Aktualności ze świata miłośników twórczości Tolkiena

Spotkanie Sekcji Tolkienowskiej ŚKF
(6 stycznia)

W piątek 6 stycznia b.r., w Święto Trzech Króli, po raz kolejny spotykają się członkowie i przyjaciele Sekcji Tolkienowskiej Śląskiego Klubu Fantastyki (ST ŚKF), czyli Parmadili. Na klubowiczów i wszystkich sympatyków Tolkiena czekamy w siedzibie Śląskiego Klubu Fantastyki przy ul. A. Górnika 5 w Katowicach od godz. 15.00. Szczegółowe informacje na temat spotkań można uzyskać pisząc na adres: evermind@skf.org.pl. Relacje z poprzednich spotkań – zawsze ciekawych i wesołych (uwaga, rozmawiamy nie tylko o Tolkienie i nie tylko poważnie) znajdziecie na forum Elendilich – w tym temacie.

Pojawią się najprawdopodobniej Marigold, Idril, Lord Ya, Noatar, saso (twórca znanych map tolkienowskich!), Elendilll i Galadhorn.

A oto humorystyczna relacja z poprzedniego spotkania Sekcji – autorem jest Lord Ya (źródło):

Pierwsze spotkanie tolkienowsko-mangowo-graficzne

Tak to już bywa w soboty, że klub trzeba współdzielić z innymi sekcjami. Ok, racja, dawniej w piątki bywała też sekcja taneczna, ale tych to już od dawna nie widziałem. W każdym razie, przybywam do klubu, mijam rzesze mangowców (których można poznać po tym, że siedzą, czytają mangi lub grają na konsoli w jakieś dziwne gry) i dostrzegam Marigold siedzącą przy stole z dwoma innymi dziewczynami. O, czyżby ktoś nowy… zaraz, coś tu nie psuje… przy tym stole nie było ciastek. Było za to pełno różnych farb, kartek i innych urządzeń służących do malowania, rysowania itp. Okazało się, że dziś jest też spotkanie sekcji graficznej. Ostatecznie wyszło na to, że sekcji tolkienowsko-graficznej, bo wszyscy którzy przybyli coś tam narysowali, a ciastkami, które ostatecznie zjawiły się na stole, też się raczyli. Choć mangowcy nieco kantowali, bo rysować – nie rysowali, gadać o Tolkienie – nie gadali, ale ciastka podbierali. I ogólnie udzielali się niewiele. Może jeszcze dodam, że takich tró tolkniętych było niewielu, bo Marigold, przybyła po chwili Helena i jeszcze ja. Czyżby reszta była na Tolk-Folku?
Pierwszy temat, bardziej graficzny niż tolkienowski (bo jeszcze nie wyciągnęliśmy ciastek) – Sekrety Księgi z Kells. Ostatnim razem poleciłem ten film (ale tylko wewnątrz-spotkaniowo, w relacji o tym nie wspomniałem) i jak się okazało, Marigold odrobiła zadanie. Wspólnie ustalona opinia o tym filmie brzmi tak, że obejrzeć trzeba, bo graficznie rzecz świetna. Animowana iluminacja wprost ze średniowiecznej księgi. Ale przy okazji pojawił się temat, który miał się i później przewinąć. Bo Małgorzata kiedyś widziała pudełko z filmem w jakimś sklepie, ale wówczas odłożyła go na półkę. Ale gdy postanowiła go odnaleźć po pewnym czasie, pojawiły się problemy – jaki był kolor pudełka, jaki był tytuł („sekrety” czy „tajemnice”) i co równie ważne, w jakim dziale tego szukać? Wyszło na to, że wylądowało w fantastyce. Hmm… ja bym tam tego akurat nie dał, ale z drugiej strony, „fantastyka” to takie uniwersalne słowo. W dalszej części spotkania pojawił się problem gdzie szukać np. Shakespeara? Podpowiedź: w dziale z lekturami szkolnymi, a wszystkie wydania są wybitnie lekturowe. Nikt już tego nie czyta dla własnej rozrywki czy co?
Ciastka poszły w ruch i okazało się, że można tym przekabacić ludzi do siebie, bo nagle się okazuje, że jedna z dziewczyn z sekcji graficznej planuję przeczytać Władcę Pierścieni, a druga obejrzała film 50 razy. Chociaż, metoda „przyjdźcie, mamy ciastka” jest stosowana od dawna i jakoś nie przynosi spodziewanych rezultatów. Widać, tak przez internet ludzie mają odporność na ciastka, ale jak się człowieka tak nagle dopadnie z jedzeniem, to nie ma szans, by nie uległ. Trzeba będzie przez spotkaniami wypuszczać na miasto piesze patrole rozdające ludziom ciastka i wabiące ich od ŚKF-u.
