 kurhanów. W niektórych miejscach wygląda to wszystko jak śródziemne okolice Edoras albo wzgórze Halifirien. Same kręgi były zapewne miejscem wieców. Może tu właśnie gocki król Filimer podjął decyzję o odejściu ludu Gotów w kierunku stepów nadczarnomorskich, do krainy Oium? Może tu właśnie pochowany jest Baireiks (u Jordanesa Berig), który do Gothiskandzy przyprowadził Gotów ze Skandynawii? Chciałem w tym miejscu wyrecytować (lub nawet zaśpiewać) wiersz Tolkiena pt. Bagme bloma. Jakże by tu ten utwór pasował, bo wiele wokół nas brzóz. Tymczasem w pośpiechu i gorączce domorosłego pasjonata archeologii zapomniałem wziąć z auta tekst. Nagraliśmy za to (nieudolny z mojej winy) materiał filmowy, który kiedyś zmontujemy i zaprezentujemy Wam jako relację z ekspedycji. Kręgi kamienne w Odrach zrobiły na nas naprawdę niesamowite wrażenie. Polecamy to miejsce wszystkim, których pociągają tajemnice.

Około 20.00 decydujemy, że nie jedziemy do Poddąbia, a naszym celem musi być Trójmiasto, gdzie poszukamy hotelu. W wieczornym świetle zachodzącego słońca mijamy Kartuzy, Pojezierze Pomorskie, które należy do cudownych Kaszub i docieramy do Gdańska, gdzie po perypetiach osiadamy na dwie noce w Hotelu Sportowym przy Hali Oliwii. Dobranoc! Jutro bardzo ciekawy dzień na Kaszubach!

c.d.n.

Kategorie wpisu: Biografia Tolkiena, Fandom tolkienowski

7 Komentarzy do wpisu "Ekspedycja „Tołkiny 2010” (cz. 1)"

Dziki, dnia 24.08.2010 o godzinie 15:56

Kapitalna relacja! Aż chciałoby się tam być z Wami! Niestety moje ostatnie rodzime białe plamy to Bieszczady i Mazury. Bieszczady znam z relacji najbliższych mi osób, natomiast Mazury i okolice, czyli spływy kajakowe, czy też „gwiazdy pod żaglami” znam z relacji znajomych, którzy opływali w swoim czasie całe pojezierze, a że coutrowcy z krwi i kości, to coroczne Mrągowo i niesamowite przyjaźnie włącznie z panem Pacudą znam z pierwszej ręki.
Muszę dopowiedzieć, że Toruń to moje drugie rodzinne miasto z dzieciństwa. Moja mama urodziła się w mieście pysznych pierników – na całym świecie nie ma smaczniejszych, a żem łasuch, to wiem! – oraz pana Kopernika.
Wiele dziecięcych wspomnień mam z tego magicznego grodu, gdzie spędzałem pachnące iglastymi lasami, Wisłą, czy tajemniczymi murami wakacje.
Toruń ma podobne klimaty do Krakowa i naprawdę wart jest zobaczenia, posmakowania…
Co do borów beskidzkich, kto chce je jeszcze zobaczyć niech się spieszy! Już od paru lat trwa sukcesywna wycinka lasów iglastych, które zasadzone jeszcze w czasach austriackich, obecnie nie wytrzymały zanieczyszczenia środowiska, zaatakowane przez „robaczki” do 2015-6 mają zostać wycięte.
Niestety po lasach pozostają pustynne krajobrazy, z założenia mają być posadzone buki, dęby, modrzewie i brzózki samosiejki, niestety widoczne może to będzie za…50- 100 lat! Jeżeli w ogóle! Cóż polskie rabunkowe podejście!
Z niecierpliwością czekam na kolejną część! Pozdrawiam D.

Tom Goold, dnia 25.08.2010 o godzinie 0:13

Świetna relacja Ryśku, czyta się ją jak dobrą książkę i wszystko jeszcze raz staje przed oczami:) Dobrej nocy.

Morfinnel, dnia 25.08.2010 o godzinie 8:20

Super relacja! Jeśli byłoby dłuższe, to zaryzykowałbym i powiedział, że świetnie nadaje się na książkę. Naprawdę musiała być wspaniała wyprawa, ale podejrzewam, że i tak przedstawiłeś nam ją w skróconej formie :) Aż by się chciało wskoczyć w samochód i pojechać za wami. Te opowieści, zagadki, powiązania historyczne, normalnie nie wytrzymam. Świetny pomysł na wyprawę, świetna relacja, po prostu aż mnie ściska z zazdrości, że mnie tam nie ma.
Ale mimo wszystko, gratulacje!

Galadhorn, dnia 29.08.2010 o godzinie 0:44

Obiecuję, że będą kolejne części tej relacji. Ale teraz musi wygrać inna – z Triconu. Właśnie nad nią pracuję.

Elendilion – Tolkienowski Serwis Informacyjny » Blog Archive » Ekspedycja “Tołkiny 2010″ (cz. 2), dnia 09.09.2010 o godzinie 14:11

[…] Niniejsza relacja kontynuuje sprawozdanie Ryśka Derdzińskiego, które możecie przeczytać TUTAJ. […]

Hyarmenatan, dnia 15.07.2012 o godzinie 0:33

Galadhorn MISTRZ!! Zawsze myślałem, że wyprawy tego rodzaju to przesadny optymizm/ fanatyzm tolkienowski, ale teraz widzę, jak bardzo się myliłem. Chcę kiedyś jechać gdzieś z Wami!! :) Nie trzeba przewodników ani tubylców, gdy jest Gal. :)

Galadhorn, dnia 16.07.2012 o godzinie 8:30

Hyarmen, na tym właśnie to polega: realizować swoje marzenia.

Zachęcamy wszystkich, żeby nie poprzestawać tylko na słowach. Warto nasze pomysły wcielać w czyn. Nie zawsze potrzeba do tego masy pieniędzy.

Zostaw komentarz