Aktualności ze świata miłośników twórczości Tolkiena

O barwach… – nie tylko jesiennych

Gdy Quendi przebudzili się nad wodami Cuiviénen i miłością obdarzali wszystko, co ich oczy oglądały w nowo odkrywanej Ardzie, w umysłach Pierworodnych narodziły się nowe słowa na określenie barw, ujawnionych w blasku gwiazd i świetle słońca. Najpierw nazwali sklepienie nocnego nieba czarnym, a niezliczone iskry gwiazd białymi. Potem czerwoną nazwali krew, która wraz z życiem płynie w ich ciałach. A że wzrastająca zieleń i słońce lata radowały ich ogromnie, stworzyli też słowa zielony i żółty. W końcu błękitnym nazwali Jezioro Przebudzenia, bo szczególnie ukochali wodę, jeden z najdoskonalszych darów Eru, echo Wielkiej Muzyki.

Alyanorno
Apokryficzna nota do „Cuivienyarny” (patrz tutaj)

lorienZobacz, że gdy w taki dzień jak dziś, nasz jesienny świat pokrywa szczelnie pochmurne stalowe, chłodne niebo, październikowe złoto liści jest niczym odblask jasnego słońca i wspomnienie minionego lata. Jeszcze tydzień, dwa i jeżeli nastaną większe mrozy i zawieje chłodniejszy wiatr z północy, ta złocisto-ognista okrasa naszych drzew ustąpi miejsca nagości i szarości. Gdy jeszcze tyle wokół nas barw, gdy przyroda przed zimowym uśnięciem raczy nas tą feerią kolorów na tle szarego nieba, gdy zdaje się, że malejące słońce zechciało jeszcze podzielić się swym ogniem i blaskiem z miriadami liści, warto zastanowić się przez chwilę nad tym, jak nazwać te wszystkie barwy w najpiękniejszym języku. W języku Elfów…

Czy wiecie, że Homer, starożytny grecki mitopoeta, w całym swoim dziele użył tylko czterech nazw kolorów? Tłumaczymy je jako czarny, biały, zielono-żółty (opisujący barwę miodu, soki roślinne oraz krew) i purpurowo-czerwony (na opisanie wina, morza i owiec). Jego niebo jest… brązowe, a nie błękitne, jak moglibyśmy się spodziewać. W czasach Darwina powstała teoria, że siatkówka starożytnych Greków nie wyewoluowała jeszcze do percepcji innych kolorów, ale my myślimy dziś, że to raczej ich język był na niższym stopniu ewolucji i nie znał jeszcze innych kolorystycznych określeń. I na przykład słowo zielono-żółty mogło opisywać po prostu coś ‚płynnego’, ‚świeżego’ i ‚żywego’ – dlatego Homer użył go do opisania właściwości krwi. Czy wiecie, że wiele języków nie ma w ogóle określeń na inne barwy niż czerń i biel? Tak jest na przykład pośród różnorodności języków Papui Nowej Gwinei. Klasyczny walijski – podstawa fonetyczna dla Tolkienowskiego sindarinu – nie ma za to określeń: brązowy, szary, niebieski i zielony! Jedno słowo służy do opisu części odcieni zieleni, inne opisuje resztę zielonych odcieni, razem z błękitem i częścią szarości a trzecie służy do opisu reszty szarości i części brązów. A zatem mamy tu zupełnie inne postrzeganie kolorów niż we współczesnej polszczyźnie czy angielszczyźnie. Okazuje się jednak, że praktycznie wszystkie języki wypracowują swój system kolorystycznych przymiotników tak, że najpierw powstają słowa biały i czarny, trzecią barwą jest czerwień, potem pojawia się zieleń i żółć, jako szósta barwa pojawia się kolor niebieski, a jako siódmy brąz.

W bardzo ciekawym rozdziale „The Eyes of Legolas Greenleaf” (str. 115) książki Henry’ego Gee pt. The Science of Middle-earth (‚Nauka Śródziemia’; Cold Spring Press, NY 2004, streszczenie na forum Elendilich) czytamy o wzroku Elfów, które ma ewidentnie większą rozdzielczość niż wzrok ludzi. Z tą większą rozdzielczością wiąże się dostrzeganie nie tylko odległych szczegółów, ale też nieuchwytnego dla ludzkiego oka ruchu, np. ruchu gwiazd na nieboskłonie albo ruchu listopadowych liści, które opadają z wiatrem (laurië lantar lassi súrinen). Autor pisze:

Gdy Galadriela śpiewa ze smutkiem o liściach Lórien, które odlatują z wiatrem, ma na myśli zapewne całe bogactwo ruchu niewidocznego dla ludzkich oczu.

Henry Gee dochodzi w końcu do wniosku, że Elfowie mogli też widzieć więcej kolorów niż widzieli Ludzie.

Dodatkowo elfowie potrafią zapewne dostrzec rzeczy, które niewidoczne są dla ludzkiego oka. Związane jest to z możliwą percepcją niedostrzegalnych dla ludzi obszarów widma. Przypomina to przypadek pszczół, które widzą kolory płatków niedostrzegalne dla nas. Mogą one dostrzec więcej barw niż ludzkie oko.

Czy tak rzeczywiście było? Materiał lingwistyczny, który przekazał nam Tolkien niestety tego nie potwierdza, bo nie mamy tam przymiotników, które opisywałyby jakieś nieznane ludziom kolory. Ciekawe zestawienie wszystkich napotkanych w pismach Tolkiena quenejskich określeń barw sugeruje (zebrał je Alex Grigny de Castro, znajdziecie je tutaj), że Elfowie postrzegali kolory tak, jak dzisiejsi Anglicy. Nie ma tu nawet takiego semantycznego przesunięcia, jakie opisywaliśmy w przypadku klasycznego walijskiego.

Apokryficzny opis powstania pierwszych przymiotników opisujących kolory napisałem sam na potrzeby tego felietonu. Grafika jest dziełem Alana Lee.

Kategorie wpisu: Eseje tolkienowskie, Lingwistyka

1 komentarz do wpisu "O barwach… – nie tylko jesiennych"

Galadhorn, dnia 26.10.2010 o godzinie 9:29

„Cuivienyarna” jest pisana zgodnie z konwencją „kulistej Ardy”, jak sądzę, bo jest tam mowa o przebudzeniu w erze słońca, a nie w świecie, w którym słońce wzejdzie dopiero za tysiące lat. Ciekawe ile barw widzieliby Elfowie i umieliby nazwać, gdyby naprawdę jedynym źródłem światła były same gwiazdy?

Zostaw komentarz