Potem pojawił się temat „wiosek hobbickich”, czyli ośrodków mniej więcej wakacyjnych czy tam w inny sposób rozrywkowych, wizerunkiem bazujących na Śródziemiu. Ponoć w bielawskich okolicach takie zjawisko miało się pojawić, gdzieś tam na Pomorzu niby też jest, a w Stanach to pewnie od groma. W tym momencie opowieści Marigold wyszła do sekretariatu, a po chwili wróciła z dwoma ołówkami, jeden z napisem „Lord of the Rings”, a drugi „Bilbo Baggins – burglar for hire” czy coś w tym guście.
A jak w końcu nakręcą tego Hobbita to pewnie też sporo takich obiektów powstanie. I ludzi nam przybędzie na spotkania. Potem znów nam zainteresowanie Tolkienem spadnie i trzeba będzie czekać do kolejnego filmu. Tylko co to miałby być za film? Dzieci Hurina? I tu zaczęła się dyskusja na temat praw autorskich i takich tam różnych, i na jakiej zasadzie ten Hobbit jest kręcony. Bo Władca Pierścieni był na tych prawach, sprzedanych niegdyś przez samego Tolkiena, co więcej, J.R.R. Tolkiena. A Hobbit? Czy on już musiał dostać bezwzględną zgodę TE? Bo może TE będzie blokować dalsze filmy? W ogóle, z tym prawami filmowymi to zabawna sprawa. Czy wiecie, że Disney zastrzegł sobie prawo do Kubusia Puchatka i nawet dzieła oparte na książce (tak, jest taka książka) nie mają prawa powstać bez ich zgody? Brzmi groźnie? To chyba nie fajnie, że wystarczy coś raz zekranizować, by mieć do tego całkowite prawa. To tak, jakby nikt poza PiDżejem nie mógł zabierać się za Tolkiena…a nie, zaraz. Według wielu osób tak właśnie jest, choć to chyba nie na poziomie prawnym. Mieliśmy jeszcze obawy, że Książe Egiptu to dzieło Disneya. Dlaczego obawy? To o Mojżeszu, ergo, to Biblia. Tak, to by oznaczało, że Biblia jest własnością Disneya. Przynajmniej byłoby jasno zdefiniowane do kogo należy się zwracać w sprawach adaptacji Biblii, bo próby ustalenia autorstwa i czy minęło 75 lat od śmierci twórcy to śliski teologiczne temat. W ogóle, skąd ten pomysł, by czekać 75 lat od śmierci? A może autor już po śmierci ma ochotę na wolny dostęp do dzieła, bo tak naprawdę nie lubi rodziny i nie chce, by mieli udział w zyskach. Pewnie stąd Barthes wziął pomysł zabijania autora tuż po napisaniu dzieła, zawsze to mniej czekania.
Było też o studiowaniu, czy raczej dostawaniu się na kierunki artystyczne czy o innych audiobookach, że to jednak bywa przydatne. Bo raz, bywają sytuacje, kiedy faktycznie, nie ma jak czytać książki, a dwa, nie można w ten sposób np. ominąć opisów przyrody. Znaczy, niby można przewinąć kawałek, ale trudniej uchwycić moment, gdy zaczyna się np. jakiś dialog. Bywa też i tak, że świetnie znamy książkę, wiemy jak się potoczą losy bohaterów a niektóre kwestie to moglibyśmy nawet powtarzać razem z lektorem. W ten sposób, możemy nie skupiać się aż tak bardzo na śledzeniu fabuły, ale kto wie, może jakieś szczególne fragmenty po raz pierwszy zwrócą naszą uwagę. Bo jak tak ostatnio słuchałem Grisznaka i Uglukokr… po prostu Ugluka, to stwierdziłem, że klawym stylem ci orkowie gadają.
Doszły do nas słuchy, że ma się odbyć kolejna edycja wyprawy na Warmię i Mazury śladami Tolkiena. Pytanie, co tam jeszcze można właściwie znaleźć? Jeszcze starszych przodków Tolkiena? Rękopis Władcy Pierścieni czy też innej Czerwonej Księgi? Zdjęcia Tolkiena w krzyżackim płaszczu? Kto ich tam wie.
Potem było o tłumaczach. Wyszło na to, że niektórzy tolkieniści nawet mają wbudowane w procesy myślowe automatyczne zapominanie nazwiska Jedynego Słusznego Tłumacza, moc którego w Mordorze nie chciana. Ale tym razem, zamiast narzekać, spróbowaliśmy odtworzyć dlaczego właściwie powstały dodatkowe dwa tłumaczenia i na ile jeden z tłumaczy mógłby czerpać z dorobku drugiego. W konkurencyjnych wydawnictwach to i o wszem, pewnie można by zakazać pewnych zabiegów translatorskich stosowanych przez jednego tłumacza, ale co, gdy chodzi o tłumaczenie jednego cyklu, a w każdym tomie inny tłumacz w inny sposób tłumaczy nazwy własne. I znów sprawa Kubusia Puchatka, wiecie, że chyba kiedyś była jakaś afera tłumaczeniowa i skończyło się na tym, że jedna z gier poświęcona temu bohaterowi miała swoją akcję w Lesie Stuakrowym, a nie Stumilowym. Ba, w innym tłumaczeniu sam Kubuś Puchatek jest kobietą, a imię jej Fredzia Phi Phi. Dalej Wam się Frodo Bagosz nie podoba? Było też o aliteracyjnym Beowulfie, haiku do którego nie ma jak się doczepić i tego typu zjawiskach, jak Lemowy wiersz na literę C (czyli w sumie też aliteracja). Przytoczyłbym go, ale nie mam akurat książki pod ręką. Zresztą, trzeba było być na spotkaniu, gdzie został on w dużej mierze odtworzony z pamięci (nie mojej).
Ponownie powrócił nasz ulubiony temat, Tolkien a matematyka. Weźmy takie pierścienie. 3,7,9,1. To znaczy, że ułamki, przez które trzeba je mnożyć, by otrzymać kolejną liczbę, to kolejno 7/3, 9/7 i 1/9, co na wspólnym mianowniku daje 147/63, 81/63 i 7/63. Różnica między pierwszymi dwoma licznikami to 66, między drugimi dwoma to 64. Średnia to 65! Rozumiecie co to oznacza? Bo ja nie.
Potem próbowaliśmy odtworzyć wygląd ludzkich pierścieni, na którym palcu Sauron nosił Pierścień i czy projektując go, wziął pod uwagę, że trzeba go nosić na palcu, którego strata, w przypadku odcięcia go razem z Pierścieniem będzie najmniej dokuczliwa. Właściwie, dlaczego on zamontował w tym ustrojstwie możliwość zmiany rozmiaru? I czy palantiry i Zwierciadło Galadrieli to nie jest aby jakaś kosmiczna technologia, pewnikiem kwantowa? Tolkien tak naprawdę zajmował się pisaniem science fiction, ale jakoś czasu mu zabrakło, by w końcu dopisać ten statek kosmiczny. I jedyny ślad kosmicznych planów Tolkiena to Earendil, pierwszy Śródziemny kosmonauta.
O tym, że Legolas będzie w Hobbicie, wiemy już od jakiegoś czasu. Ale już najwyższy czas zacząć się zastanawiać, czy w takich np. Dzieciach Hurina też mamy szansę zobaczyć Orlando Blooma. Jakoś nam z obliczeń wyszło, że mało prawdopodobne jest, by była tam Arwen, bo coś i z Elrondem chyba szanse są nikłe, ale Legolas? Parę poprawek w tekście (lub kilka godzin grzebania w przepastnej szafie Tolkiena, w której gromadził wszystkie swoje notatki, w szczególności odrzucone pomysły).
Z takich bardziej życiowych problemów, ile książek można trzymać w mieszkaniu zanim spadną na głowę sąsiadowi. I jak je przetrzymywać? Pod ścianą? Rozkładać je równomiernie na podłodze, że zamiast budować kolumny, będziemy obniżać wysokość naszego mieszkania? Ponoć ktoś kiedyś na poważnie rozważał ten problem i w bibliotekach mają podwyższone normy wytrzymałości stropów. Właściwie, dlaczego problemem miałaby być duża ilość książek, a nie np. duża ilość akwariów, od podłogi do sufitu. Było też o konserwacjach dzieł sztuki, budynków, ocieplaniu i takich innych sprawach. Oraz o tabletach, czy lepsze są małe czy duże i dlaczego ekrany dotykowe o czułości dobrego tabletu to taka droga zabawka –a przecież to wygodniej widzieć jak rysunek powstaje pod naszą ręką.
I w tym momencie dostrzegliśmy, że skończyły się ciastka. Normalnie oznaczałoby to KONIEC!!!, ale tym razem mangowcy kantowali i nam podbierali jedzenie, nawet nie pytając o zgodę, więc ustaliliśmy, że oznacza to tylko koniec spotkania. Kolejne albo jakoś w sierpniu, albo we wrześniu, ale bez Marigold, albo i w październiku. Znaczy, na chwilę obecną wiadomo, że nic nie wiadomo. Kiedyś tam spotkanie pewnie będzie.

Hmm… jakaś lektura obowiązkowa? Tym razem wspomniany Sekret Księgi z Kells.

 

Kategorie wpisu: Fandom tolkienowski

6 Komentarzy do wpisu "Spotkanie Sekcji Tolkienowskiej ŚKF
(6 stycznia)"

Noatar, dnia 06.01.2012 o godzinie 10:47

Poprawka: Noatar i Elendilll pojawią się na 100% :) Do zobaczenia.

Lord Ya, dnia 06.01.2012 o godzinie 11:09

Druga poprawka: Lord Ya też będzie na 100%… no ok, może 97.8% na wypadek jakiegoś spotkania losowego (2k6 orków na poziomie k4 wyskakuje zza kiosku)
Trzecia poprawka: Spotkania tolkienowsko-mangowo-graficzne to było dwa spotkania temu (a przynajmniej dwa zrelacjonowane przeze mnie spotkania, bo były jeszcze kilka po drodze). Ostatnio było spotkanie doktorantów.

Galadhorn, dnia 06.01.2012 o godzinie 23:30

Relacja ze spotkania, które było po prostu zajeruwiaste!

http://elendili.pl/viewtopic.php?p=157627#157627

Lord Ya, dnia 06.01.2012 o godzinie 23:34

No ładnie, Gal siedział i czatował aż napiszę relację, by zaraz dać tu linka.

Galadhorn, dnia 06.01.2012 o godzinie 23:43

[Lubię to]

Elendilion – Tolkienowski Serwis Informacyjny » Blog Archive » Spotkanie Sekcji Tolkienowskiej ŚKF w Katowicach, dnia 28.01.2012 o godzinie 14:48

[…] zapraszam do zapoznania się z relacją relacją z poprzedniego spotkania, które miało miejsce 6 stycznia. A znając życie, pewnie po spotkaniu za tydzień znów będą na mnie krzyczeć, bym napisał coś […]

Zostaw komentarz